Służba w kawalerii była w przedwojennej Polsce marzeniem tysięcy młodych mężczyzn. Ten fenomen mało kto opisywał równie pięknie jak rtm. Kornel Krzeczunowicz (1894–1988), dowódca 8. Pułku Ułanów ks. Józefa Poniatowskiego w czasie słynnej bitwy pod Komarowem z 1. Armią Konną Budionnego, autor książki „Ostatnia kampania konna”.
„Nie potrzebuję przypominać czytelnikowi-tradycjonaliście wyniosłego uczucia jeźdźca patrzącego z góry na świat, tym bardziej gdy pędzi cwałem i wiatr gwiżdże mu w uszach – pisał Krzeczunowicz w 1970 r. na emigracji w Londynie w przedmowie do swojej książki. – O ileż wznioślejsze jest ono, gdy widzisz przed sobą nie ogary czy charty pędzące za uciekającym zwierzem, lecz na równi z tobą uzbrojonego i groźnego przeciwnika, gdy stawką jest życie, odpowiedzialność za twoich ludzi, a czasem nawet więcej – los miłej Ojczyzny. W toku swojej długiej historii wojennej Polak zrósł się z koniem do tego stopnia, że piechota i inne bronie nieraz bywały w karygodnym zaniedbaniu. Przyczyną tego było pięć wieków walk z najeźdźcami ze Wschodu”.
Niemal na każdej stronie „Ostatniej kampanii konnej” widać nostalgię za utraconym światem, w którym honor oficerski cenniejszy był niż życie, a także nieokiełznaną miłość do kawalerii. Weźmy choćby to zdanie: „Szarża na czele całego pułku w rozwiniętym szyku, wzorowo wyrównanym, była bezwzględnie najpiękniejszą chwilą mojego życia”.
Do Grudziądza!
Mekką przedwojennych polskich kawalerzystów było słynne CWK w Grudziądzu. W sumie do wybuchu drugiej wojny światowej z murów Centrum Wyszkolenia Kawalerii wyszło prawie 5 tys. oficerów. Lata temu miałem przyjemność porozmawiać na ten temat z dwoma absolwentami CWK. Jeden z nich był już 100-latkiem, drugi był młodszy tylko o cztery lata, ale opowiadając mi o tamtych czasach, obaj dżentelmeni brzmieli, jakby znowu mieli po 20 lat.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.