Samuraj z ferajny

Dodano: 
Świątynia Motoyama-ji, pomnik Kōbō Daishi (Kūkai). Wyspa Sikoku, Japonia
Świątynia Motoyama-ji, pomnik Kōbō Daishi (Kūkai). Wyspa Sikoku, Japonia Źródło: Wikimedia Commons / Toto-tarou, CC BY-SA 3.0
Łukasz Czarnecki | Gdy wypowiadamy słowo „samuraj”, przed oczyma staje nam obraz niezwykle odważnego, powściągliwego i honorowego japońskiego wojownika. Tymczasem losy Katsu Kokichiego pokazują, jak niewiele mógł mieć ów ideał wspólnego z rzeczywistością.

Pochodził z zacnej samurajskiej rodziny, a jego bracia sprawowali nawet państwowe urzędy. Tymczasem on zamiast pielęgnować cnoty wymagane od przedstawicieli swojej klasy społecznej, przeszedł burzliwą drogę od zwykłego chuligana, przez szefa młodzieżowego gangu, do jowialnego „gangstera z sąsiedztwa”. Ludzie schodzili się do niego niczym do Vita Corleone, by prosić o pomoc w rozwiązywaniu problemów.

Naszemu dzisiejszemu bohaterowi czy raczej antybohaterowi przyszło żyć w końcowych latach okresu Edo, który przypadł na lata 1600–1868. Rządy nad Japonią sprawował w tym czasie ród Tokugawa, który po stuleciach wojen domowych przyniósł Japończykom ponad ćwierć millennium pokoju. Inna rzecz, że stało się tak za cenę zamknięcia społeczeństwa w ciasnym gorsecie idei neokonfucjańskich, który z upływem kolejnych dekad coraz mniej pasował do japońskiej sylwetki.

Najwyższą klasą społeczną w hierarchii ustanowionej przez szogunat byli samurajowie. Reżim zabronił im parania się jakąkolwiek działalnością gospodarczą, czy to w rolnictwie, czy to w handlu (kupcy zresztą znajdowali się na samym dnie, jeśli chodzi o szacunek Japończyków do określonych zawodów).

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu tygodnika Do Rzeczy.