Jakub Ostromęcki
Chorąży Stepan „Chrin” Stebelskyj pędził swoich partyzantów przez porośnięte bukami grzbiety. Już o godz. 4 rano 28 marca dotarli do szerokiej doliny ciągnącej się z północy na południe. Jej środkiem biegła droga, przecinając w jednym miejscu spaloną wioskę. Ledwo „Chrin” dotarł do górującego nad drogą grzbietu, siarczyście zaklął. Drogą od Baligrodu jechały dwie ciężarówki. Był to łakomy kąsek, jednak jego chłopcy dopiero zajmowali pozycje. Jednym z pasażerów mniejszego pojazdu był gen. Karol Świerczewski. Dojeżdżając do ruin wsi Jabłonki, nie zdawał sobie sprawy, że pozostała mu raptem godzina życia.
Generał – skaza
Życiorys Świerczewskiego dzięki publikacjom IPN oraz „Długiemu ramieniu Moskwy” Sławomira Cenckiewicza jest powszechnie znany. Dziecko warszawskiej Woli. W 1915 r. jako dobrze zapowiadający się robotnik specjalista został wywieziony przez uciekających z Warszawy Rosjan. W 1917 r. przystał do bolszewików. W 1920 r. walczył przeciwko odradzającej się Polsce i od polskich kul został dwukrotnie ranny. Wiernie służył potem „ojczyźnie robotników i chłopów”, masakrując tych ostatnich w czasie głodowej rebelii w Tambowie. Oficer GRU, który przetrwał wielką czystkę.
Marny dowódca. W 1941 r. w bitwie pod Wiaźmą powierzona mu 248. Dywizja Piechoty została całkowicie rozbita. Bitwę zaczynał z 10 tys. żołnierzy. Do sowieckich pozycji doprowadził oprócz siebie zaledwie cztery! (Inne dane mówią o ponad 600, którzy przeżyli – ci jednak, mając dość swojego przełożonego i jako że rekrutowali się z okolicznych wsi, zwyczajnie zdezerterowali). Od grudnia 1944 r. dowódca 2. Armii LWP. Najbardziej „wsławił” się podczas operacji forsowania Nysy. Nie dbając o rozpoznanie ani o koordynację oddziałów, nie zostawiwszy sobie odwodów, doprowadził do powstania luk na północy i na południu swojego ugrupowania, które wykorzystali Niemcy, zadając armii olbrzymie straty (60 proc. zniszczonych czołgów!). W rezultacie 9. DP niemal przestała istnieć. Alkoholik reprezentujący typowo sowiecki sposób dowodzenia, charakteryzujący się chamstwem wobec podwładnych i nieliczeniem się z życiem ludzkim.
Jednym podpisem mordował swoich żołnierzy za to, że wywodzili się z AK. Takich wyroków wydał kilkadziesiąt. „Obejdziemy się bez tego gnoju, który by nam w kraju siał zamęt” – powiedział po tym, gdy nie udało się przejąć kontroli nad żołnierzami PSZ, którzy pozostali na Zachodzie. Po wojnie wiceminister obrony narodowej. Nawet dowodząc jednostkami polskimi, Świerczewski nie przestał być generałem sowieckim. Mówiły o tym wyraźnie dyrektywy Stalina i opracowany na ich podstawie tajny rozkaz naczelnego dowódcy WP o trybie odbywania służby wojskowej generałów i oficerów Armii Czerwonej odkomenderowanych do Wojska Polskiego z 15 stycznia 1945.
Ku Bieszczadom
W marcu 1947 r. Świerczewski przybył do Krakowa. Miał zamiar wizytować jednostki rozlokowane wzdłuż południowo-wschodniej granicy Polski, włącznie z wciśniętymi w głuszę strażnicami WOP. W komunistycznej propagandzie bieszczadzki epizod w życiu Świerczewskiego urósł do rangi bohaterskiej epopei równej forsowaniu Nysy. Prawda jest dużo bardziej prozaiczna – Świerczewski był tu na inspekcji, zbyt krótkiej, by choćby poprowadzić jeden patrol. O wizycie „Waltera” (pseudonim z wojny domowej w Hiszpanii) oficerowie stacjonującej w Bieszczadach 8. DP informowali się otwartym tekstem przez telefon. Jako że upowcy regularnie podpinali się pod owe linie, była to rzecz skandaliczna. Według zeznań ubowców „Chrin” wiedział o jakiejś inspekcji i zachodził tylko w głowę, kto konkretnie będzie wizytował i kogo.
Dalsze losy wiceministra można opisać według kilku scenariuszy. Zacznijmy od tego najbardziej znanego, opisanego przed naukowców – Grzegorza Motykę i Szymona Nowaka.
Zasadzkę zorganizowano we wsi Jabłonki leżącej w biegnącej południkowo dolinie rzeki o tej samej nazwie. W 1947 r. Jabłonki były kupą zgliszczy. Greckokatolicką w większości ludność wysiedlono bowiem przymusowo do Sowietów. Na południe od osady droga przecina rzeczkę, która przez kilkaset metrów płynie niemal równolegle. Od zachodu również równolegle do szosy biegnie długi niski grzbiet – jego szczyt jest mocno zalesiony. Sama droga, dziś gęsto obrośnięta samosiejkami, wtedy była jednak odkryta. Jedyną osłonę stanowiły okoliczne doły i bruzdy. To właśnie na pobliskim grzbiecie ulokowali się „Chrin” i jego oddział.
O godz. 19.30 w dniu 27 marca Świerczewski zawitał do Sanoka. W czasie odprawy burknął coś o wizytowaniu WOP-istów i poszedł spać. Rano ruszył wraz z oficerami 8. DP do Leska i Baligrodu. Wygłosił mowę do mieszkańców i polityczną pogadankę dla wojska, zwiedził cmentarz i zaczął zastanawiać się nad następnym punktem marszruty. Oficer odpowiedzialny za ruch kolumny samochodów wojskowych przekonany, że bardziej na południe nikt normalny nie będzie się wyprawiał bez solidnego wsparcia, zaparkował samochody tak, by łatwiej im było ruszyć na północ z powrotem do Leska.
„Gdzie jest najbliższa jednostka WOP?” – zapytał „Walter”. „W Cisnej” – odpowiedzieli półgębkiem pułkownicy Bielecki i Gerhard. „Jedziemy!” – despotycznie warknął Świerczewski. Obaj oficerowie zaczęli przestrzegać, że niebezpieczny teren, że po okolicy kręci się UPA, że są dobrzy w organizowaniu zasadzek. „Ach i w Warszawie można otrzymać cegłą po głowie. Do nich i tak nikt nie przyjeżdża, będą chłopcy zadowoleni” – zadecydował Świerczewski. Zaskoczeni kierowcy wykręcili na miejskim placu i ruszyli na południe.
Kolumna składała się z trzech wozów. Dwóch lekkich ciężarówek Dodge WC oraz ciężkiego zaisa z plutonem eskorty (oficjalny komunikat mówił początkowo o trzech zisach i jednym dodge'u). Zaraz za Baligrodem jeden z dodge'ów zepsuł się i zawrócił. Gdy samochody minęły zgliszcza Jabłonek, upowcy otworzyli ogień z rkm. Samochody przejechały kilkaset metrów ku pobliskiemu mostkowi. Dodge Świerczewskiego zatrzymał się za mostkiem, zis przed nim (według Nowaka oba wozy stanęły przed przeprawą). Świerczewski skryty za swoim samochodem kazał żołnierzom eskorty uderzyć na UPA, pod górę, na zachód. Kontratak załamał się. Dodge próbował zawrócić, kierowca dostał jednak śmiertelną serię z rkm. Co gorsza, UPA zaczęła obchodzić pozycje wojska, dochodząc do unieruchomionych wozów. Świerczewski kazał zatem bronić się w korycie rzeczki. Gdy ruszył ku niej, dostał w brzuch.