PIOTR WŁOCZYK: Dlaczego Churchill i Roosevelt nie posłuchali rady Napoleona?
MATTHEW PARKER: Francuski cesarz stwierdził kiedyś, że skoro Włochy są butem, to należy wchodzić w nie od góry. I to było sensowne podejście. Dużo wcześniej podobnie myślał Hannibal, który atakował Rzym naokoło od północy, zamiast zrobić to najkrótszą drogą, czyli właśnie od południa.
Obaj wspomniani przez pana przywódcy doprowadzili swoimi działaniami do strategicznego i taktycznego bałaganu, wręcz katastrofy, której efektem były bardzo krwawe zmagania pod Monte Cassino.
Atakowanie tego miejsca nie było najlepszym wyborem?
Gdyby niemieccy generałowie mieli wybrać jedno miejsce w Europie, które jest najlepsze do obrony, to na pewno wybraliby właśnie Linię Gustawa na południu Włoch ze wspaniałymi pozycjami na masywie Cassino.
Żeby wyjaśnić, dlaczego alianci dotarli właśnie pod Monte Cassino, musimy się cofnąć kilka lat wstecz, do momentu, gdy USA weszły do wojny i pojawił się postulat „Niemcy Pierwsze” („Germany First”). Decyzja, by zaangażować najszybciej, jak się da, amerykańskich żołnierzy przeciw Niemcom, była kwestią polityczną i nie wynikała z potrzeb wojskowych.
Chodziło głównie o to, żeby Stalin widział, że jego zachodni sojusznicy realnie biorą udział w wojnie z III Rzeszą?
Tak, celem było utrzymanie Rosjan w wojnie. Między sojusznikami istniało bardzo dużo nieufności. W Londynie i Waszyngtonie obawiano się, że Stalin zawrze z Hitlerem separatystyczny pokój. Każdy wiedział, że był tu precedens – pakt Ribbentrop-Mołotow, który dla wszystkich był wielkim zaskoczeniem. Amerykanie i Brytyjczycy chcieli pokazać Stalinowi, że robią wszystko, by odciążyć go w wojnie z Niemcami.
Po zwycięskiej kampanii w północnej Afryce przeciw wojskom włoskim i niemieckim Amerykanie i Brytyjczycy żywiołowo dyskutowali podczas konferencji w Casablance, co zrobić w następnej kolejności. Efektem był kompromis, który jednak dużo lepiej odzwierciedlał podejście Brytyjczyków niż Amerykanów. Churchillowi udało się przeforsować swój pomysł uderzenia w „miękkie podbrzusze” Europy. Amerykanie, szczególnie zaś gen. George Marshall – szef sztabu generalnego – woleli dojść do Berlina najprostszą drogą.
Czyli gdyby wszystko miało zależeć od Amerykanów, Włochy nie byłyby tu pierwszym wyborem?
W trakcie dyskusji między aliantami pojawiały się przeróżne plany. Churchill chciał „podpalić” Bałkany, wypłynął też pomysł desantu na Sardynię, ale ostatecznie alianci postanowili uderzyć na Sycylię. Amerykanie byli sceptyczni. Musimy rozumieć, że również między Waszyngtonem i Londynem była pewna doza nieufności. Amerykanie podejrzewali, że Churchill przede wszystkim myślał o zachowaniu imperium. Kontrola nad Morzem Śródziemnym i szlak przez Suez do Indii były kluczowe dla Wielkiej Brytanii, a tymczasem Amerykanie chcieli zakończyć brytyjski imperializm.
Waszyngton zgodził się jednak uderzyć na Sycylię. I był to niemały sukces, ponieważ udało się zrealizować sporo stawianych przed tą operacją celów, w tym przede wszystkim wypchnięcie Włochów z wojny – to wtedy doszło do upadku Mussoliniego. Morze Śródziemne zostało zabezpieczone dla brytyjskich statków, okrętów i samolotów, ale nie było planu dalszych działań. Ten chaos widać było w tym, jak wielu niemieckim oddziałom udało się uciec z wyspy przez Cieśninę Mesyńską.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.