Patryk Pleskot
Zapewne 2 marca 1940 r. z obozu w Starobielsku do więzień NKWD w Moskwie wyruszył osobliwy transport. W 10-osobowej grupie jeńców znaleźli się rabin, prawosławny i greckokatolicki pop, kalwiński pastor oraz kilku księży katolickich. Wkrótce wszyscy zginą od strzału w tył głowy w katyńskim lasku.
Eksterminacja polskich elit, realizowana przez Sowietów wiosną 1940 r., oznaczała również śmierć wielokulturowości II Rzeczypospolitej. Postawny chłop z Podkarpacia, muzykalny franciszkanin w wojskowej pelerynie, ochotnik z 1920 r., gospodarny proboszcz, syn rzemieślnika o słabym wzroku, Ukrainiec i były poseł do Sejmu, pop spod Sanoka, potomek rodu rabinackiego z kilkusetletnią tradycją, więzień carskiej Rosji i emigrant... Połączyło ich jedno: jesienią 1939 r. trafili do sowieckiej niewoli, a kilka miesięcy później zostali zamordowani w Katyniu, Charkowie i Twerze.
Dotychczas udało się zidentyfikować 31 nazwiska duchownych różnych wyznań, którzy podzielili ten los – oprócz rzymskokatolickich księży znalazło się wśród nich dwóch protestantów (kalwin i luteranin), dwóch prawosławnych oraz po jednym grekokatoliku i rabinie. Większość albo pełniła funkcję zawodowych kapelanów wojskowych, albo – w wyniku mobilizacji przeprowadzonej wiosną 1939 r. – znalazła się w kilkusetosobowej grupie kapłanów powołanych do służby w charakterze kapelanów rezerwy. Niektórzy jednak (np. kleryk Ignacy Drabczyński) zostali zaliczeni do grona oficerów WP w przypadkowy sposób. Ostatnie miesiące ich życia znikają zresztą z radarów wiedzy historycznej: nawet data wspomnianego na początku ekumenicznego transportu nie jest oczywista (według niektórych źródeł mogło się to wydarzyć już w końcu grudnia 1939 r.).
(…)
Pełna wersja tekstu w kwietniowym numerze „Historii Do Rzeczy”. Już w sprzedaży!
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.