Lada chwila spodziewany pociąg. Wybiegam. Jeszcze ciemno. Na peronie czeka Zdzisław Lubomirski – stoi sam z adiutantem [Stanisławem] Rostworowskim, inne grupki czekających nie zbliżają się do niego […]. Podchodzę: serdecznie jest zdziwiony moją tu obecnością i moim mundurem. Zaczynamy gawędzić, wyglądając pociągu. »Co za szczęście, że zdołaliśmy uzyskać zwolnienie Piłsudskiego! To ostatnia nadzieja. Może on potrafi opanować sytuację« […]. Pociąg już się zbliża. Napięcie rośnie. Pierwszy wychodzi Piłsudski, w szaroniebieskim płaszczu wojskowym i takiejże maciejówce, chudy, smukły, spod sumiastego wąsa zdaje się przezierać uśmiech. Sprężystym krokiem idzie prosto do Lubomirskiego, z którym wita się bardzo serdecznie. Zdaje się żartować, ale regent nader poważnie mu coś klaruje”. Tak wspominał wczesny ranek 10 listopada 1918 r. Jan Gawroński (cyt. za: „Rok 1918 we wspomnieniach mężów stanu, polityków i wojskowych”, oprac. J. Borkowski, Warszawa 1987).
To wówczas na warszawski Dworzec Główny przybył, zwolniony z niewoli niemieckiej, twórca polskiej irredenty. Dotycząca go nadzieja członka Rady Regencyjnej, księcia Zdzisława Lubomirskiego, przynajmniej przez ten dzień i następne dni listopada była w odradzającej się Polsce powszechna.
Służyć życiem swoim
Po krótkiej wizycie w siedzibie księcia Lubomirskiego – pałacyku Branickich-Lubomirskich przy al. Na Skarpie, gdzie obecnie znajduje się Muzeum Ziemi PAN – Piłsudski udał się do mieszkania przy ul. Moniuszki 2, które stało się jego tymczasową siedzibą. Z balkonu tego domu powiedział wówczas gromadzącym się mieszkańcom stolicy: „Zawsze służyłem i służyć będę życiem swoim, krwią ojczyźnie i ludowi polskiemu”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
