Duch bushidō. To dlatego Japończycy byli takimi potworami w czasie wojny

Duch bushidō. To dlatego Japończycy byli takimi potworami w czasie wojny

Dodano: 

Popularną rozrywką wśród Japończyków żyjących pod rządami rodu Tokugawa stało się słuchanie historyjek o zjawach, upiorach i demonach. Gawędziarze chętnie zbierali się w domach i dzielili zasłyszanymi fabułami z gatunku horroru. Dostarczały one słuchaczom dreszczyku emocji urozmaicającego ich dość nudne codzienne życie. Opowiastek nigdy nie brakowało, gdyż sprytni wydawcy i autorzy, węsząc dobry interes, rzucali na rynek kolejne kompilacje opowiadań grozy.

Samurajowie również ulegli owej modzie (niektórzy badacze sądzą wręcz, że to oni ją zapoczątkowali), wykorzystując ją przy okazji do żmudnego dzieła edukacji nowych pokoleń bushi. Grupy młodych wojowników zbierały się nocą przy zapalonych lampionach i słuchały przerażających historii. Po puencie każdej z nich gaszono jedną lampę. Gdy cały seans dobiegł końca, jego uczestnicy zostawali w całkowitej ciemności sam na sam z płatającą figle wyobraźnią, dowodząc tym samym swojej odwagi.

Niestety posiedzenia takowe nie zawsze dostarczały budujących przykładów. Istnieje anegdota mówiąca, że gdy pewna grupa bushi szykowała się do zgaszenia ostatniego lampionu, nagle w jego mdłym świetle młodzi wojownicy dostrzegli wielką dłoń spuszczającą się ku nim z sufitu. Przerażeni zerwali się na równe nogi i uciekli gdzie pieprz rośnie. Na miejscu pozostał tylko przewodniczący spotkaniu stary samuraj i zamachnąwszy się mieczem, przeciął... snującego swą nić pająka, którego to cień młodzieńcy wzięli za upiora.

Żądza chwały

Idealny samuraj winien żyć ascetycznie. Zasada ta wykształciła się pod wpływem popularnego wśród wojowników buddyzmu zen. Bushi winien wiedzieć, że to, co oferuje mu świat materialny, to nic niewarta ułuda, i zadowalać się jedynie rzeczami niezbędnymi do życia. W żadnym razie nie mógł poszukiwać bogactwa. Ba! powinien się wręcz brzydzić pieniędzmi!

XIX-wieczni samurajowie

W okresie Edo rząd zakazał samurajom podejmowania jakiejkolwiek pracy zarobkowej. Nie mogli uprawiać własnoręcznie ziemi ani parać się rzemiosłem. Bushi żyć miał z pensji wypłacanej mu przez jego dajmio. Wszystko to wyglądało wspaniale, ale tylko w teorii. Epoka, o której mówimy, trwała wszak ponad dwa i pół wieku, a przez ten czas ceny w przeciwieństwie do samurajskich poborów bynajmniej nie stały w miejscu.

W XIX w. kryzys idei ascetycznego samuraja rzucał się w oczy. Wypłaty bushi ledwie wystarczały im na życie, a w wielu przypadkach nie pokrywały nawet kosztów podstawowych artykułów potrzebnych do egzystencji na wymaganym poziomie. W desperacji szlachta zaciągała ogromne długi u wzbogaconego w międzyczasie mieszczaństwa. Zadłużenie stanu samurajskiego rosło w zawrotnym tempie, a w pułapce kredytowej znaleźli się już nie tylko szeregowi wojownicy, lecz także sami dajmio! Tysiące bushi, nie chcąc umrzeć z głodu, łamało zatem zasady bushidō i zaczynało zajmować się rzemiosłem lub rolnictwem. Inni wżeniali się w kupieckie rodziny bądź adoptowali za pieniądze synów mieszczańskich tuzów. Piękna teoria całkowicie rozminęła się z praktyką.

Oprócz wierności suzerenowi, odwagi na polu bitwy i pogardy dla rzeczy materialnych idealnego samuraja cechować winna żądza chwały. Bushi miał poszukiwać na bitewnym polu sposobności do rozsławienia swego imienia. Należało przy tym jednak wystrzegać się pozbawionej sensu brawury: ktoś, kto przeszarżował i zginął głupio, bynajmniej nie cieszył się estymą i mówiono o nim, że zszedł z tego świata,,psią śmiercią”.

Najlepszym sposobem zdobycia chwały było pokonanie wymagającego i godnego przeciwnika, odrąbanie mu głowy i zaniesienie jej swemu dowódcy. Dlatego średniowieczne japońskie bitwy przypominały raczej indywidualną serię pojedynków niż zderzenie się dwóch armii. Wojownicy obu stron ruszali naprzeciw siebie, recytując głośno swoje rodowody, co miało ułatwić wzajemną identyfikację i dobór celów.

Dla średniowiecznego bushi nie było chyba większej hańby niż uznanie go za małowartościowego przeciwnika. Z samurajskiego punktu widzenia lepiej było zginąć na polu chwały, niż przeżyć dlatego, że zostało się zlekceważonym. W jednym z eposów wojennych możemy znaleźć opowieść o starym samuraju, który, bojąc się, że ze względu na wiek nie zostanie uznany przez żadnego z wojowników wroga za odpowiedniego przeciwnika, ufarbował sobie włosy tuszem. Zamierzony cel osiągnął, bo w trakcie bitwy został wyzwany na pojedynek i poległ honorową śmiercią. Jego adwersarz nielicho się później zdziwił, gdy chcąc oczyścić odrąbaną głowę z zakrzepłej krwi, włożył ją do strumienia, a wówczas,,farba” puściła i na wodzie pojawiły się czarne smugi tuszu.

Czytaj też:
Golgota japońskich chrześcijan

Przedstawiłem tylko cztery cechy, którymi według kodeksu bushidō winien odznaczać się idealny samuraj. Było ich rzecz jasna o wiele więcej, ale ograniczona długość artykułu nie pozwala na dokładne omówienie ich wszystkich. Zainteresowanych tematem odsyłam do książek brytyjskiego historyka wojskowości japońskiej Stephena Turnbulla i polskiej badaczki etosu samurajów Joanny Katarzyny Puchalskiej.

Samurajowie przez wieki starali się wypełniać wymagania swojego kodeksu. Jednym szło to lepiej, a innym gorzej. Każdy wojownik jednak miał przed oczyma ideał, do którego winien dążyć ze wszystkich sił, ideał, który sprawiał, że czuł się on o wiele szlachetniejszy i lepszy niż pozostali członkowie japońskiego społeczeństwa. I tu właśnie kryła się ciemna strona bushidō. O ile bushi starali się nim kierować we wzajemnych stosunkach, o tyle dla zwykłych zjadaczy ryżu nie mieli już ani trochę kurtuazji. Prawa epoki Edo jasno stanowiły, że jeśli chłop lub mieszczanin w jakikolwiek sposób, choćby krzywym spojrzeniem, obrazi samuraja, to ten ma prawo bezkarnie go zabić. I wielu wojowników ochoczo korzystało z tej prerogatywy.

Kiedy Japonia weszła na drogę modernizacji, duch bushidō znalazł nowe mieszkanie w szeregach jej wojska. Wychowywani w kulcie samurajskiego kodeksu honorowego japońscy żołnierze święcie wierzyli w maksymę głoszącą, że „obowiązek jest ciężki jak góra, śmierć lekka jak piórko”. Indoktrynacja taka przemieniała rekrutów w fanatyczne maszyny do zabijania gardzące wszelką słabością. W efekcie w czasie II wojny światowej armia japońska dała się poznać jako bezlitosna siła, której żołnierze dopuszczali się licznych zbrodni i woleli zginąć, niż się poddać. Czego innego jednak można się było spodziewać, skoro japońscy piloci zamiast spadochronów zabierali ze sobą do kabiny samurajskie miecze?