Bezlitosny los dziejowy, który tysiąc lat temu umieścił Polskę w fatalnym miejscu między Rosją i Niemcami, w latach 30. XX w. okazał się wyjątkowo okrutny. Akurat wtedy obydwa kraje stały się totalitarnymi potęgami z ludobójcami u władzy, które zbroiły się po zęby. Sowieci budowali tysiące czołgów, samolotów i dział kosztem niewolniczej pracy milionów ludzi, a Niemcy finansowali zbrojenia głównie dzięki postępującemu zadłużeniu wewnętrznemu i skłonieniu rodzimych przemysłowców do posłusznego – i na ogół gorliwego! – wykonywania żądań Führera. Były to żądania dyletanta, które z rynkową polityką gospodarczą niewiele miały wspólnego. Ich celem nie był bowiem zrównoważony rozwój gospodarczy Niemiec, ale ich szybkie uzbrojenie wystarczające do podbicia i obrabowywania sąsiednich krajów.
Nie było to oczywiście niczym nowym w dziejach. Bezlitosnymi plemionami rozbójniczymi były już np. „ludy morza” napadające na starożytny Egipt, Hunowie Attyli czy Mongołowie Czyngis-chana. Dzięki rozbojom na wielką skalę wyrosły imperia Persów, Rzymian i Turków Osmańskich. Podboje i wyzysk podbitych karmiły Rosję od moskiewskich carów do bolszewików oraz Prusy – od Fryderyka II do II Rzeszy. Właśnie od koronacji króla Prus na cesarza Niemiec (1871) wyobraźnię niemieckich polityków i generałów, historyków i geografów, ale też milionów Niemców coraz bardziej zaprzątał projekt Mitteleuropy, obejmującej Europę Środkową od Bałtyku do Morza Czarnego i od Ukrainy do Niderlandów. Wraz z poczuciem dojmującej krzywdy po klęsce Niemiec w pierwszej wojnie światowej ziarno Mitteleuropy zakiełkowało w umyśle Adolfa Hitlera.