Czytamy o heroizmie żołnierzy batalionów harcerskich „Zośka” i „Parasol”, tak mocno już wykrwawionych na Woli i Starym Mieście, że łącznie tworzyły jeden tylko batalion, a mimo to chłopcy (i dziewczęta!) trwali do końca w ruinach ostatnich redut przy ul. Wilanowskiej 5 i 1. Niektórzy wreszcie ratowali się, przepływając Wisłę. Zapytałem ciężko poranionego już na Starówce sierż. podch. Stanisława Krupę „Nitę” (batalion „Zośka”): – Stasiu, a jakim stylem płynąłeś? – Jakim?! – usłyszałem. – Rozpaczliwym!
Nareszcie ktoś uczciwie i wyczerpująco napisał o udziale w walkach żołnierzy 1. Armii LWP między 16 a 21 września. Słuszna jest konkluzja: „… był to jedyny przypadek, kiedy ramię w ramię walczyli powstańcy z Armii Krajowej, uznający Rząd RP na uchodźstwie w Londynie, i żołnierze… z wojska będącego pod rozkazami i pełną kontrolą Moskwy. Wyjątkowym momentem tej walki była chwila, gdy oficer AK został mianowany dowódcą batalionu berlingowców…”.
A co do rzekomo samodzielnej decyzji gen. Berlinga o wysłaniu desantu na lewy brzeg rzeki, dowiadujemy się, że rozkaz wydał szef sztabu Frontu Białoruskiego gen Malinin, ale następnie opóźnił operację, a wkrótce Rosjanie zakazali wsparcia artyleryjskiego podczas desantu. Stalin mógł więc pochwalić się aliantom, że pomaga Polakom, a zarazem pozwolić Niemcom zabić nas jak najwięcej.
Szymon Nowak „Czerniaków 1944” Bellona