„Stara Kasztanka Marszałka padła. Przez trzynaście lat, od krwawych bojów Pierwszej Kadrowej pod Kielcami służyła Komendantowi – wtedy, gdy był On Szarym Brygadierem, a potem, gdy po zwycięskim pochodzie na Kijów i pokonaniu wroga u wrót stolicy przyjmował hołd Narodu”. – informował „Dziennik Poranny” w 1927 roku, pisząc o śmierci ulubionej klaczy Józefa Piłsudskiego.
Kasztanka padła 23 listopada 1927 roku w koszarach w Mińsku Mazowieckim. Przez kilkanaście lat była legionową legendą, a i do dzisiaj jest często wspominana, choćby w teleturniejach, kiedy pojawia się pytanie o imię wierzchowca Naczelnika.
U boku Piłsudskiego
Kasztanka urodziła się w 1909 lub 1910 roku w Czaplach Małych w folwarku należącym do hrabiego Eustachego Romera. Początkowo nazywano ją Fantazja. W 1914 roku Romerowie podarowali klacz żołnierzom I Brygady Legionów Polskich, dzięki czemu niedługo później otrzymał ją Józef Piłsudski. Pierwszy raz przyszły marszałek dosiadł swego nowego konia w sierpniu 1914 roku. Był to zresztą moment, od którego zaczynał się szlak bojowy I Brygady. Piłsudski nadał swej klaczy imię Kasztanka.
Owa klacz nie była wysokim koniem. Miała 150 cm w kłębie, a także jasnokasztanowatą maść z białą łysiną oraz białymi nadpęciami. Od początku klacz bardzo przywiązała się do Piłsudskiego i tylko jego uznawała. Była koniem płochliwym, który nie znosił huków i odgłosów bitewnych. Uspokajała się tylko wtedy, kiedy obok znajdował się Piłsudski. „Głupia, w twoich Czaplach nie byłaś, ale za to jesteś w Krakowie, rozumiesz? W kochanym, cudnym, polskim Krakowie, gdzie żołnierz polski z honorem umrzeć może, rozumiesz? Ty Czapelska istoto! Na tobie, na tobie wjadę, głuptasku, do Wilna!” – miał mówić Piłsudski do swojej klaczy.
Kasztanka towarzyszyła Piłsudskiemu przez całą pierwszą wojnę światową. Po uwięzieniu przyszłego Naczelnika w Magdeburgu przez Niemców Kasztanka trafiła pod opiekę Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego i przebywała w majątku Bobowa koło Gorlic. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości przeszła natomiast „w stan spoczynku”. Nie pojawiła się już w czasie wojny polsko-bolszewickiej, przebywając wówczas w koszarach pod opieką 7. Pułku Ułanów Lubelskich w Mińsku Mazowieckim. W trakcie pobytu w tamtym miejscu Kasztanka urodziła dwa źrebięta, ogiera Niemena i klacz Merę. W 1930 roku Mera została zresztą „oficerskim koniem służbowym Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego”.
Po wojnie z bolszewikami Piłsudski odwiedzał Kasztankę w miarę możliwości jak najczęściej. Klacz przywożono marszałkowi na jego imieniny, pojawiała się ona także w czasie defilad wojskowych w Warszawie.
„Po wojnie Kasztanka, już bardzo posunięta w latach, dożywała swoich dni w komforcie suchej stajni i dobrego pastwiska. Od czasu do czasu przyprowadzano ją do męża i wtedy trudno było patrzeć bez wzruszenia, kiedy na jego powitanie pieściła rękę męża miękkimi wargami i szyją ocierała się o jego plecy” – wspominała żona marszałka, Aleksandra Piłsudska.
Po raz ostatni Piłsudski dosiadł Kasztanki 11 listopada 1927 roku w czasie defilady na Placu Saskim. Kilka dni później klacz miała zostać odtransportowana do Mińska Mazowieckiego pociągiem. Przebywała w wagonie sama i podczas jazdy pociągu najpewniej się przewróciła doznając obrażeń wewnętrznych. Kiedy transport dotarł na miejsce, Kasztanka nie była w stanie się podnieść. Pomimo pomocy weterynaryjnej, której udzielało jej kilku lekarzy, klacz padła kilka dni później, 23 listopada 1927 roku. Sekcja zwłok wykazała pęknięcie dwóch ostatnich kręgów grzbietowych.
Kiedy Piłsudski dowiedział się o śmierci swej ulubionej klaczy, za winnego uznał dowódcę 7. Pułku Ułanów, Zygmunta Piaseckiego i odmówił rozmowy z nim. Szczątki klaczy pochowano obok klombu przed budynkiem dowództwa 7. Pułku Ułanów. W miejscu tym ustawiono ponadto głaz z napisem: „Tu leży Kasztanka, ulubiona klacz bojowa Marszałka Piłsudskiego”.
Zgodnie z życzeniem Piłsudskiego, po śmierci Kasztanki zdjęto z niej skórę i wypchano ją, umieszczając w Centrum Wyszkolenia Weterynaryjnego, później w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, a następnie w Belwederze. W czasie drugiej wojny światowej wypchaną Kasztankę przechowywano w magazynie Muzeum Wojska Polskiego; tam skóra uległa znacznym zniszczeniom. Po wojnie minister obrony narodowej i marszałek Ludowego Wojska Polskiego Michał Rola-Żymierski (zarazem były legionista), wizytując Muzeum, rozpoznał przechowywane szczątki konia i kazał je spalić mówiąc przy tym: „Poznaję to bydlę, już mnie raz kiedyś kopnęło, nie ma potrzeby tych szczątków przechowywać”.
Czytaj też:
Najważniejsza depesza w życiu PiłsudskiegoCzytaj też:
Jazda, ku przygodzie!Czytaj też:
Polscy terroryści. Zaborcy na celowniku