W „Zdobyciu władzy” Czesława Miłosza o śmierci Tadeusza Hollendera rozmawiają ukryci pod czytelnymi pseudonimami Bunio i Gajewicz, czyli Janusz Minkiewicz i Jerzy Zagórski. A konkretnie mówią o wróżbach okupacyjnych:
„– Mnie wróżka nic nie chciała powiedzieć – Bunio garbił się z wyrazem smutku.
– Powiedziała tylko jedno zdanie: do osiemdziesiątego roku życia będzie pan jadał w dobrych restauracjach – Gajewicz kiwał głową z aprobatą.
– To się sprawdza, ale czasem na odwrót. Na przykład Tadeusz. Ostrzegaliśmy go, to on w kółko to samo – nie boi się Gestapo, wróżka przepowiedziała trzydziestego maja jego ślub. Aresztowali go trzynastego maja. Rozwalili dokładnie trzydziestego. Wróżka pomyliła linie miłości i śmierci”.
W rzeczywistości Tadeusz Hollender aresztowany został – w wyniku donosu – w nocy z 18 na 19 maja 1943 r. Przesiedział 12 dni na Pawiaku, zanim Niemcy rozstrzelali go 31 maja tegoż roku na terenie spalonego getta warszawskiego, w dniu po jego 33. urodzinach. W Internecie możemy trafić na informację, że miał żydowskie pochodzenia i zginął w getcie. I już.
Tadeusz Lubelski, siostrzeniec poety, w biografii swego wuja „Hollender tułacz” (Universitas, 2024) skrupulatnie odtworzył historię rodziny, ale żydowskich śladów w niej nie odnalazł, za to niderlandzkich antenatów jak najbardziej. Sam poeta w wierszu „O sobie samym” pisał: „Czterech obcych narodów krew w swych żyłach mając, patrzę, senny mieszaniec, na Dwudziesty Wiek”. A w wierszu „Zeznanie rasowe” („Szpilki” 1938, nr 29) deklarował:
Babki dwie, daję słowo,
były czyste rasowo.
Nie miałem dziadków Icków,
obu po katolicku
ksiądz matce ziemi zwrócił
nie na jakimś kirkucie,
lecz, że tak się wyrażę,
na solidnym cmentarzu.
Dziadek poety pisał podręczniki, uczył niemieckiego w Stanisławowie. Ojciec – zmarły w 1967 r. Antoni Hollender – był inżynierem mierniczym, jego pierwszą posadą było kierownictwo urzędu katastralnego w Leżajsku. Tam też przyszedł na świat Tadeusz. Jego matka – Ida z Pisarskich – zmarła, gdy miał zaledwie dziewięć lat. „Został mu ojciec – pisze Tadeusz Lubelski – przeciw któremu wcześnie zaczął się buntować i z którym do końca łączyła go trudna relacja”. Tymczasem ojciec został burmistrzem w Tyśmienicy, z czego przyszły poeta pokpiwał sobie w swoich dziecięcych wierszach. Te bowiem – rzec można – pisywał od zawsze. W Tyśmienicy nie było gimnazjum, chłopiec więc uczył się w Stanisławowie i Tłumaczu. Rodzina przeprowadziła się następnie do Złoczowa, ale Tadeusz coraz bardziej się usamodzielniał, by na studiach związać się z najważniejszym dla siebie miejscem – Lwowem – gdzie studiował na Uniwersytecie Jana Kazimierza prawo i polonistykę, w rezultacie nie kończąc żadnego kierunku. Ze szczętem pochłonęła go bowiem literatura.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.