Największym ograniczeniem technicznym w budowie takich pojazdów był brak odpowiedniego napędu. Na lądzie jako napęd wykorzystywano zwierzęta pociągowe, przede wszystkim woły. Mają one jednak pewną wadę: są parzystokopytne, trudno było je więc podkuwać, przez co niezbyt nadawały się do pracy na utwardzonych drogach. Gdy dróg takich pojawiało się coraz więcej – szczególnie w XVIII w. – woły zaczęły być zastępowane końmi, które mają jednak wiele wad: są drogie (w zakupie, a także w utrzymaniu), dość kapryśne i podatne na choroby, a przede wszystkim mają słaby uciąg, ok. dwóch–trzech razy mniejszy niż woły.
Pojazdy wodne również nie miały odpowiedniego napędu, choć w tym przypadku pomocny okazywał się wiatr. Ma on jednak podobną wadę jak wół: słabo nadaje się do ciągnięcia ładunków po utwardzonych drogach. To nie żart: statki żaglowe nie mogły operować na rzekach i na kanałach, których od XVIII w. budowano coraz więcej. Barki był holowane przez konie idące obok wody po utwardzonych drogach. Problem z napędem pojazdów lądowych i wodnych rozwiązało pojawienie się w latach 30. i 40. XIX w. silnika parowego. I tak transport na lądzie zdominowały parowozy, a na wodzie – parowce.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.