W polskiej prawicowej publicystyce powszechnie przyjmuje się, że Niemcom udało się - szczególnie w ostatnich latach - rozmyć odpowiedzialność za zbrodnie i wywołanie II wojny światowej. Winę za wszelkie zło przerzucono na niezwiązanych z żadnym narodem nazistów. Inicjatorami tych działań mieli być pracujący w niemieckich instytucjach publicznych dawni naziści.
Rzeczywiście, jak wynika z raportu komisji historyków Manfreda Goertemakera i książki Malte Herwiga „Die Flakhelfer”, niemiecka administracja na różnych szczeblach pełna była nie tylko „szeregowych” nazistów, ale również gestapowców i SS-manów. Twórcą Niemieckiej Służby Wywiadowczej (BND) i szefem aż do 1968 r. był gen. Reihard Gehlen, współtwórca planu ataku III Rzeszy na ZSRS. Wkrótce po wojnie Gehlen rozpoczął współpracę z Amerykanami. To jego podwładnym przypisuje się operację z końca lat 50., której celem miało być rozmywanie odpowiedzialności za zbrodnie i wprowadzenie do medialnego obiegu terminu „polskie obozy koncentracyjne”. Problem w tym, że nie ma żadnego źródła wskazującego, aby przeprowadzono taką akcję. Teza ta pojawiła się kilka lat temu w publikacji Leszka Pietrzaka. Historyk nie przedstawił jednak żadnych dowodów na jej potwierdzenie. Gahlen musiałbym zresztą zgodę swoich amerykańskich zwierzchników na podjęcie takich działań.
Realizowanie takiej operacji nie było potrzebne, ponieważ zachodnia opinia publiczna nie uznawała całego narodu niemieckiego za winnego zbrodni, a termin „polskie obozy koncentracyjne” funkcjonował w mediach już od czasów wojny. Głównym wrogiem Zachodu byli w tym czasie Sowieci, a nie dawno pokonani Niemcy.
Pierwsze „polskie obozy”
Wyrażenie „polskie obozy śmierci” pojawiło się po raz pierwszy w amerykańskim magazynie „Collier's” w 1944 r., w tytule artykułu autorstwa Jana Karskiego (!), który informował zachodnią opinię publiczną o stworzonych przez Niemców obozach zagłady. Termin ten pojawiał się później wielokrotnie w amerykańskich mediach. W użyciu były również „polski Holokaust” i „nazistowska Polska”. W czasie wojny i krótko po niej dla Amerykanów i Brytyjczyków było jasne, że to nie Polacy dokonywali zbrodni. Żołnierze i ich rodziny doskonale wiedzieli przecież z kim walczyli. Dlatego początkowo te skróty myślowe zawierające koszmarny dla nas błąd nie raziły w takim stopniu, jak obecnie. Po co w takiej sytuacji Niemcy mieliby przeprowadzać operację tajnych służb, aby wprowadzić do obiegu terminy, które od wielu lat na Zachodzie były w powszechnym użyciu?
Rozmywanie odpowiedzialności za zbrodnie również nie było konieczne. Jak wynika z badań opinii publicznej prowadzonych jeszcze w czasie wojny, większość Amerykanów winą za zbrodnie obarczała nazistowskich przywódców, a nie cały naród niemiecki.
Czytaj też:
Historyczne sondaże - zapomniane fakty z II wojny światowej
We wrześniu 1944 roku zaledwie 2 proc. Amerykanów uważało, że niemieckie społeczeństwo ponosi winę za wojenne okrucieństwa. 58 proc. za zbrodnie obwiniało wyłącznie nazistowskich przywódców, a 38 proc. winę przypisywało zarówno Niemcom, jak i ich przywódcom - wynika z badań prowadzonych przez amerykańskie Narodowe Centrum Badania Opinii (The National Opinion Research Center). Niemal rok później, w lipcu 1945 r., gdy na jaw wyszły kolejne akty ludobójstwa, odsetek obwiniających zarówno naród niemiecki, jak i nazistowskich przywódców wzrósł do 52 proc., odpowiedzialność wyłącznie nazistowskich liderów wskazywało 42 proc., a wyłącznie niemieckiego społeczeństwa 4 proc.
Przytłaczająca większość Amerykanów za wrogów uważała nie cały naród niemiecki, ale wyłącznie Hitlera i rząd III Rzeszy. W pięciu sondażach przeprowadzonych w 1942 r. przez Amerykański Instytut Opinii Publicznej (The American Institute of Public Opinion) i Biuro Badań Opinii Publicznej (The Office of Public Opinion Research) na wszystkich Niemców jako wroga wskazywało zaledwie 5-6 proc. badanych. Wrogiem dla 74-79 proc. były niemieckie władze, a 12-18 proc. wskazywało zarówno rząd, jak i społeczeństwo. Proporcje te zmieniły się nieznacznie w 1943 r. nadal jednak dla 64-65 proc. wrogiem były przede wszystkim nazistowskie władze. W kontekście tych badań warto pamiętać, że duża część amerykańskiego społeczeństwa miała niemieckie korzenie lub przodków wywodzących się z państw walczących po różnych stronach konfliktu.
Wojna przeciw Hitlerowi
Inaczej sytuacja wyglądała w Wielkiej Brytanii. We wrześniu 1939 r., podczas niemieckiej inwazji na Polskę, brytyjska opinia publiczna miała bardzo jednoznaczne zdanie na temat tego, kto jest wrogiem. 90 proc. badanych przez Brytyjski Instytut Opinii Publicznej (British Institute of Public Opinion) wskazało, że jest to niemiecki rząd, zaledwie 7 proc. uznało za wroga niemiecki naród. Badacze nie dali możliwości wybrania obu opcji jednocześnie, jak w przypadku badań prowadzonych w USA. Opinia ta zmieniła się radykalnie rok później, w maju 1940 r. 45 proc. Brytyjczyków uznało za wrogów wszystkich Niemców, a w listopadzie było to już 52 proc. W 1943 r. odsetek ten spadł do 41 proc.
Jedna trzecia Amerykanów, którzy za wroga uznawali Hitlera i nazistów twierdziła w 1942 r., że niemieckie społeczeństwo zostało zmuszone do udziału w walce. Przekonanie to było błędne. Wywołanie i prowadzenie wojny, a także przeprowadzenie ludobójstwa nie było przecież możliwe bez masowego poparcia Niemców. A poparcie to - również dla Holokaustu - było duże nawet rok po przegranej wojnie. Jak widać, rzeczywistość i przekonania opinii publicznej rozmijały się już w czasie wojny. Dlatego Niemcy nie musieli nikomu specjalnie perswadować, że nie ponoszą zbiorowej odpowiedzialności za zbrodnie. Amerykanie wierzyli w to od samego początku.
Czytaj też:
Co ósmy Amerykanin chciał eksterminacji wszystkich Japończyków
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.