Ryszard Kukliński przez lata przekazywał Amerykanom tajne dane dotyczące wojska PRL oraz działań i zamiarów dowództwa wojsk sowieckich w Moskwie. W końcu, krótko przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce, kiedy groźba wykrycia jego działalności dramatycznie wzrosła, Kukliński zdecydował się uciekać wraz z całą rodziną z Polski.
Życie na obczyźnie nie było łatwe
Jest 11 listopada 1981 r. Dla Ryszarda Kuklińskiego i jego rodziny ów dzień jest pierwszym w „ojczyźnie z przymusu” – po dramatycznej ucieczce pod osłoną CIA, Kuklińscy wylądowali na amerykańskiej ziemi. Pierwszy tydzień nowego życia upłynął na czymś w rodzaju kwarantanny – cała rodzina została przetransportowana do pilnie strzeżonego mieszkania. Przybysze nie mogli wychodzić z domu, w mieszkaniu zamontowano podsłuch, a ponieważ oficerowie CIA nie znali polskiego, Kuklińscy dostali zezwolenie na prowadzenie rozmów jedynie… po rosyjsku. Nie spotkało się to z ich aprobatą. Woleli milczeć.
Po tygodniu izolacji po raz pierwszy, oczywiście pod czujnym okiem służb, opuścili swoje lokum. Kuklińskiego czekała seria spotkań: najpierw z dyrektorem CIA Caseyem, by odebrać medal za zasługi dla amerykańskiego wywiadu, następnie z byłym doradcą prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Zbigniewem Brzezińskim. Czekały go także przesłuchania w siedzibie CIA w Langley, gdzie miał podzielić się swoją wiedzą o przygotowaniach do wprowadzenia stanu wojennego. Wszystko, co powiedział potwierdziło się 13 grudnia 1981 r.
Dla całej rodziny zaczął się okres „względnej stabilizacji”. Dlaczego względnej? Pułkownik Kukliński otrzymał stałą pensję, rozpoczął pracę w Pentagonie, z drugiej strony rodzina musiała funkcjonować pod zmienionym nazwiskiem, w grę wchodziły częste zmiany mieszkań i numerów telefonów. Pułkownik zmienił nieco swój wygląd: zapuścił brodę, wąsy i dłuższe włosy, usunął też tatuaż, który zrobił jeszcze jako nastolatek. Życie rodziny płynęło w miarę spokojnie aż do 20 grudnia 1982 r. – wówczas to w tygodniku Newsweek ukazał się artykuł Davida C. Martina "A Polish Agent in Place”, który opisał penetrację polskiej armii przez CIA, jednak bez podania nazwiska Kuklińskiego. W artykule pojawiła się informacja, że anonimowy pułkownik został w Warszawie aż do samego stanu wojennego i że administracja Reagana nie przekazała Solidarności informacji o zamierzeniach wprowadzenia stanu wojennego właśnie po to, aby go chronić. Pułkownik bardzo boleśnie odebrał wspomnianą publikację, pojawiła się nawet myśl by wrócić do Polski i oddać się w ręce prokuratury wojskowej. Dopiero David Forden, jego oficer prowadzący z CIA odwiódł go od tych zamiarów. Agencja chcąc „wynagrodzić” rodzinie Kuklińskich psychiczne perturbacje po publikacji artykułu podjęła się sprowadzenia do USA narzeczonej młodszego syna Kuklińskich, Bogdana. Operacja przeprowadzona we wrześniu 1983 r. zakończyła się powodzeniem. Młodzi pobrali się w październiku tego samego roku.
Rodzinne tragedie
W maju 1984 r. sąd wojskowy w Warszawie skazał zaocznie Ryszarda Kuklińskiego na karę śmierci, konfiskatę majątku i pozbawienie praw publicznych. Odebrano mu też polskie obywatelstwo. Pułkownik de facto stał się bezpaństwowcem. Na domiar złego, wkrótce wybuchła kolejna medialna „bomba” uszyta rękami ówczesnego rzecznika prasowego rządu PRL, Jerzego Urbana.
W czerwcu 1986 r. w Paryżu Ubran spotkał się z Michaelem Dobbsem, byłym szefem warszawskiego biura gazety „Washington Post”. Zaoferował mu na wyłączność prasową rewelację – za kilka dni minister spraw wewnętrznych ma ujawnić, że agentem CIA w Sztabie Generalnym był Ryszard Kukliński, ewakuowany z Warszawy razem z rodziną w listopadzie 1981 roku. Urbanowi przyświecał jeden cel: skompromitowanie administracji Reagana, który „wiedział, ale nie powiedział” i nie podjął próby poinformowania przywódców „Solidarności” o planowanym stanie wojennym. Dobbsa bardzo zainteresowały te rewelacje: ich efektem był przygotowany we współpracy z reporterem Bobem Woodwardem pierwszostronicowego artykułu, w którym podano nazwisko Kuklińskiego i jego rolę w ujawnieniu Amerykanom planów stanu wojennego. W artykule powtórzono to, co Urban powiedział Dobbsowi: „Administracja USA mogła publicznie ujawnić te plany przed światem i ostrzec Solidarność”. Rozpętała się burza. Oliwy do ognia dodał sam Urban podczas konferencji prasowej 6 czerwca 1986 r., kiedy powołując się na publikację jednego z najbardziej poczytnych czasopism amerykańskich, sarkastycznie zauważył, że rząd amerykański „Nie ostrzegł swych sojuszników, nie chełpił się swym agentem, jak to zwykle czynił”.
Pułkownik bardzo przeżywał całą sytuację. Co prawda 15 września 1986 r. oficjalnie przyznano mu amerykańskie obywatelstwo, ale to nie wystarczyło. Kukliński chciał osobiście odeprzeć ataki Urabna. Uczynił to w długim wywiadzie w paryskiej „Kulturze” – opublikowanym w kwietniu 1987 r. Tłumaczył w nim m. in. dlaczego nie ostrzeżono „Solidarności”. Kukliński stał na straży zdania, że opór byłby bezskuteczny i doprowadziłby jedynie do „krwawej masakry”, jednocześnie wskazywał że planowanie stanu wojennego rozpoczęło się pod koniec 1980 roku - znacznie wcześniej niż oficjalnie przyznano, że komuniści przez cały czas zamierzali zgnieść Solidarność zadając kłam ich twierdzeniom o negocjowaniu w dobrej wierze z przywódcami związku i polskim episkopatem. Ów wywiad był niejako furtką otwierającą szeroką debatę na temat kulis wprowadzenia stanu wojennego w opozycyjnych kręgach w Polsce. Nie wszyscy jednak zgadzali się z tezami pułkownika.
Potem przyszedł tragiczny rok 1994: w sylwestrową noc z 31 grudnia na 1 stycznia 1994 r. zaginął młodszy syn pułkownika Bogdan, który był zawodowym płetwonurkiem. Razem z kolegą wypłynął w rejs u wybrzeży Florydy. Oficjalnie podano, że jacht został przewrócony przez falę, mężczyźni utonęli, a ich zwłok nie odnaleziono. Z kolei 13 sierpnia 1994 roku, czarna terenowa półciężarówka Dodge potrąciła na terenie kampusu w Phoenix drugiego syna Kuklińskich, Waldemara Kuklińskiego. Kierowca wycofał samochód, znów przejechał po ciele ofiary, a następnie zawrócił i uderzył w nie jeszcze raz. Auto znaleziono później porzucone, jednak wszystkie odciski palców zostały starannie wytarte. Sam Kukliński publicznie twierdził, że śmierć obu synów to zemsta za jego współpracę z CIA. Podobnego zdania jest prof. Andrzej Paczkowski. Z kolei gen. Dukaczewski w 2014 r. sugerował, że synowie pułkownika żyją, zaś doniesienia o ich tragicznym losie to dezinformacja. Jeszcze wcześniej, bo w 2009 r., tygodnik „Wprost” opublikował tekst powołujący się na anonimowe amerykańskie źródła, wedle których młodszy syn Ryszarda Kuklińskiego, Bogdan, wcale nie zginął.
A co z samym pułkownikiem? Po dramatycznym roku 1994 r. przeszedł na emeryturę i przeprowadził się wraz z żoną na Florydę, gdzie mieszkał jego wnuk Mike. 27 kwietnia 1997 r. Kukliński odwiedził Polskę. Ostatnie lata życia spędził na spotkaniach z weteranami, poświęcił się także życiu rodzinnemu. Zmarł na udar mózgu 11 lutego 2004 r. w wieku 74 lat. Jego ciało zostało pochowane na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.
Czytaj też:
Ryszard Kukliński. Kariera w Wojsku Polskim i praca dla AmerykanówCzytaj też:
Tajemnicze zniknięcie, gra wywiadów. Jak Ryszard Kukliński wydostał się z Polski?Czytaj też:
Ksiądz Franciszek Blachnicki. Przez lata na celowniku służb PRL. Dlaczego zginął?Czytaj też:
Jan Olszewski. Człowiek, który chciał zmienić Polskę na lepsze