Kilka lat temu na rosyjskim Dalekim Wschodzie zaobserwowano wyjątkowo ciekawe zjawisko. W czasie jednej z manifestacji protestacyjnych we Władywostoku uczestnicy protestu szli ulicami miasta pod sztandarami istniejącej na początku lat 20. ubiegłego stulecia na tych ziemiach teoretycznie niezależnej Dalekowschodniej Republiki (DWR). Zjawisko to o tyle dziwne, że Daleki Wschód jest dziś regionem zasiedlonym przez liczne mniejszości narodowe. Ludność Dalekiego Wschodu jest bardzo specyficzna. Spory jej procent stanowią potomkowie katorżników, zesłańców i innych tzw. wrogów władzy sowieckiej i rosyjskiej. Nie brakuje również tych, którzy mają świadomość swego polskiego pochodzenia. Rdzenni mieszkańcy tego regionu prawie w żadnej teoretycznie jednostce autonomicznej nie stanowią większości. Nawet w tzw. Żydowskim Obwodzie Autonomicznym, który jest prawie 10-krotnie większy terytorialnie od Izraela, liczba Żydów nie przekracza 2 proc. wśród ponad 150 tys. mieszkańców obwodu, który był wymyślony przez władze sowieckie jako proletariacka ojczyzna Żydów całego świata. Jednak czy świadczy ten skład ludności o tym, że ci ludzie nie mają ambicji separatystycznych?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.