Jak Armia Czerwona Polskę wyzwalała? "Po pijaku", lecz metodycznie
  • Anna SzczepańskaAutor:Anna Szczepańska

Jak Armia Czerwona Polskę wyzwalała? "Po pijaku", lecz metodycznie

Dodano: 
Rys. Krzysztof Wyrzykowski
Rys. Krzysztof Wyrzykowski Źródło: Archiwum HDR
Skala grabieży, jakich dokonywali żołnierze Armii Czerwonej jest nawet trudna do oszacowania. Z Polski wywożono wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość. Obok grabieży, czerwonoarmiści dokonywali gwałtów i rozbojów. W całej Polsce wywoływali strach.

– Na początku Armia Czerwona była witana radośnie oraz częstowana wódką i kwiatami. Trudno się dziwić, Polacy byli zmęczeni wojną, głodni, chcieli powrotu do życia i normalności – mówił profesor Marcin Zaremba dla Polskiego Radia.

Entuzjazm szybko opadł, a nadzieje okazały się płonne. Dla Sowietów Polska była tylko kolejnym łupem. Choć oficjalna propaganda mogła głosić hasła o „wyzwalaniu” terenów znajdujących się wcześniej pod niemiecką okupacją, to prawda była zgoła inna. Jednych najeźdźców zastąpili drudzy.

Kradzieże prawem

Sowieckie prawo wojenne mówiło, że szaber „na cele prowadzenia wojny” był dopuszczalny w strefie przyfrontowej ustalonej na 100 kilometrów w głąb wrogiego terytorium. Ten proceder dotoczył szczególnie tzw. Ziem Odzyskanych, czyli zachodnich części Polski oraz Warmii i Mazur, które Sowieci traktowali jako terytorium Niemiec.

Grabieże były zatwierdzone osobiście przez Józefa Stalina. Rozkazy w sprawie zbierania wojennych łupów pojawiły się w styczniu 1945 roku. Na ich mocy utworzono specjalne oddziały, które nadzorowały i prowadziły grabież. Do brygad tych należeli np. historycy sztuki czy inżynierowie, którzy „znali się na rzeczy” i wskazywali, co rabować w pierwszej kolejności. Na czele całej operacji okradania Polski stał Gieorgij Malenkow.

Oddział Armii Czerwonej podczas ataku na Polskę, wrzesień 1939 r.

Armia Czerwona wywoziła z Polski całe fabryki, huty, a także wyposażenie małych przedsiębiorstw. Demontowała i wywoziła tysiące kilometrów torów kolejowych.

Sowieci ograbili nie tylko Polskę. Setki tysięcy ton materiałów, sprzętów i maszyn wywieziono ze wszystkich państw, które czerwonoarmiści „wyzwalali”. Były to m.in. Rumunia, Węgry, Czechosłowacja. Jednak najwięcej ucierpiała Polska.

Bartłomiej Makowski w artkule „Czerwona szarańcza. Jak Sowieci grabili »wyzwalane« tereny” pisał: „W czerwcu 1944 roku zaczęło się ograbianie Rumunii. Z Węgier wywieziono 2800 wagonów łupów, z Czechosłowacji - 6500 wagonów, z Austrii - 31 200. Wszystkie te liczby bledną przy danych dotyczących Polski. Do 2 sierpnia 1945 roku z Ziem Odzyskanych i terenów przedwojennej Polski wywieziono 214 961 wagonów łupów. A należy nadmienić, że ogołacanie polskich ziem trwało także później”.

Powtórzmy: 215 TYSIĘCY. Trudno sobie nawet taką liczbę wagonów wyobrazić.

Niestety praktyki stosowane przez Sowietów szybko „przeniosły” się na niektórych Polaków, którzy poprzez szaber chcieli się wzbogacić lub po prostu zarobić na życie. Oporów nie było – w końcu grabiło się coś, co należało (najczęściej, choć nie zawsze) do Niemca. „»Nastrój trofiejny«, który najpierw udzielił się polskim żołnierzom, siłą rzeczy musiał promieniować także na społeczeństwo. Trudno było nie dostrzec radzieckich transportów jadących na wschód, załadowanych po brzegi niemieckim dobrem” - pisał Marcin Zaremba w książce „Wielka trwoga. Polska 1944-47”.

Ruina

Sowieci rabowali wszystko, co się dało. Od fabryki po zegarki. Od maszyn przemysłowych po najdrobniejsze przedmioty. Ich bandycka działalność była odczuwalna szczególnie na wsiach.

Mój mieszkający na wsi pradziadek wspominał (opowieść stała się jedną z rodzinnych historii): „Kiedy weszli Niemcy – wszyscy się bali. Ale dopiero jak przyszli Ruscy, to zaczął się strach. Jak weszli do wsi, wszyscy siedzieli w domach i podglądali tylko przez zasłonięte okna, co robią. Kiedy złapali świnię, nie czekali na żadną polową kuchnię, ale rozpruwali jej brzuch i jedli takie mięso, prawie na surowo, trochę tylko opieczone nad ogniem. Jak kogoś zabili, a ten miał na palcu obrączkę, nie ściągali jej na siłę, ale obcinali palec”.

Sowieccy żołnierze w zajętym przez Armię Czerwoną Połocku, 4 lipca 1944 r.

Sprawie rabunków na wsiach poświęcił artykuł m.in. Krzysztof Lesiakowski. Profesor pisał:

„O skali rabunkowych poczynań żołnierzy sowieckich świadczy list chłopów z województwa krakowskiego do wojewody: »wyłamując zamki w szafach i skrzyniach, zabierają z nich resztki odzieży, bielizny, pościeli i pozostawiają w zajmowanych przez siebie izbach najczęściej kompletne pustki i nieład, a nieraz strzępy rozmyślnie podartej odzieży. Straty zadane przez rosyjskie wojska są szczególnie dotkliwe ze względu na to, iż wyniszczeniu ulegają resztki, których nie zabrali Niemcy«”.

W innym miejscu przytacza kolejną historię: „Inwentarz żywy z parcelowanych majątków poniemieckich, jako dobro »trofiejne«, zabierały wojska sowieckie. Rabowano również samych osadników. Jeden z nich w piśmie do Powiatowego Urzędu Ziemskiego w Pile pisał, że wieczorem 19 grudnia 1945 r. do jego gospodarstwa przyjechało wozem 15 sowieckich żołnierzy, »wszyscy z bronią w ręku i nasadzonymi bagnetami«. Zabrali: budzik, zegar ścienny, zegarek męski, »który ściągnęli mi z ręki«, »buty ściągnęli mi z nóg, dwie pary uprzęży, siodło z konia, pełen wóz ziemniaków«. Osadnik postanowił zrezygnować z gospodarki”.

Armia Czerwona odbierała rolnikom wszystkie maszyny rolnicze. Grabiła nawet te należące do państwowych przedsiębiorstw, jak Państwowe Przedsiębiorstwo Traktorów i Maszyn Rolniczych. Kradziono żywy inwentarz, odbierano ludziom wszystkie zwierzęta, a nawet proste narzędzie gospodarskie. Z domów zabierano, co tylko się dało. Wiele rzeczy uznanych za zbędne po prostu złośliwie niszczono. W niektórych rejonach Sowieci odebrali polskim rolnikom nawet 75 procent zapasów zboża.

Kolumny piechoty sowieckiej wkraczające do Polski, 17 września 1939 rok

Jednym z bardziej bezczelnych praktyk czerwonoarmistów było koszenie polskich pól i łąk. Robiono to dosłownie pod okiem właściciela pola, który mógł tylko patrzeć, jak Sowieci wywożą jego zboże do siebie.

Co istotne, lokalne władze czy milicja skrzętnie spisywały wszystkie skargi. Informacje o grabieżach przekazywano wyżej, łącznie z różnymi ministerstwami. Nikt jednak nie mógł nic zrobić.

Interwencje podejmowano najczęściej, kiedy Armia Czerwona dopuszczała się gwałtów na kobietach. Były to jednak interwencje spóźnione i po fakcie. W praktyce nie dysponowano żadną siła nacisku na rozpasane i barbarzyńskie sowieckie wojsko. Władze ograniczały się tylko do ostrzegania, np. przed tym, aby kobiety nie chodziły samotnie po wioskach czy miastach lub rezygnowały z jakiś aktywności.

Ilość kobiet, które zgwałcili Sowieci w latach 1939-1947 w Polsce do dziś pozostaje nieznana, brakuje bowiem stosownych badań, a przede wszystkim źródeł, które pomogłyby oszacować liczbę poszkodowanych kobiet. Profesor Marcin Zaremba określa tę liczbę na „kilkadziesiąt tysięcy” kobiet.

„Wyzwolenie” Polski przez Armię Czerwoną naznaczone jest krwią (maszerujące za wojskiem NKWD od razu wydało wojnę polskiemu podziemiu), rabunkiem, rozbojem i gwałtem. W ich marszu nie było triumfu ani radości. Nowy okupant siał niekiedy jeszcze większy strach niż Niemcy i zostawił Polskę kompletnie zrujnowaną. Jej odbudowa po II wojnie światowej tak naprawdę nadal się nie zakończyła.

Literatura:
Bartłomiej Makowski, Czerwona szarańcza. Jak Sowieci grabili »
wyzwalane« tereny, Polskie Radio.
Bogdan Musiał, "Wojna Stalina. 1939-1945: Terror, Grabież, Demontaże".
Krzysztof Lesiakowski, "»Trofiejny« przemarsz", IPN.
Marcin Zaremba, "Wielka trwoga. Polska 1944-47".

Czytaj też:
Miejsca, których nie ma. Czego pozbawiła nas Armia Czerwona
Czytaj też:
Wyzwalanie czy zniewalanie? Dyrektor oddziału IPN tłumaczy
Czytaj też:
Opowiedzcie mi więcej o rosyjskiej duszy

Źródło: DoRzeczy.pl