Zdrajczyni z Hollywood. Jane Fonda po stronie wietnamskich komunistów

Zdrajczyni z Hollywood. Jane Fonda po stronie wietnamskich komunistów

Dodano: 

Wielu historyków jest zdania, że morale amerykańskich żołnierzy najbardziej podcięły właśnie antywojenne demonstracje, których organizatorzy (jak twierdzi m.in. rosyjski dysydent Władimir Bukowski) pośrednio byli inspirowani przez Kreml. A Jane Fonda wniosła w nie swój znaczący wkład. Od 1970 r. była główną bohaterką bodaj każdego znaczącego protestu. Demonstrowała przeciwko dyskryminacji kobiet i kolorowych, biedzie, rozprzestrzenianiu broni nuklearnej i oczywiście przeciwko wojnie w Wietnamie.

W obronie Indian i Czarnych Panter

Zaczęło się 8 marca 1970 r., kiedy Fonda staje na czele pochodu 200 Indian zmierzających w stronę bazy wojskowej Fort Lawton. Przed bramą aktorka w otoczeniu rdzennych Amerykanów ubranych w jelenie skóry i pióropusze odczytuje apel do „Wielkiego Białego Wodza” – prezydenta Richarda Nixona – o zwrot części dawnej indiańskiej własności.
Strażnicy nie wpuszczają ich na teren bazy. Dochodzi do szarpaniny. W rezultacie Fonda i 96 innych protestujących zostają aresztowani. Po trzech godzinach szeryf wypuszcza aktorkę na wolność. Odstawiają ją do Seattle, gdzie Fonda od razu staje przed kamerami telewizji. Krzyczy: „Zagrożono mi, że jeśli tu wrócę, zostanę ukarana sześcioma miesiącami więzienia i pięciuset dolarami grzywny. To totalne bezprawie. Jestem wolnym człowiekiem w podobno wolnym kraju i mogę przebywać, gdzie mi się tylko żywnie podoba”.

Rok później, w lutym 1971 r., na konferencji prasowej w Nowym Jorku ogłasza powstanie kabaretu FTA. Nazwa to skrót utworzony z pierwszych liter wyrazów składających się na zdanie „Fuck The Army”, co dosłownie znaczy: „pier... armię”. Pierwszy występ odbywa się kilka dni później w pobliżu bazy wojskowej w Forcie Bragg, niedaleko Fayetteville w Ka Południowej rolinie. Skecze wymierzone są głównie w wojnę, nietolerancję i administrację Nixona.

9 maja 1971 r. Fonda bierze udział w demonstracji antywojennej przed Białym Domem. Kilka dni później przewodzi marszowi na New Mexico University. Pod koniec miesiąca zostaje aresztowana w Fort Hood w Teksasie za rozprowadzanie literatury pacyfistycznej wśród żołnierzy miejscowej bazy. Wypuszczą ją po kilku godzinach. A będzie jeszcze areszt za marsz na Fort Meade w stanie Maryland. „Zaczęłam tę drogę jako liberalna demokratka. Zakończyłam jako radykałka”– powie Fonda po latach w którymś z wywiadów.

W jej domu bywają agitatorzy różnej maści: byli żołnierze opowiadający mrożące krew w żyłach historie o wojnie w Wietnamie, studenci i hippisi. A także Angela Davis, marksistka i feministka, należąca do Komunistycznej Partii USA, związana z Czarnymi Panterami, organizacją komunizujących radykałów, głoszącą ideę odrębności Murzynów jako osobnego narodu.

Znienawidzony przez lewicę szef FBI John Edgar Hoover uznał Czarne Pantery za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa USA. Czy w tej sytuacji można się dziwić, że już w 1970 r. FBI zakłada Fondzie teczkę? Jej publiczne wystąpienia śledzą agenci FBI i ich informatorzy. Podsłuchiwane są jej rozmowy telefoniczne, prywatne wypowiedzi są nagrywane, sprawdzana jest jej korespondencja. Po latach okaże się, że w teczce Fondy zachowały się 763 donosy.

Czytaj też:
Gan-Ganowicz - dowódca „Czerwonych Diabłów”. Najsłynniejszy polski najemnik

Jej życie prywatne splata się z publicznym. 21 stycznia 1973 r. wychodzi za mąż za Toma Haydena, lewicowego działacza politycznego i społecznego, angażującego się w kampanie antywojenne, obronę praw człowieka i zwierząt. W lutym 1987 r. przyjadą razem do PRL. Oficjalnie – do Lecha Wałęsy, historycznego przywódcy Solidarności. Nieoficjalnie – Fonda i Hayden odwiedzą też ówczesnych PRL-owskich notabli. Osławiony rzecznik rządu epoki stanu wojennego Jerzy Urban zaprosi ich na kolację. A oni nie będą widzieli powodów, by odmówić.

Najnędzniejsza osoba w kraju

27 stycznia 1973 r. w Paryżu zostaje zawarte porozumienie pokojowe między stronami walczącymi w wojnie wietnamskiej. Kończy się długi i krwawy konflikt, w którym poległo pół miliona Wietnamczyków (z obu stron) i 58 tys. Amerykanów. Do domu wracają jeńcy. 5 marca wraca Mike Benge, 14 marca – John McCain.

Weterani zaczynają mówić. Ich opowieści brzmią jak z horroru. Fonda wciąż jest jednak jak w amoku. Nazywa ich „hipokrytami i kłamcami”, którzy, chcąc uniknąć odpowiedzialności za zbrodnie wojenne, zrzucają winę na innych. – Spójrzcie tylko na tych zdrowych, młodych byczków! – woła na wiecu. – Czy oni wyglądają na takich, których ktoś głodził bądź torturował? Ludzie torturowani nie wychodzą efektownie z samolotu, nie salutują fladze ani nie całują żon na powitanie – szydzi. – Oni kłamią. To nie są bohaterzy – dodaje.

Po którymś z podobnych występów republikański kongresmen Robert Steele z Connecticut zaproponował, aby przyznać Fondzie specjalną nagrodę „dla najnędzniejszej osoby, jaka pojawiła się w całej historii kraju”.

Fonda powoli traci jednak antywojenny zapał, a 17 czerwca 1987 r. udziela słynnego wywiadu dziennikarce sieci telewizyjnej ABC Barbarze Walters. O swojej wyprawie do Wietnamu mówi: „To była chyba najgłupsza i najbardziej bezmyślna rzecz, jaką w życiu zrobiłam. [...] To było bardzo, bardzo głupie. Niektóre moje wypowiedzi też. Ponoszę za to pełną odpowiedzialność i mogę jedynie spróbować przeprosić tych, których moje zachowanie uraziło. Szczególnie tych, którzy walczyli w Wietnamie. Mogę powiedzieć tylko, że moje intencje były szlachetne. Ja po prostu chciałam jedynie położyć tamę temu bezsensownemu zabijaniu. Cóż, nie zawsze robiłam to w najmądrzejszy sposób”.

Przeprosiny będzie powtarzać, ale weterani jej nie uwierzą. Ważny dziś republikański senator John McCain, który kurtuazyjnie powiedział, iż „docenia fakt, że pani Fonda uznaje swój błąd”, jest w zdecydowanej mniejszości. Ani Benge, ani Hoffman nie mają dla niej grama sympatii.

16 stycznia 2015 r. 77-letnia Fonda przyjeżdża na wykład do Centrum Weinberga we Frederick w stanie Maryland. Czeka na nią 50 starszych mężczyzn z rodzinami. Wiele osób nosi T-shirty z napisem: „Jane Fonda – zdrajczyni Ameryki”. Rozlegają się gwizdy. Demonstrujący rozwijają transparenty: „Wybaczyć? Może. Zapomnieć? Nigdy!”.

Rys. Krzysztof Wyrzykowski
Artykuł został opublikowany w 5/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.