Bohater i mafia zboczeńców. Największa afera pedofilska II RP

Bohater i mafia zboczeńców. Największa afera pedofilska II RP

Dodano: 
Feliks Piekucki wręcza sztandar pułkowi garnizonowemu Wojsk Wielkopolskich.
Feliks Piekucki wręcza sztandar pułkowi garnizonowemu Wojsk Wielkopolskich. Źródło: NAC
Dziesięć lat zmuszano nieletnie do udziału w orgiach. Procederem kierował oficer zasłużony w powstaniu wielkopolskim.

Marcin Bartnicki

Na pozowanie do fotografii dała się namówić 12-letnia dziewczynka. To jej pierwsze zdjęcie w życiu, biedna matka nigdy nie dałaby pieniędzy na taki luksus. Fotograf zapewniał, że jeszcze nigdy nie widział tak pięknej buzi, dlatego portret wykona za darmo. Jest podekscytowana i zdenerwowana. Poszła z nim do mieszkania, w którym kilku elegancko ubranych starszych mężczyzn i jedna kobieta śmieją się oraz piją rozmaite trunki. Jest jeszcze wcześnie, ale zabawa trwa już w najlepsze. Zapraszają przestraszoną dziewczynkę bliżej i nalewają jej wino. Fotograf ociąga się, powoli przygotowuje sprzęt. Ostatecznie robi zdjęcie, ale prosi 12-latkę, aby jeszcze trochę została. Obiecuje za to kolejne fotografie i nalewa dziewczynce następną lampkę wina.

Kręci się jej w głowie, ale kolejni panowie zmuszają ją do picia. W towarzystwie bryluje szczególnie jeden, którego reszta nazywa „Pułkownikiem”. Dziecko rozumie coraz mniej z tego, co się dzieje. Mężczyźni są podekscytowani, rozbierają się i zaczynają robić dziwne, nieprzyjemne rzeczy. Coraz gorsze. Dziewczyna krzyczy, płacze, próbuje się wyrwać, ale eleganccy panowie są silniejsi. Fotograf robi w tym czasie obiecane wcześniej zdjęcia.

„To, co się działo za kulisami tego klubu, oczywista nie nadaje się do publikacji, ale jak śledztwo ustaliło, działy się tam rzeczy, które mogłyby się zrodzić w chorym mózgu zboczonego psychopaty” – pisze 25 marca 1932 r. poznański dziennik „Rekord Polski”.

Po wszystkim zdruzgotaną 12-latkę pocieszyć próbuje Marysia, starsza o rok dziewczyna, która przyszła, gdy było już po wszystkim. Mówi, że to nic takiego, prosi, aby nikomu nie mówiła. Małgosia – 24-letnia kobieta, która brała udział w całym zajściu, próbuje zastraszyć dziecko, grozi zemstą na niej i na matce, wciska jej też trochę drobnych. Gdy upewnia się, że 12-latka nikomu nic nie powie, wypuszcza ją. Dziewczynka do końca życia zachowa dla siebie to, co zrobili jej ludzie z miejskiej elity. Sprawa wyjdzie na jaw przez przypadek, ale o anonimowych ofiarach wszyscy zapomną.

Herszt degeneratów

W marcu 1932 r. najpierw Poznaniem, a później całą Polską wstrząsnęła pedofilska afera z udziałem przedstawicieli lokalnej elity. Gazety są bezlitosne. „Rekord Polski” wymienia ośmiu sprawców – na tym etapie jeszcze oskarżonych – z imienia i nazwiska, dodając także ich adresy. Największe wrażenie robi nazwisko Feliksa Piekuckiego. Bohatera narodowego, który w czasie powstania wielkopolskiego pełnił funkcję komendanta miasta i był jednym z inicjatorów całego zrywu przeciw Niemcom. W cywilu 49-letni podpułkownik był działaczem społecznym związanym z endecją. Przed ujawnieniem afery zorganizował widowisko religijne „Męka Pańska” podczas kongresu eucharystycznego. To właśnie jego prasa uznała za lidera całej grupy – „dowódcę sztabu erotomanów” – jak pisze „Rekord Polski”.

Okładka gazety relacjonującej proces pedofilskiej mafii.

Wstrząs wywołują również kolejne nazwiska szanowanych obywateli, statecznych ojców rodzin mających dorosłe już dzieci. To Feliks Hirschberg, właściciel ekskluzywnej restauracji Hungaria, który na orgie przynosił trunki ze swojego lokalu. Alfons Pawlicki był kierownikiem fabryki mebli. Fotografie nagich dziewczynek i uczestników zajść wykonywał Władysław Andrzejewski, nazywany przez pozostałych „Andrzejkiem”, prokurent w firmie Foto-Greger.

Pomagały im kobiety, nazywane w prasie „organami wykonawczymi”. To one znajdowały dzieci i mieszkania na ekskluzywne burdele. Były to 24-letnia Małgorzata Genzler i jej matka Maria Hermann oraz Maria Mehring. Gazety wśród sprawców wymieniały również Helenę Stróżyk, podając również dokładny adres zamieszkania kobiety. Sąd uniewinnił ją jednak ze względu na brak dowodów winy.

Ofiarami molestowania były często przypadkowe dzieci. Według relacji prasowych były zwabiane do mieszkań podstępem. Niekiedy robił to Andrzejewski, namawiając dziewczynki do pozowania do zdjęć – tak jak w przytoczonym wcześniej przykładzie ilustrującym prawdopodobny schemat działania grupy. Częściej trudniła się tym jednak Małgorzata Genzler. Była matką dwojga dzieci, nie wzbudzała więc podejrzeń nastolatek, które zagadywała, wychodząc na spacery z własnymi dziećmi. Ile z nich zostało zaczepionych na ulicy, a następnie oszukanych i zgwałconych, a ile z góry otrzymało za swoje usługi wynagrodzenie – tego nie dowiemy się już nigdy.

W poszukiwaniu dzieci, najczęściej ubogich, Genzlerowej pomagały inne nastolatki, szczególnie 14-letnia (w chwili procesu, w sierpniu 1932 r.) Maria Szlage, która odgrywała rolę nieletniej „asystentki”, i jej 12-letnia koleżanka Izabella. Obie wyszukiwały inne chętne dziewczynki, zapraszały koleżanki ze szkoły, obiecując pieniądze, lub zwabiały niczego niespodziewające się dzieci. Przekonywały wykorzystane dziewczęta, aby zachowały zajścia w tajemnicy. Maria Szlage miała też specjalne zadanie – musiała śledzić męża Małgorzaty Genzler i upewniać się, że jest w pracy. Genzlerowa ukrywała bowiem cały proceder przed małżonkiem, który był przekonany, że podczas jego pobytu w pracy żona zajmuje się domem i dziećmi.

Za swoje usługi obie dziewczynki otrzymywały po 20 gr. Za doprowadzenie dziecka wykorzystywanego następnie w ekskluzywnym burdelu dla pedofilów Małgorzata Genzler miała dostawać po 25 zł. Wynagrodzenie było tym większe, im młodsze było dziecko. Siłę nabywczą tej kwoty można policzyć, porównując ceny podstawowych produktów. 25 zł miało wartość nabywczą odpowiadającą współczesnym 250–300 zł. Tyle za wykorzystanie seksualne dziecka płacili szanowani obywatele. Do nieletnich pomocników Genzlerowej trafiało nie więcej niż kilka procent tej kwoty.

W procesie wykazano wykorzystywanie dzieci 12–14-letnich. W prasie pojawiały się również informacje o 10-letnich, a nawet młodszych dziewczynkach. Trudno jednak ocenić, na ile informacje te były wiarygodne. Finał afery przypadł na 1932 r. – kolejny rok wielkiego kryzysu. To czas gigantycznego bezrobocia i wielkiej biedy. Musiało to ułatwiać znalezienie nieletnich, którzy byli skłonni brać udział w sesjach zwyrodnialców.

Czytaj też:
Zabić endeka! Mordercza konfrontacja sanacji z narodowcami

Cały proceder z udziałem Piekuckiego miał trwać od dziesięciolecia. Kilka lat przed ujawnieniem afery o jego praktykach doniosła żona. Piekucki, który akurat się rozwodził, przekonywał wówczas, że żona wszystko wymyśliła, jest zagorzałą Niemką i próbuje się na nim zemścić. Oficer wyszedł wtedy ze sprawy obronną ręką. Nie zrezygnował jednak z deprawowania nieletnich.

Żona murarza

Sprawa wyszła na jaw dzięki 30-letniemu Franciszkowi Genzlerowi – mężowi Małgorzaty Genzler, która odgrywała kluczową rolę w organizowaniu całego procederu, a także sama brała udział w orgiach. Mężczyzna był zaniepokojony dochodzącymi do niego informacjami, że żona znika na całe dnie i pojawia się dopiero przed jego przyjściem z pracy. Genzlerowa dbała, aby mąż, wracający po godz. 17 do domu, zawsze miał podany obiad. Burdele prowadziła pod jego nieobecność, ale wieczorem zawsze była z rodziną. Dzięki 14-latce, która śledziła męża, zawsze wiedziała, kiedy może wyjść z domu, aby Franciszek nie dowiedział się o jej działalności.

Genzler przypuszczał, że żona ma romans. Początkowo chciał wynająć prywatnego detektywa z poznańskiego biura Oko, aby śledził żonę. Genzler, który był murarzem w urzędzie telegraficznym i miał na utrzymaniu czteroosobową rodzinę, nie mógł pozwolić sobie na taki wydatek. Zaczął śledzić żonę i zbierać informacje samodzielnie. Wnioski, do jakich doszedł, musiały być dla niego wstrząsające. Zorientował się, że matka jego dzieci jest prostytutką. Żona początkowo zaprzeczała, ale gdy uciekła z domu, o swoich podejrzeniach poinformował policję. Przypadek sprawił, że rozżalony mąż pojawił się w odpowiednim momencie. „W ręce żeńskiej policji obyczajowej wpadła widokówka pornograficzna, na której uwieczniona była jedna ze scen orgij, urządzonych w klubie wtajemniczonych erotomanów” – pisał „Rekord Polski”. Na zdjęciu rozpoznano dziewczynkę, którą policja szybko odnalazła.