Wagony jak domek z kart. Jak doszło do tragedii kolejowej w Juliance

Wagony jak domek z kart. Jak doszło do tragedii kolejowej w Juliance

Dodano: 
Julianka
Julianka Źródło:Wikimedia Commons
Była to jedna z najstraszniejszych katastrof transportowych w historii Polski. Kondolencje rodzinom ofiar przekazały nawet władze ZSRS.

Julianka to mała miejscowość w gminie Przyrów położonej nieopodal Częstochowy. Jest to znakomity punkt wypadowy na Jurę Krakowsko-Częstochowską. Centrum Julianki to stacja kolejowa usytuowana, na linii Częstochowa - Kielce. Pasażerowie kursujących między tymi miastami pociągów w większości nie zdają sobie sprawy z tragicznych wydarzeń mających miejsce lata temu.

Pamiętna noc

3 listopada 1976 roku około godziny 2 w nocy na zewnątrz panowała duża mgła. Temperatura oscylowała wokół zera. Około godziny drugiej przez stację przejeżdżają dwa pociągi w kierunku Częstochowy. Pierwszy z Lublina do Wrocławia, drugi z Krakowa do Gdyni. Wrocławski pociąg przejechał przez stację bez zatrzymania i odjechał w kierunku Częstochowy. Następnie, na stację wjechał pociąg do Gdyni, który stanął pod semaforem wyjazdowym, oczekując na wolny szlak.

Tuż przed przyjazdem do kolejnej stacji - Turowa, pociąg 2601 nie zdążył podjechać pod wzniesienie, zatrzymał się, a następnie zaczął staczać się, aż dojechał z powrotem do stacji w Juliance. Nie spowodowało to odpowiedniego zachowania maszynisty ani jego pomocnika. Maszynista pociągu spał, natomiast prowadzący pociąg pomocnik maszynisty był pod wpływem alkoholu i zasnął zaraz po minięciu stacji Julianka. Mgła była co raz gęstsza, co spowodowało, że nawet kierownik pociągu nie zorientował się, że pociąg zmienił kierunek jazdy. Tymczasem, na stację Julianka wjechał kolejny pociąg, który został zatrzymany przed semaforem wyjazdowym z powodu zajętego szlaku do Turowa przez pociąg 2601. Gdy pociąg 2601 wjechał z powrotem na stację Julianka, przejechał przez rozjazdy ustawione już pod wyjazd pociągu 3503 i znalazł się na torze zajętym przez ten pociąg. Ostatni wagon cofającego się pociągu uderzył w drugi pociąg z prędkością 48 km/h.

Kolejny ciąg wydarzeń był już jednym, wielkim dramatem. Końcowy wagon najechał na lokomotywę z tyłu, po czym złożył w harmonijkę. Wnętrze wagonu było ściśnięte do 1/3. Wzdłuż wagonów leżało mnóstwo rannych pasażerów wołających o pomoc. Jako pierwsi do pomocy rzucili się ludzie mieszkający tuż obok miejsca wypadku. Weszli oni do wagonu wydobywać poszkodowanych.

Post scriptum…

Tak tragicznego wypadku ówczesne władze nie mogły przemilczeć. Wkrótce prasa poinformowała, że I sekretarzowi KC PZPR Edwardowi Gierkowi kondolencje przysłał sam przywódca ZSRS Leonid Breżniew.

W katastrofie dwóch pociągów zginęło 25 osób, a ponad 70 zostało rannych. Po wypadku tuż przy torach stanął wielki krzyż przeniesiony z pobliskiego kościelnego placu. Wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Częstochowie, maszynista pociągu oraz jego pomocnik zostali skazani na karę 11 lat pozbawienia wolności. Dyspozytor trakcyjny otrzymał karę 2 lat pozbawienia wolności.

Do czasu tragedii w Juliance nie było w Polsce większej katastrofy kolejowej. Niestety, cztery lata później, w 1980 roku wydarzył się jeszcze gorszy wypadek - w zderzeniu pociągu osobowego i towarowego pod Toruniem zginęło 67 osób.

Czytaj też:
Partia bije. Parę słów o ZOMO
Czytaj też:
Wojsko dla księży. Armia jako element represji w PRL-u

Źródło: DoRzeczy.pl