30 lat od ludobójstwa w Rwandzie. Czarna karta z dziejów ONZ
  • Anna SzczepańskaAutor:Anna Szczepańska

30 lat od ludobójstwa w Rwandzie. Czarna karta z dziejów ONZ

Dodano: 
Dzieci z Rwandy. Sieroty, które straciły rodziny podczas ludobójstwa w 1994 roku
Dzieci z Rwandy. Sieroty, które straciły rodziny podczas ludobójstwa w 1994 roku Źródło:Wikimedia Commons / TKnoxB, CC BY-SA 2.0
Masakra Tutsi była wynikiem wieloletnich konfliktów etnicznych w Rwandzie. Czy do ludobójstwa doszłoby, gdyby mocarstwa kolonialne prowadziły inną politykę?

Wydarzenia, do których doszło w kwietniu 1994 roku były kulminacją nienawiści, jaka tliła się pomiędzy mieszkańcami Rwandy od kilkunastu dekad. „Odczłowieczani” przez wiele lat Hutu, kiedy tylko doszli do władzy, przejęli metody stosowane przez swoich oponentów, dodatkowo je jeszcze brutalizując. Zabijanie Tutsi stało się dla wielu Hutu obowiązkiem, koniecznością. Było niczym rozdeptywanie insekta – tak zresztą zbrodnie Hutu usprawiedliwiały media z nimi związane.

Sztuczne podziały

Konferencja berlińska w 1885 roku usankcjonowała panowanie niemieckie na terenie Rwandy i przyłączenie jej do Niemieckiej Afryki Wschodniej. Niemców było w Rwandzie niewielu, ale, przy słabej władzy rwandyjskiego króla, zwanego mwami, wpływy niemieckie okazały niezwykle silne. Niemcy akurat, wbrew późniejszym tezom, nie faworyzowali żadnego z plemion. A tych było w Rwandzie wiele. Wśród nich była, najdużej zamieszkująca te tereny, ludność Twa. Później osiedlili się tam Hutu, a w końcu Tutsi. W kolejnych wiekach relacje między poszczególnymi grupami układały się zmiennie, lecz nie było wśród ludności Rwandy czystej, rasowej nienawiści, jaka zaszczepiona została jej dopiero w czasie kolonizowania Rwandy przez Belgów.

Rwanda dostała się Belgom po pierwszej wojnie światowej, kiedy Niemcom odebrane zostały kolonie. Balgia od razu zaprowadziła tam swoje „porządki”, a ludność została posegregowana. Za stojących najwyżej w hierarchii uznano Tutsi, którzy, jak dowodzili Belgowie, dorównywali niemal rasie białej. Niżej stali Hutu, a jeszcze niżej pozostałe grupy etniczne, np. Pigmeje (Twa). Faworyzowanie Tutsi wywołało nienawiść ze strony Hutu. Jednocześnie – czego Belgowie, jak się wydaje nie przewidzieli, wywyższani Tutsi zaczęli domagać się praw politycznych. Takie postulaty przestały być władzy kolonialnej na rękę, dlatego zmieniono polityczny kurs i poparto spokojniejszych Hutu, którzy w 1957 roku utworzyli Partię Emancypacji Plemienia Hutu (Parmehutu) na czele której stanął Gregoire Kayibanda.

Obóz dla uchodźców z Rwandy w Zairze, 1994 rok

Pod koniec lat 50. Belgowie, naciskani przez ONZ, zostali zobowiązani do przeprowadzenia w Rwandzie wyborów i przygotowania kolonii do niepodległości. Choć Rwanda była niestabilna i nie gotowa na samodzielność, to 1 lipca 1962 roku ogłosiła niepodległość. Grégoire Kayibanda z plemienia Hutu został premierem.

Polityka partii Parmehutu wyraźnie dyskryminowała Tutsi, marginalizując ich wpływ na życie polityczne i społeczne w państwie. Tutsi zaczęli gromadzić się we własnych organizacjach, których siedziby założono na terenie sąsiadujących państw: Burundi oraz Kongo. Stamtąd dokonywano zbrojnych ataków na wioski Hutu, leżące po rwandyjskiej granicy, w odwecie za prześladowania Tutsi. Bywało, że w walkach, po stronie rządu Hutu w Kigali, walczyli żołnierze belgijscy i francuscy, co tylko wzmocniało poczycie siły reżimu Kayibandy i kolejnego przywódcę, Juvenala Habyarimany, który w w 1973 roku dokonał zamachu stanu i przejął rządy w kraju. W początkowym okresie jego władza cieszyła się ogólnym poparciem, m.in. dzięki skuteczniej polityce gospodarczej. W latach 80. kurs obrany przez Habyarimanę zdecydowanie się jednak zaostrzył. Powrócono do polityki segregacji, a nawet podnoszono kwestię „ostatecznego rozwiązania” problemu Tutsi.

Tutsi tymczasem szukali schronienia w państwach ościennych od lat 60. Największa ich liczba uciekła do Burundi (ok. 200 tys.) oraz Ugandy (ok. 100 tys.). Uganda miała w tym exodusie szczególne znaczenie, gdyż na jej terytorium powstała najsilniejsza grupa oporu. Tutsi walczyli oni nie tylko z Hutu, ale również w samej Ugandzie przeciwko reżimowi Idi Amina, a później rządom Miliona Obote, skupieni wokół przyszłego dyktatora Yoweri Museveniego. „Ugandyjscy” Tutsi stworzyli organizację o nazwie Rwandyjski Front Patriotyczny (RPF) na czele, którego stanął Paul Kagame.

100 dni rzezi

Wojna na pograniczu tliła się przez kilka lat. Do uspokojenia nastrojów między Hutu i Tutsi nawoływało ONZ, Stany Zjednoczone oraz Tanzania. Dzięki zaangażowaniu Tanzanii doszło do rozmów w Aruszy, trwających od kwietnia 1992 roku. Porozumienie podpisano 4 sierpnia 1993 roku. Na mocy dokumentu Tutsi mieli zostać dopuszczeni do rządów, a do kraju mieli powrócić uchodźcy. Zdecydowano też o skierowaniu do Rwandy misji stabilizacyjnej ONZ (UNAMIR) pod dowództwem Kanadyjczyka, gen. Romeo Dallaire'a.

Gen. Roméo Dallaire, szef UNAMIR - misji ONZ w Rwandzie

Kiedy wydawało się, że wszystko idzie już w dobrym kierunku, w nocy z 6 na 7 kwietnia 1994 roku zestrzelono samolot, którym lecieli prezydenci Rwandy i Burundi. Juvénal Habyarimana zginął, a za jego śmierć Hutu obwinili Tutsi z RPF. Wiele wskazuje, że nie był to przypadek. Najbardziej prawdopodobne, że samolot został zestrzelony przez radykalnych Hutu, przeciwników porozumienia z Aruszy, którym na drodze do fizycznego unicestwienia Tutsi stał już tylko prezydent. Tę hipotezę może potwierdzać fakt, że już w niecałą godzinę po zamachu w całeym Kigali domy Tutsi oraz sprzyjających im Hutu zostały otoczone przez bojówki Parmehutu (Interhamwe), a wszyscy Tutsi zostali wymordowani.

Gen. Dallaire domagał się sił liczących przynajmniej 4,5 tys. żołnierzy, jednak ONZ uznała tę liczbę za zbyt dużą i ostatecznie zgodziła się na 2,5 tys., z czego tylko 400 Belgów było dobrze wyszkolonych. Pozostała część misji były to wojska Bangladeszu, nieprzygotowane do misji. UNAMIR obserwował wzmagający się w Rwandzie chaos, lecz żołnierze nie mogli nic zrobić. Gen. Dallaire został pozostawiony sam sobie.

Pomimo wcześniejszych raportów wysyłanych przez Dallaire'a do ONZ, w których pisał on o gromadzeniu przez rząd Habyarimany broni, potężnych dostawach maczet (w ciągu roku około pół miliona sztuk), rządowej propagandzie przeciwko Tutsi oraz rosnącej liczbie morderstw na tle etnicznym, ONZ nie wyrażała zgody na powiększenie misji. Dodatkowo, rozkazy płynące z Nowego Jorku mówiły wyraźnie, że Błękitne Hełmy nie mogą podejmować żadnych akcji. Wobec rozgrywającego się piekła żołnierze byli bezsilni, często zmuszeni przyglądać się, jak na ulicach Kigali mordowani są ludzie. Wielu Tutsi znalazło schronienie w bazach ONZ, jednak gen. Dallaire zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie zapewnić tym ludziom bezwarunkowego bezpieczeństwa. Sytuacja stała się jeszcze trudniejsza, kiedy 19 kwietnia Belgowie wycofali swój kontyngent. Pomimo to sam gen. Dallaire postanowił zostać na miejscu i trzykrotnie odmówił wykonania polecenia o wycofaniu.

Sekretarzem generalnym ONZ był wówczas Egipcjanin Butrus Ghali, prywatnie dobry przyjaciel nieżyjącego Habyarimany i rządzących Rwandą Hutu, który nie miał interesu, aby szkodzić wciąż istniejącemu reżimowi. Wysłany przez niego na miejsce specjalny przedstawiciel, Kameruńczyk Jacques Booh-Booh, torpedował wszelkie inicjatywy, jakie próbował podejmować gen. Dallaire oraz deprecjonował konieczność liczebnego i jakościowego wzmocnienia oddziałów Błękitnych Hełmów.

Również Francja, poczuwająca się do „opieki” nad Rwandą, którą zaliczała do swojej strefy wpływów, nie chciała dopuścić do obalenia władzy Parmehutu. Zarówno ONZ, jak francuski prezydent François Mitterand (który wcześniej nazywał Habyarimanę swoim przyjacielem), obawiali się przejęcia władzy w Rwandzie przez Tutsi, na których czele stał Paul Kagame. Niechęć do RPF spowodowała, że najwygodniejszym dla Paryża rozwiązaniem stało się pozostanie ślepym na tragedię, jaka rozgrywała się w Rwandzie. ONZ ponadto uporczywie odmawiała nazwania masakr Tutsi ludobójstwem.

Maczeta, gwałt i AIDS

Ludobójstwo Tutsi było pieczołowicie zaplanowaną akcją. Zapowiadało je wiele wydarzeń już kilkanaście miesięcy wcześniej. Jak zeznawał później premier Rwandy, Jean Kambanda, kwestia eksterminacji Tutsi była nawet omawiana w parlamencie. Przez kilka miesięcy tworzone były listy osób, które należy zabić w pierwszej kolejności. Przez pierwsze dwa tygodnie zginęła niemal połowa wszystkich zamordowanych wówczas Tuts, czyli około 300-500 tys. osób.

Wnętrze katolickiego kościoła w Ntarama. 15 kwietnia 1994 roku zamordowano w nim 5 tysięcy ludzi

Najczęściej zadawano śmierć poprzez cios maczetą. Zabijano też nożem lub prymitywną włócznią. Jedną z form zadawania powolnej i okrutnej śmierci było natomiast zarażanie AIDS, czym „zajmowały się” specjalne oddziały chorych Hutu, którzy mieli zgwałcić jak największą liczbę kobiet Tutsi. W ciągu kilku miesięcy zgwałcono w Rwandzie około 350-500 tys. kobiet. Autorką tego zbrodniczego planu była minister do spraw kobiet i rodziny, Pauline Nyiramasushuko, skazana później na dożywocie.

Dopiero w czerwcu 1994 roku, dwa miesiące od rozpoczęcia masakry, ONZ zgodziła się na użycie wobec wydarzeń w Rwandzie, określenia „akt ludobójstwa”. Zdecydowano też o wysłaniu kolejnej misji (UNAMIR 2), która jednak ostatecznie nigdy w pełni się nie uformowała. Francja natomiast wysłała wówczas do Rwandy swoje wojska (rzekomo pod auspicjami ONZ), które jednak, zamiast bronić bezbronnych ludzi, czynnie włączyć się do walki po stronie Hutu, aby nie dopuścić do zajęcia Kigali przez Tutsi z RPF.

Tymczasem oddziały zbrojne RPF pod wodzą Paula Kagame już na początku kwietnia 1994 roku ruszyły z Ugandy w stronę rwandyjskiej stolicy. W miarę zajmowania kolejnych prowincji przez RPF, mordercy Hutu, obawiając się krwawej zemsty ze strony Tutsi, zaczęli uciekać z kraju. Pół miliona ludzi w ciągu kilku dni opuściło Rwandę, koczując w prymitywnych obozowiskach już na terenie Zairu.

Wywołującym zgrozę i poczucie krzywdy jest fakt, że to właśnie zdjęcia uciekających Hutu były najczęściej pokazywanymi obrazami w zachodnich mediach. Z całego świata ruszyła fala pomocy humanitarnej dla niedawnych ludobójców. Tylko ONZ przeznaczała na tę pomoc około 1 miliona dolarów dziennie. Francuzi, którzy nadzorowali ucieczkę Hutu, nie aresztowali żadnej osoby odpowiedzialnej za dokonane zbrodnie, zasłaniając się brakiem odpowiedniego mandatu.

Za koniec konfliktu uznaje się 18 sierpnia 1994 roku, kiedy podpisano zawieszenie broni. Liczba ofiar ludobójstwa w Rwandzie jest niewyobrażalna i trudna do dokładnego oszacowania: zamordowanych zostało nawet milion ludzi, to znaczy około dwie trzecie populacji Tutsi. Około 3 milionów Hutu uciekło do Zairu, Burundi i Tanzanii w obawie przed zemstą RPF. Około 300-500 tysięcy Tutsi udało się uciec przed śmiercią z kraju.

Chociaż po wojnie ONZ powołała Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy, osądził on jedynie 93 osoby. Większość ludzi musiała na nowo nauczyć się żyć obok swoich niedawnych oprawców. Choć władze Rwandy (od 1994 roku jest to partia RPF) robią wiele, aby wprowadzić w życie wizję zjednoczonego narodu rwandyjskiego, dawne krzywdy nie zostały zapomniane. Relacje Rwandy z Francją i Belgią wciąż są napięte. Symbolicznym końcem ery „panowania” Francji i Belgii było ustanowienie w roku 1994 języka angielskiego jako języka urzędowego. Od kilkunastu lat obserwuje się ponadto zbliżenie Rwandy z brytyjską Wspólnotą Narodów i nawiązywanie lepszych relacji z krajami będącymi byłymi koloniami brytyjskimi.

Czytaj też:
Król Belgii Leopold II wymordował 8 mln ludzi w prywatnym państwie
Czytaj też:
Nieznane ludobójstwo czyli Tanzania, Niemcy, reparacje