Wiadomości, że wojsko polskie 21 kwietnia 1648 roku wyruszyło z Czerkas i zostało rozdzielone na dwie części, Bohdan Chmielnicki otrzymał wkrótce od zbiegów z dywizji Stefana Potockiego albo od Kozaków rejestrowych. Hetman kozacki dzięki zachowaniu w tajemnicy informacji o liczebności swoich sił i przymierzu z Tatarami posiadał w swych rękach istotny element zaskoczenia.
„Kozacy drudzy Regestrowi wodą poszli, rozumiejąc ze tego Chmielnickiego jeszcze w sieci tę zastaną gdzie był osiadł, ale skoro mu dano znać, iż idą go dobywać y lądem y wodą, uszedł do Ordy (...)”
Chytry Plan
Bohdan Chmielnicki nie zamierzał czekać na wojska koronne i zdecydował się natychmiast wyruszyć na spotkanie z Polakami. Chciał wykorzystać rozdzielenie sił koronnych i pokonać grupę hetmanowicza, zanim przybędą jej z pomocą wojska koronne pod dowództwem Potockiego. Zapewne liczył na to, że znajdujący się w dywizji młodego Potockiego Kozacy rejestrowi i dragoni zaciągnięci spośród ukraińskich chłopów przejdą na jego stronę. Już od dawna działali wśród nich jego agitatorzy, podobnie zresztą jak wśród Kozaków rejestrowych, którzy płynęli Dnieprem.
Podstawą planu Chmielnickiego było rozbicie wojsk koronnych po kolei, więc czas wyjścia z Siczy był zsynchronizowany z szybkością poruszania oddziału Potockiego. Przedwczesny przemarsz wojsk kozacko-tatarskich na północ mógł spowodować zmiany w planach działania przeciwnika (połączenie grup lądowej i wodnej albo nawet całej armii koronnej). Hetman kozacki obserwował manewry wojsk przeciwnika i oczekiwał pomyślnego momentu do ataku.
Po południu 29 kwietnia chorągwie dotarły do uroczyska Żółte Wody, gdzie zatoczono obronny tabor i zatrzymano się na popas. Nic nie wiedziano o wrogu, więc jak zwykłe wysłano straż przednią i straże boczne w celu ubezpieczania stanowiska. W tym samym czasie dotarły już nad Żółte Wody przednie oddziały tatarskie.
Pierwsze potyczki
Reszta polskiego zwiadu, „postrzegłszy straż tatarską”, wycofała się do taboru i zawiadomiła dowództwo o nacierającym nieprzyjacielu. Nie udało się więc Tatarom całkiem zaskoczyć dywizji Potockiego w stepie i odciąć go od wody. Przednie czambuły tatarskie jednak nie zatrzymały się, a zgodnie z planem zdecydowały się z marszu zaatakować nieco zaskoczone i zmieszane oddziały koronne. Odbyła się pierwsza walka tej długiej i krwawej wojny. Po stronie polskiej wzięło w niej udział kilka chorągwi pancernych i dragońskich. Najpierw zmuszono je do wycofania, ale wsparte przez kolejne oddziały kozackie spędziły ordę z pola. Wzięto do niewoli dwóch Tatarów, którzy zeznali, że jest ich 12 000, a oczekiwano jeszcze więcej. W końcu oddziały tatarskie ze straży przedniej, poniósłszy straty („gdzie w pogaństwie wielka szkoda, tak w naszych”), wycofały się, oczekując podejścia głównych sił.
Polacy ze względu na brak informacji było zaskoczone zarówno tak szybkim pojawieniem się Tatarów, jak i faktem współdziałania tych ostatnich z Kozakami. Najpierw oddziały Potockiego starły się tylko z przednią, stosunkowo nieliczną strażą tatarską, gdyż główne siły sojuszników maszerowały w odległości około 20 kilometrów z tyłu.
Bitwy w otwartym polu obawiano się z powodu całkowitego zaskoczenia oraz braku informacji na temat faktycznej liczebności przeciwnika (naprawdę stosunek sił wynosił „tylko” 2: 1 na korzyść wojsk kozacko-tatarskich). Długo natomiast debatowano, czy zdecydować się na odwrót, czy pozostać na miejscu w umocnionym taborze. Ostatecznie zdecydowano zostać na miejscu. Teraz wiemy, że była to fatalna decyzja, ale wiosną 1648 roku oficerowie oddziału Potockiego uznali ją za logiczną. Polacy dysponowali silną artylerią (przynajmniej w porównaniu z przeciwnikiem), mieli dostęp do wody, a także wystarczające zapasy żywności, prochu, broni oraz amunicji. Mimo to główną przyczyną pozostania na miejscu była nadzieja na szybką odsiecz ze strony grupy wodnej oraz dywizji hetmanów.
Główny plan Bohdana Chmielnickiego zakładał zaskoczenie oddziału Stefana Potockiego w stepach, odcięcie go od wody i natychmiastowe rozbicie, dlatego przywódca powstania zachował sojusz z Tatarami w tajemnicy i posuwał się bardzo ostrożnie. Były to działania logiczne z kilku powodów. Hetman kozacki wiedział, że nie ma wystarczającej ilości piechoty do szturmowania umocnień, nawet szybko zbudowanych. Wiedział również, że Tatarzy nie byli pewnym sojusznikiem – w razie porażki albo niepowodzenia zawsze mogli zapomnieć o ugodzie i wycofać się na Krym.
Klęska nad Żółtymi Wodami
W następnych dniach Kozacy rozpoczęli regularne oblężenie, otaczając polski obóz własnymi szańcami, na których ustawiono działa i hakownice. 2 maja Polakom udało się nawet zdobyć kilka z takich okopów. Zaporożcy niejednokrotne ponawiali szturmy, lecz były one bezskuteczne. Potocki w dalszym ciągu uparcie wierzył w szybką odsiecz ze strony rejestrowców i głównych sił. 15 maja wojska kozacko-tatarskie zaczęły się powoli zbliżać do polskiego obozu. Krzywonosowi i Krysie natychmiast udało się umknąć do swoich. Koroniarze wyszli w pole, mając nadzieję na spełnienie warunków umowy i przebicie do Kryłowa. Po ostrzale polskiego obozu wojska kozacko-tatarskie ruszyły do ataku. Polacy mężnie się bronili, mimo że przeciwnik miał znaczącą przewagę liczebną.
W ręce Tatarów dostało się „300 mężów, szlachty i żołnierzy”. Potocki zmarł z powodu gangreny 19 maja, obok przeprawy Tawań na Dnieprze. Z pogromu ocaleli tylko niektórzy żołnierze, który dotarł do obozu hetmanów koronnych z wieścią o zniszczeniu dywizji Potockiego.
Czytaj też:
Bitwa pod Parkanami. Wpadka SobieskiegoCzytaj też:
Powstanie Chmielnickiego. Kozacy pod butem caraCzytaj też:
Broń palna na użytek husarii