Koncesjonowana Melpomena

Koncesjonowana Melpomena

Dodano: 
Warszawa. Teatrzyk rewii "Nowości", ok. 1941 rok
Warszawa. Teatrzyk rewii "Nowości", ok. 1941 rok Źródło: NAC
Piotr Kitrasiewicz || Zgodnie z nakazem Niemców poziom przedstawień musiał być bardzo niski, prostacki i wulgarny, przesycony skojarzeniami seksualnymi oraz zachętą do picia trunków.

„Tylko świnie siedzą w kinie, co bogatsze, to w teatrze” – głosił slogan Polskiego Państwa Podziemnego, potępiający korzystanie z rozrywek dozwolonych przez okupanta. I chociaż głupkowatość przedstawień w teatrzykach rewiowych rzucała się w oczy, to ludzie garnęli się do przybytków Melpomeny, zwłaszcza ci, którzy wyrobili sobie nawyk regularnego chodzenia do teatru w czasach przedwojennych. Magnesem byli również znani aktorzy występujący – z entuzjazmem, jak Adolf Dymsza, lub bez entuzjazmu, jak Kazimierz Junosza-Stępowski – dla okupacyjnej publiczności.

Wybuch wojny przerwał działalność polskich teatrów na ziemiach włączonych do Generalnego Gubernatorstwa, ale wcześniej w pierwszych dniach września 1939 r. w Warszawie zdążyły odbyć się premiery trzech sztuk, 2 września Teatr Letni wystawił farsę Johanna Nestroya „Serce w rozterce czyli Ślusarz widmo”. Przedstawienie, w reżyserii nie byle kogo, bo samego Leona Schillera, zaprezentowano również kolejnego dnia przy minimalnej frekwencji ze strony publiczności. Kilka dni później teatr spłonął trafiony bombą. Również 2 września Teatr Nowy wystąpił z premierą satyrycznej komedii politycznej Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej „Baba-Dziwo” w reżyserii Stanisławy Wysockiej i z nią w roli tytułowej. Także szumnie zapowiadana rewia „Pakty i fakty” Mariana Hemara, Juliana Tuwima i Andrzeja Własta, wyreżyserowana przez Kazimierza Krukowskiego, wzbogaciła króciutki okres życia teatralnego wojennej, ale jeszcze wolnej Warszawy, wchodząc na afisz teatru Ali Baba.

„Graliśmy nowy program dwa razy dziennie przez trzy dni września. Sala świeciła pustkami. Była zapełniona najwyżej w jednej czwartej. Publiczność reagowała słabo, pogrążona jakby w otępieniu, w apatii. Śpiewałem piosenkę w mundurze żołnierza stojącego na warcie pod Belwederem. Ta piosenka, mająca także niejako wymowę symbolu, zamknęła jakiś rozdział w mojej karierze. I w moim życiu” – wspominał w wydanych w 1971 r. wspomnieniach „Od palanta do belcanta” Mieczysław Fogg.

Artykuł został opublikowany w 12/2024 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.