Było to nowe podejście do kręcenia filmów. Z dużego przedsiębiorstwa, którym była Wytwórnia Filmów Fabularnych, wydzielono pracowników koniecznych do powstania filmu. I to nie tylko „reżyserów, scenografów czy scenarzystów, ale też elektryków i pracowników budowlanych”. Zespół miał być rodzajem kolegialnego producenta, który zaspokoi wszystkie potrzeby filmowców. Było to zbawienne posunięcie dla polskiej kinematografii. Dawało twórcom taki margines swobody, jaki był tylko możliwy w warunkach ustrojowych Polski Ludowej. „Zespół gromadził się wokół mistrza, a jednocześnie przyciągał młodych ludzi – opowiadał Kazimierz Kutz. – Zespół był bowiem naturalnym miejscem debiutu filmowego. Zaś między zespołami i ich artystycznymi opiekunami panował zdrowy duch konkurencji”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.