Pośród wielu hitów Queen ten jeden szczególnie zapada w pamięć. Jest to piosenka dla ludzi pewnych siebie, pysznych i wiedzących na czym polega życie. Biorąc pod uwagę te cechy „We Are The Champions” nie mogło nie być międzynarodowym hymnem sportu, rywalizacji i przezwyciężania słabości. W 2011 roku amerykańscy naukowcy uznali, że „We Are The Champions” to najbardziej wpadający w ucho kawałek w dziejach muzyki popularnej. Ich zdaniem zdecydowały: męski głos, wysokie dźwięki, długie frazy muzyczne i zmiana tonacji. Miks tego wszystkiego to ponoć najlepszy sposób, żeby trudno było przepędzić taki utwór z głowy. Ale nie tylko to sprawiło, że ten utwór na zawsze znalazł się w repertuarze rozmaitych fet i świąt.
Potrzeba chwili
Utwór powstał z dość pragmatycznego powodu. Członkowie zespołu zastanawiali się nad napisaniem piosenki, która będzie wieńczyć każdy koncert. Miał być to podniosły hymn odśpiewany wspólnie z publicznością. Było to w czasie już po Bohemian Rhapsody i wydawało się, że już żaden utwór nie zapisze się tak w zbiorowej pamięci fanów. „We Are The Champions” było więc znakomitym posunięciem. Fani potrzebowali wyjść z koncertu podbudowani i pewni siebie, a zespół im to od teraz potrafił dać.
Przegrani się nie liczą
Freddie Mercury nie stronił od sportu. Uprawiał biegi oraz grał w tenis ziemny. Jak sam przyznał po latach podczas pisania tekstu „We Are The Champion” myślał o kibicach piłki nożnej, którzy będą świętować sukcesy swoich drużyn. Poza tym Freddie uważał utwór za swoje osobiste „My Way” czym nawiązywał bezpośrednio do postaci Franka Sinatry. Brian May, kiedy usłyszał tekst piosenki był zszokowany. Uważał ją za niezwykle bezczelną i arogancką. Jak opisał to Mark Blake w biografii „Queen. Królewska historia” - Brian May powiedział koledze wprost: „Fred, nie możesz tego zrobić. Zabiją cię”. Na co Freddie odpowiedział: „Ależ mogę”.
Najlepszy biograf Queen napisał także jeszcze:
„Miał rację. To przeświadczenie napędza „We Are The Champions” od delikatnego początku aż po niedorzecznie napompowane zwieńczenie. Wokalista ani przez moment nie brzmi jak ktoś, komu brakowałoby choćby odrobiny pewności siebie. Grupa nagrała teledysk do nowego singla w New London Theatre w obecności niemal tysiąca zaproszonych fanów, którymi dyrygował Freddie w kostiumie Niżyńskiego. Po zaledwie jednym odsłuchu publiczność zareagowała tak, jakby słyszała nowy utwór tyle razy, co „Keep Yourself Alive” czy „Seven Seas of Rhye” – można przeczytać w książce autora.
Jak potem mówił Brian May utwór doskonale wkomponował się w repertuar grupy. „We Are The Champions” był jednym z dwóch oficjalnych utworów piłkarskiego mundialu w 1994 roku w Stanach Zjednoczonych. Był odgrywany po finałach Ligi Mistrzów oraz odśpiewywany był zwyczajowo dla zwycięzców Premier League, w NHL dla drużyny zdobywającej Puchar Stanleya, dla nowych mistrzów NBA, a także w rozlicznych sportach i rozgrywkach. Jest to kawałek, którym można świętować każdy mniejszy lub większy sukces w życiu. Piosenka bardzo mocno weszła w kulturę popularną, szczególnie w kinematografię. Warto wymienić choćby „Obłędnego rycerza”, gdzie piosenkę wykonał Robbie Williams, „Zemstę frajerów”, śpiewał to nawet słynny Homer Simpson. Utworu nie mogło też oczywiście zabraknąć w filmach sportowych. Jedną z najbardziej znanych produkcji, gdzie wykorzystano „mistrzów”, jest przebój kinowy „Potężne Kaczory 2” z 1994 r. z Emilio Estevezem w roli głównej. Gracze drużyny hokejowej odśpiewują utwór w ostatniej scenie.
Czytaj też:
Noc w operze. Jak powstało „Bohemian Rhapsody” Queen?
Czytaj też:
American dream Franka Sinatry