Polska-Rumunia: Ponad sześć wieków wspólnej historii. Czas na nowy rozdział?
  • Ryszard CzarneckiAutor:Ryszard Czarnecki

Polska-Rumunia: Ponad sześć wieków wspólnej historii. Czas na nowy rozdział?

Dodano: 
George Simion, lider Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów
George Simion, lider Sojuszu na rzecz Jedności Rumunów Źródło: PAP/EPA / ROBERT GHEMENT
W marcu tego roku upłynęła 104 rocznica podpisania przez szefów resortów spraw zagranicznych księcia Eustachego Sapiehu i Take Ionescu "Konwencji o przymierzu odpornem między Rzecząpospolitą Polską a Królestwem Rumunji".

Dokument ten podpisano 16 dni przed zawarciem Traktatu Ryskiego, czyli umowy o formalnym zakończeniu wojny polsko- sowieckiej i ustanowieniu granicy między RP a "czerwoną" Rosją. Zatem zanim zawarto traktat, który na 18,5 roku dał nam pokój na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej przystąpiliśmy do tworzenia strategicznego między I a II wojną światową sojuszu z udziałem Polski. A przecież czas symbolizowany słynnym zdjęciem Józefa Piłsudskiego w Bukareszcie trzy lata przed śmiercią Marszałka, stojącego wraz z rumuńskim premierem Nicolae Iorga, był tylko jednym z etapów wspólnych dziejów tych dwóch kluczowych dla naszego regionu Europy państw.

Zaczęło się tak naprawdę 638 lat temu, gdy Hospodarstwo Mołdawskie złożyło hołd lenny Królestwu Polskiemu. Hołd odbierał król Władysław Jagiełło, a składał go Piotr I Musztowicz. Dzisiejsza Mołdawia była hołdem lennem Polski przez równo sto lat, aby w 1487 roku przejść pod panowanie Turków. Polacy przez następne dwa wieki walczyli o formalną kontrolę nad tymi terenami, aby w ten sposób odrzucić od swoich granic imperium Osmańskie. Byliśmy bliscy tego celu w połowie XVI wieku, gdy dzięki polskiej pomocy hospodarem został Aleksander Lapusneanu. Za wsparcie Rzeczypospolitej obiecał złożyć nam ponownie hołd lenny, ale słowa nie dotrzymał.

Ostatnim polskim królem, który podejmował, zresztą aż trzykrotnie, próby podporzadkowania Mołdawii (należy używać tego określenia, a nie współczesnego i nie związanego z polską tradycją pojęcia "Mołdowa") był Jan III Sobieski.

W okresie II Rzeczypospolitej mieliśmy z Rumunią wspólną granicę. I to niemałą, bo aż 338 kilometrów. Można zadać filozoficzne pytanie: "Komu to przeszkadzało?".

Wspomnianą konwencję z 1921 roku wielu historyków uznaje za traktat. Kolejne dwa traktaty polsko-rumuńskie podpisano po pięciu i dziesięciu latach od podpisania pierwszego. W praktyce to Bukareszt był największym, a na pewno najbardziej realnym sojusznikiem Warszawy w dwóch dekadach międzywojnia. Oba państwa zobowiązywały się nieść sobie pomoc na wypadek ataku zewnętrznego.

W przyszłym miesiącu, 22 czerwca będziemy obchodzić 106 rocznicę nawiązania oficjalnych stosunków dyplomatycznych. Czy nie powinno to być okazją do spotkania dwóch nowo wybranych prezydentów obu państw? Rumuni swoją Głowę Państwa wybiorą 18 maja, a Polacy najpóźniej 1 czerwca. Jest szansa, że prezydentem Rumunii może zostać do niedawna przewodniczący Grupy Parlamentarnej Rumunia-Polska, przyjaciel Polski, w której był ze 20 razy (nie tylko w Warszawie, co godne podkreślenia, bo także choćby w Częstochowie, Łodzi, Lubinie) – George Simion. O propolskim nastawieniu jego konkurenta, burmistrza Bukaresztu Nicusora Dana nic mi nie wiadomo.

Mieliśmy z Rumunią w okresie II RP sojusz militarny. Był realny, a nie papierowy do tego stopnia, że rumuński następca tronu służył przez pewien czas w polskiej armii. Ale bliska współpraca wojskowa polsko-rumuńska zaczęła się zanim ją sformalizowano. Już w 1919 roku żołnierze polscy wraz z rumuńskimi w okresie walki o Małopolskę Wschodnią wspólnie zwalczali siły ukraińskie. Rumuni w uzgodnieniu z wojskiem polskim okupowali Pokucie. Co więcej, repatriacja ważnej dla nas z punktu widzenia bojowego 4 Dywizji Strzelców Polskich nastąpiła przez Mołdawię.

Nawet nie znający historii wiedzą, że polskie wojska po agresji niemiecko-sowieckiej ewakuowały się do Rumunii wraz z prezydentem i rządem RP. Rumunia była pod presją władz niemieckich i to było przyczyną zlikwidowania w 1940 roku ambasady RP i naszych konsulatów na terenie tegoż Królestwa.

Dla mnie dwie postacie symbolizują wspólne polsko-rumuńskie wojenne losy. Pierwsza z nich to minister spraw zagranicznych Józef Beck, który internowany na rumuńskiej ziemi we wrześniu 1939, zmarł tamże w miejscowości Stanesti 5 czerwca 1944 roku, w wieku 50 lat.

Druga postać to wybitna poetka, ale też sekretarka Józefa Piłsudskiego w latach 1926-1935 Kazimiera Iłakowiczówna. Po internowaniu w Rumunii przez osiem lat mieszkała w Klużu (rumuńskie Cluj-Napoca, węgierskie Kolozsvar), nauczyła się rumuńskiego i nawet udzielała w tym języku korepetycji. Wróciła do Polski dopiero 1947 roku.

Co i czy dopiszą na karty dziejów polsko-rumuńskich wybrani w maju i czerwcu nowi prezydenci obu państw?

Czytaj też:
Niespodziewany gość na wiecu Nawrockiego. "Jest ze mną przyszły prezydent"

Źródło: DoRzeczy.pl