Książka ma też na celu pokazanie współczesnej polityki, której poświęciłem dużą część życia. III RP wciąż nie jest taka, jaką sobie wymarzyliśmy i jakiej potrzebujemy, bo rządzi nią elita wyrosła z PRL-u, która wychowuje i selekcjonuje następców wedle postpeerelowskich (a czasem i postmodernistycznych) zasad.
A my tę elitę ciągle wybieramy i pozwalamy jej rządzić wedle tych zasad. Ale nie od elity, jaką mamy, oczekuję zmiany na lepsze. Oczekuje tego od Polaków, od wyborców, którzy muszą więcej wymagać od polityków.
„Kto jeszcze potrafi opowiadać historię XX wieku (i początków naszego) w taki sposób? O najpoważniejszych sprawach i postaciach tej historii, którzy przewinęli się przez życie Autora ‒ lekko, z humorem nie do podrobienia, z sympatią dla tego świata (mimo wszystko) i wdzięcznością dla jego Stwórcy. To mały wielki Orzeł”.- prof. Andrzej Nowak
Ten tekst to fragment książki Józefa Orła pt. „Orle Gniazdo”. Wyd. Zona Zero pod patronatem Klubu Ronina
Pierwszy Zjazd „Solidarności” 1981
Pierwsza tura 5-10 września
Gabinet cieni
Na Pierwszy Zjazd „Solidarności” w Hali Olivii w Gdańsku oczywiście pojechałem. Przegrałem wybory w „Solidarności” PAN na delegata na Zjazd z jej mainstreamem, byłem zbyt radykalny. Pojechałem jako dziennikarz. Na Zjeździe były tylko dwie osoby, które miały komplet przepustek, istniał tam bowiem bardzo sztywny system: goście siedzieli na trybunie dla gości, delegaci na podłodze lodowiska, eksperci na trybunie dla ekspertów, dziennikarze na miejscach przeznaczonych dla mediów itd. Każdy miał swoje miejsce i nie miał prawa nigdzie się ruszać. Ja i Kuroń mieliśmy wszystkie przepustki i łaziliśmy wszędzie. Zajmowałem się doradztwem przede wszystkim dla dwóch Regionów, dla Mariana Jurczyka ze Szczecina z Regionu Pomorza Zachodniego i dla Alojzego Pietrzyka z Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Doradzałem też innym. Nie bardzo słuchali, ale raz to, co zaproponowałem, odegrało ważną rolę.
Przyjechałem na Zjazd dzień wcześniej. Odbyło się wówczas osobliwe spotkanie – Wałęsa, Geremek, jeszcze jakichś dziesięciu doradców i najbardziej wiernych (i ja) – na którym zapadła dziwna decyzja o powołaniu grupy doradczej, która stworzy projekt programu dla „Solidarności”, a po uchwaleniu przez Zjazd będzie czuwać nad procesem jego realizacji. Podzielono ją według resortów rządowych i zaczęło to wyglądać jak gabinet cieni (później, chyba w listopadzie, gabinet cieni powołał także Stefan Bratkowski, demokratyczny szef SDP – Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Była to grupa ludzi jeszcze bardziej umiarkowanych niż Wałęsa i doradcy „Solidarności”). Szefem miał być Geremek. Wałęsa zaproponował, żeby ta grupa miała swojego rzecznika. Wpisano, że będzie nim Janusz Onyszkiewicz, rzecznik „Solidarności” (pierwszym rzecznikiem był Karol Modzelewski, ale przed Zjazdem Janusz go zastąpił). Co ciekawe, w składzie tej grupy zostali dopisani dwaj zastępcy rzecznika: Jacek Fedorowicz i ja. Jacek, bardzo znany satyryk, radiowiec i aktor, prowadził solidarnościowe radio, a na Zjeździe miał zegarek, w którym był mikrofon. Chodził z nim i nagrywał ludzi. Zresztą nas także. Potem to wrzucał do oficjalnej gazety zjazdowej „Głos Wolny”. Ja też miałem swoją gazetkę zjazdową, ale satyryczną. Nazywała się „Pełzający Manipulo”. Tytuł i logo były autorstwa Jacka. Namówiłem Geremka, żeby dał pozwolenie na papier i ksero. Potem pewnie żałował, bo gazetka była bardzo mocna, co można zobaczyć w tej książce.
Wspomniana kartka z dwudziestoma nazwiskami miała być tylko w jednym egzemplarzu. To była tajemnica i pomysł – jeśli Zjazd pójdzie dobrze i uchwali ten program, wtedy grupa ujawni nazwiska. Zobowiązano wszystkich do wielkiej tajemnicy. Ktoś jednak tę karteczkę skserował (Wałęsa?). Po Zjeździe nic takiego nie powstało, chyba Wałęsa wtedy pomanipulował Geremkiem i jego ambicjami. Sądzę, że nie miał zamiaru niczego takiego powoływać, ale kartka się upubliczniła. Pierwszy ze mną na ten temat rozmawiał Karol Modzelewski, który nie był w tej grupie (był w niełasce, zrezygnował bowiem z funkcji rzecznika „Solidarności”, bo nie zgadzał się z decyzją Wałęsy w sprawie strajku po prowokacji bydgoskiej). Po szliśmy na długi spacer. Karol tłumaczył, jak sobie wyobraża „Solidarność” i jej przyszłość, ja mówiłem o swoich wyobrażeniach. Moja wizja była bardziej radykalna niż grupy Karola i Jacka Kuronia, ale z Karolem zawsze się dobrze rozmawiało. Oczywiście o treści tej kartki nic mu nie powiedziałem. Ale potem, późnym wieczorem, przyszli do mnie Antoni Macierewicz i śp. Ludwik Dorn. Usiedliśmy w jakimś kącie i z pięć godzin maglowali mnie o tę kartkę. Czy to ma być rząd, czy „Solidarność” dogadała się po cichu z komunistami i tak dalej, a ja zachowałem się lojalnie wobec Wałęsy i nic nie powiedziałem. Było to potwornie męczące i Antek z Ludwikiem, jeśli mieli do mnie przedtem zaufanie, to je stracili i uważali, że jestem zdrajcą wspólnie z Wałęsą.
Środkowy palec Dorna
Gdy zaczął się stan wojenny, a ja nie zostałem internowany, co więcej, z moich związkowych przyjaciół internowano prawie wszystkich, to Macierewicz, który wydawał „Głos”, napisał tam, że chyba jestem agentem. Szybko potem, też w „Głosie”, przeprosił, że to nieprawda, ale ślady tego zostały. Jeszcze w roku 1982 spotkałem Dorna w tramwaju, zacząłem rozmowę, patrzę, a on blady i zdenerwowany. Do głowy mi nie przyszło, o co chodzi. Tramwaj zatrzymał się na przystanku, ludzie wysiedli i wsiedli, a gdy drzwi miały się zamknąć, to ten długi, chudy Dorn jak piskorz przeleciał przez nie i wylądował na chodniku. Tramwaj ruszył, a on z dumą pokazał mi środkowy palec w stylu: „Ty szpiegu z SB, mogłeś mnie zamknąć, ale ci uciekłem!”.
Łatwiej zacząć od swoich
Te anegdoty miały swój epilog na jesieni roku 1991, gdy zostałem posłem z ramienia Porozumienia Centrum. Na jednym z posiedzeń siedziałem ze swoimi przyjaciółmi na ostatnich miejscach w sejmie. Podchodzi do nas Macierewicz, który świeżo został ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego, i mówi: „Sprawdziłem was. Dziwne, ale jesteście czyści”. Na to mój przyjaciel (do dziś) Maciej Zalewski: „Antek. Nie zacząłeś od wrogów, zacząłeś od swoich – jak zwykle”. I tak mamy zaświadczenie od Macierewicza, że nie jesteśmy szpiegami, i potwierdzenie, że niestety, ale łatwiej szukać wrogów we własnym obozie.
„Pełzający Manipulo”. Nie brać poważnie, brać za darmo!
„Pełzającego Manipula” rozkładano na krzesłach delegatów przed rozpoczęciem obrad. Oczywiście byłem sekretarzem, nikt nie był naczelnym. W redakcji był Jacek Fedorowicz i inni porządni dziennikarze. Pismo powstawało w nocy. Po każdym dniu Zjazdu w Hali Olivia spotykała się cała redakcja i tworzyła gazetę zjazdową „Głos Wolny” na następny dzień. Była wielkoformatowa i poważna. Pracowałem razem z nimi, fantastycznie się ją tworzyło, ale to było na poważnie, a jak kończyliśmy nad ranem, to nikt nie chciał iść do domu. Wpadłem na pomysł, żeby zacząć redagować pismo satyryczne. Wszystkie żarty były anonimowe, ale w stopce podawaliśmy redakcję. Podpisywaliśmy się jako: Jeden Orzeł, Jeden Zbiniewicz (Włodzimierz zwany Wołodią, szef redakcji „Solidarność Ziemi Puławskiej”) i resz/t/ka. Numerowany był tylko Nr 1, potem wydawaliśmy „Manipula” jako Nr Kolejny, Nr Następny, Nr WAC 0247 (numer rejestracyjny mojego malucha), Nr Zjazdowy. Kiedyś przyszedł kierowca i asystent Wałęsy, Mieczysław Wachowski, i przy niósł dobry żart do gazetki. W Hali Olivia było lodowisko. Po Zjeździe, który planowano na dwa dni, 5–6 września, miała się odbyć międzynarodowa rewia na lodzie. Jak się Zjazd zaczął przedłużać, na co pozwolili organizatorzy, ale powiedzieli, że muszą zacząć mrozić, bo inaczej nie zdążą. I mrozili pod podłogą. I tak na trybunach było ciepło, ale na podłodze już nie. Wachowski powiedział, że wie, kiedy Zjazd się skończy. „Kiedy?”, „No kiedy wszyscy delegaci zamarzną”. Zjazd trwał do 10 września, ale obyło się bez ofiar (poza demokracją związkową). Wydaliśmy pięć numerów. Z numeru na numer redakcja się powiększała, przychodzili ludzie, przynosili dowcipy. Nawet Wałęsa i Geremek przynieśli po jednym. Dlatego skład redakcji w stopce ostatniego numeru brzmiał: „Pierwszy Zjazd «Solidarności»”.
Ten tekst to fragment książki Józefa Orła pt. „Orle Gniazdo”. Wyd. Zona Zero pod patronatem Klubu Ronina
Czytaj też:
Urodzony 31 listopada. Dlaczego wszyscy kochali Jana Himilsbacha?Czytaj też:
Cudotwórca, nauczyciel, apostoł Narodu Wybranego. Co wiemy o św. Piotrze?Czytaj też:
Dom ten płonął. A może to była stodoła...
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.