Masakra nankińska była straszliwym apogeum wojny, jaką Japonia wydała Chinom. Wszystko zaczęło się od stosunkowo niewielkich roszczeń terytorialnych, jednak celem Japonii było tak naprawdę zupełne podporządkowanie znacznie większego, ale dość słabego sąsiada.
*
Na początku lat 30. XX wieku Japonia domagała się od Chin oddania Mandżurii. Kiedy dyplomatyczne środki nacisku zawiodły, Japonia postanowiła siłą wyrwać ten obszar Chińczykom.
18 września 1931 roku doszło do wysadzenia w powietrze odcinka należącej do Japonii Kolei Południowomandżurskiej. Sabotażu dokonała japońska Armia Kwantuńska, a Tokio oskarżyło o ten atak Chiny. Był to pretekst do wkroczenia wojsk japońskich do Mandżurii i zajęcia całego terytorium, gdzie utworzono marionetkowe państewko Mandżukuo, na czele którego stanął projapoński cesarz Puyi, ostatni cesarz z dynastii Qing.
Dla samych Chin był to także okres niespokojny. Od dekad Chiny były rozrywane przez wpływy obcych mocarstw, a od 1927 roku toczyła się na ich terytorium wojna domowa pomiędzy komunistami a Kuomintangiem, któremu przewodził Czang Kaj-szek.
Niestabilna sytuacja wewnętrzna w Chinach była idealną chwilą, aby wysunąć wobec nich kolejne żądania – tak myśleli Japończycy, którzy pragnęli przejąć władzę już nie tylko w Mandżurii, ale także w całych Chinach. Przejęcie władzy nad ogromnym terytorium miało być pierwszym krokiem do zdominowania całej Wschodniej Azji.
Takie ekspansjonistyczne plany Japonia miała zresztą już pod koniec lat 20. XX wieku chcąc wybić się na hegemona w tej części świata
7 lipca 1937 roku miał miejsce tzw. incydent na moście Marco Polo, kiedy wojska Japonii zostały ostrzelane przez chińskich komunistów. Był to kolejny kryzys wywołany celowo przez Japonię, który miał uzasadnić atak na Chiny. W tym czasie sami Chińczycy jakby nieformalnie „podpisali” zawieszenie broni i skonsolidowali się. Teraz wróg stał u ich bram i gotów był w każdej chwili na ostateczne rozprawienie się ze swym – paradoksalnie potężnym, ale słabym sąsiadem.
Czang Kaj-szek zażądał wycofania się Japończyków z północnych Chin i zaprzestania ingerencji w wewnętrzne sprawy jego kraju. Japończycy wszystkie te wezwania po prostu zignorowali.
Wojna chińsko - japońska
Nastawiona na ekspansję była przede wszystkim armia japońska. Naczelne dowództwo Cesarskiej Armii Japońskiej było przekonane, że Chiny uda się pokonać w krótkim czasie. Pomimo, że władze w Tokio nie były aż tak entuzjastycznie nastawione na podbój Chin, japońskiego wojska nic już nie mogło powstrzymać. W pewnym sensie dowódcy podejmowali decyzje samodzielnie, bez szczegółowych konsultacji w władzą w Tokio.
W lipcu 1937 roku rozpoczęła się japońska inwazja na Chiny. Wojska japońskie poruszały się bardzo szybko – była to armia dobrze wyposażona i wyćwiczona. Chiny były osłabione, co pozwoliło Japonii podbijać chińskie miasta jedno po drugim.
Chińczycy zgromadzili około pół miliona żołnierzy, lecz nie mogli się równać z Japończykami. Na przełomie lipca i sierpnia Japończycy zdobyli Pekin i Tianjin. Najdłużej opierał się Szanghaj, który padł 11 listopada. Wtedy armia japońska ruszyła na Nankin.
Japonia stosowała taktykę mordów i zastraszania. Zanim dotarli do Nankinu, gdzie miała miejsce największa rzeź cywilów, Japończycy wymordowali tysiące Chińczyków i zrównali z ziemią wiele chińskich zabytków. Armia japońska była zdania, że zabijanie cywilów spowoduje załamanie morale chińskiego wojska i szybsze poddanie Chin władzy Tokio.
Chiński przywódca Czang Kaj-szek dążył do wciągnięcia Japonii w głąb bezkresnego terytorium Chin. Armia chińska posuwała się do przodu, umykając Japończykom. Po doświadczeniach z długą i obarczoną wieloma ofiarami obroną Szanghaju, Nankin pozostał niemal niebroniony. Ta strategia miałaby sens, gdyby Chiny miały do czynienia z „cywilizowanym” przeciwnikiem, ale Japonia nie miała zamiaru stosowac się do żadnych zasad prowadzenia wojny. Wkrótce udowodniła to w najbardziej okrutny sposób.
Rzeź Nankinu
Na początku grudnia 1937 roku Japonia dotarła do Nankinu. Miasto otrzymało ultimatum: miało poddać się w ciągu jednej doby. Tak się jednak nie stało, więc Japonia ruszyła do ataku. Nankin był bombardowany z powietrza i poprzez ostrzał artyleryjski. 12 grudnia resztka chińskiej armii rozproszyła się, niektórzy porzucili mundury i schronili się wśród cywilów. Następnego dnia, 13 grudnia 1937 roku Japończycy weszli do Nankinu. Rozpoczęła się masakra ludności miasta.
Żołnierze japońscy przez sześć tygodni dokonywali mordów i gwałtów na ludności cywilnej. Morderstw dokonywano niemal w każdej minucie. Było na to przyzwolenie od najwyższych dowódców armii japońskiej.
„Ci w pierwszym rzędzie zostali ścięci o głowę, rząd drugi, nim sam został ścięty, musiał wrzucić do rzeki okaleczone ciała. Zabijanie trwało bez przerwy, od rana do nocy, ale żołnierze mogli w ten sposób zabić tylko 2000 osób. Następnego dnia, zmęczeni takim sposobem zabijania, rozstawili karabiny maszynowe. Dwa z nich ostrzelały krzyżowym ogniem uszeregowanych jeńców. Tra-ta-ta-ta. Pociągnięto za cyngle. Jeńcy uciekali do rzeki, ale żaden nie zdołał dotrzeć na drugi brzeg”. – wspominał reporter gazety „Mainichi Shimbun”, którego cytował Iris Chang w książce „Rzeź Nankinu”.
Dziesiątki tysięcy kobiet i dziewczynek – nawet 80 tysięcy, choć dokładna liczba nie jest znana – zostało zgwałconych przez żołnierzy japońskich. Dochodziło do zbiorowych gwałtów lub celowego hańbienia kobiet na oczach ich rodzin. Po dokonaniu gwałtu większość kobiet była zabijana. Japończycy lubowali się także w gwałceniu i zabijaniu ciężarnych kobiet poprzez rozcinanie ich brzucha.
„Kobiety wycierpiały najwięcej. Nieważne, młoda czy stara, żadna nie uratowała się przed zgwałceniem. Posyłaliśmy z Xiaguanu na ulice i do wiosek ciężarówki do wożenia węgla, aby nałapać do nich mnóstwo kobiet. A potem każdej z kobiet przydzielano od 15 do 20 żołnierzy do stosunków seksualnych i do gwałtu”. – cytował Chang jednego z japońskich żołnierzy.
Mordowano jeńców wojennych oraz przypadkowych cywilów. Według niektórych relacji Japończycy urządzili sobie zawody w ścinaniu głów samurajskim mieczem (zawody w ścinaniu opisywano nawet w japońskiej prasie). Martwe ciała wrzucano do rzeki Jangcy przepływającej przez miasto. Dziesiątki tysięcy zwłok płynęło z nurtem rzeki aż do Szanghaju. Ludzi zakopywano żywcem, podpalano i zakłuwano bagnetami. Trudno zliczyć wszystkie metody, jakimi Japończycy zadawali śmierć niewinnym mieszkańcom Nankinu. Nie było dnia, aby Japończycy nie wymyślali nowych metod mordowania ludności miasta.
Oprócz morderstw i gwałtów Japonia splądrowała całe miasto. Ludzi okradano w ich własnych domach i na ulicach, wiele budynków po prostu zburzono lub podpalano. Ludzie, którzy próbowali uciec z miasta byli ostrzeliwani przez japońskie samoloty.
Masakra Nankinu zakończyła się po około sześciu-ośmiu tygodniach, choć nawet po tym czasie terror nie ustawał.
W czasie rzezi Nankinu przebywało w nim jeszcze trochę dyplomatów. Na wieść o nadciągającej armii japońskiej – i słysząc o ich zbrodniach w innych miastach – grupa ta utworzyła w centrum Nankinu strefę bezpieczeństwa (międzynarodowy komitet nankińskiej strefy bezpieczeństwa). Na jej czele stanął ambasador Niemiec, członek NSDAP John Rabe. Uznano, że z racji obywatelstwa będzie lepiej poważny przez Japończyków (Niemcy i Japonia były sojusznikami). Strefa miała kilka kilometrów kwadratowych, a Japończycy zobowiązali się nie przekraczać jej granic. Choć obietnicę czasem łamali, to i tak strefa bezpieczeństwa w Nankinie uratowała ponad 200 tysięcy ludzi.
Rzeź Nankinu to zbrodnia ludobójstwa, w wyniku której zginęło nawet 300 tysięcy ludzi (a być może jeszcze więcej). Część Japończyków zdecydowanie zaniża te liczbę mówiąc niekiedy zaledwie o kilku tysiącach ofiar. Niektórzy zbrodniarze, którzy dopuścili się masakry ludności Nankinu i innych zbrodni wojennych w Chinach zostali postawieni przed Międzynarodowym Trybunałem Do Spraw Dalekiego Wschodu w Tokio.
Japonia do dzisiaj tak naprawdę nie przeprosiła za zbrodnię, której dokonała w 1937 roku.
Czytaj też:
Urządzić świat na nowo. Pakt trzechCzytaj też:
Konferencja kairska. Nowy ład na Dalekim Wschodzie, który ciąży do dziśCzytaj też:
Konferencja w Teheranie. Stalin wygrał wszystko, a Roosevelt był nim zachwycony