„Ostatni z niekoronowanych królów Polski”. II RP była jego dzieckiem
  • Krzysztof MasłońAutor:Krzysztof Masłoń

„Ostatni z niekoronowanych królów Polski”. II RP była jego dzieckiem

Dodano: 

„Cat” zaś w „Europie in flagranti” (1965) przekonywał: „[…] nie doceniamy propagandowej działalności Sienkiewicza. Nie było jeszcze wtedy propagandy postawionej na równi z dyplomacją państwową, nie było jeszcze na świecie Goebbelsów wszelkiego rodzaju. Dopiero po doświadczeniach z propagandą późniejszego okresu musimy podziwiać wyczyn Sienkiewicza w latach 1907–1908. Zwrócił się on z ankietą do wszystkich cokolwiek wybitniejszych osobistości całego świata na temat, co myślą o pruskiej ustawie wywłaszczeniowej, ale uczynił to w sposób tak zręczny, że oto jak najpowszechniej skrystalizowała się opinia całego świata, iż postępowanie Prus wobec Polaków jest zbrodnią wobec moralności. Na ankietę Sienkiewicza odpowiedział cały świat: uczeni, pisarze, artyści Francji, Włoch, Hiszpanii, Anglii, Szwajcarii, Rosji i innych krajów. Okazało się, że Bulow izolował Prusy od pojęć moralności całego świata. Jak można było tak długo tak mało sobie cenić zupełnie wyjątkowy, całkowicie zwycięski wyczyn Sienkiewicza w dziedzinie propagandy!”. Zwycięski? Tak, gdyż w efekcie „ustawa wywłaszczeniowa została zastosowana – pisał Cat – tylko w czterech wypadkach, znaczenie jej dla postępów germanizacji było żadne. Natomiast dzięki Sienkiewiczowskiej ankiecie wzbudziła ogromne oburzenie w stosunku do Niemiec. Istotnie więc, jak napisał Tołstoj, gorzej na niej od Polaków wyszli Niemcy”.

Wcześniej, jesienią 1906 r., wystosował Sienkiewicz list otwarty do Wilhelma II, króla pruskiego, w obronie prześladowanych i przymusowo germanizowanych dzieci polskich w Poznańskiem. „Straszne, głęboko niemoralne i niedające się niczym usprawiedliwić – pisał – są takie ustawy, na które odpowiedzią jest płacz tysiąców bezbronnych dzieci. Szkoła, a w niej nauczyciel, w Królestwie Pruskim nie jest przewodnikiem, który dziecko polskie oświeca i prowadzi do Boga, ale jakimś bezlitosnym ogrodnikiem, którego urzędowym obowiązkiem jest zdrową polską latorośl przemocą przerobić, choćby na krzywą i skarlałą płonkę niemiecką. I oto z każdym rokiem więcej w tych szkołach łez, więcej świstu rózeg, więcej męczeństwa. Miara przebrana wobec Boga i ludzi rodzi nienawiść i nie tylko gniew boski i ludzki, ale niesławę. Przodkowie W.C. Mości prowadzili liczne wojny pomyślne i niepomyślne – w obliczu historii słuszne lub niesłuszne, ale ciężkie i wielkie. W dzisiejszych czasach wysuwa się jako największa tylko ta wojna: całego państwa, całej potęgi pruskiej z dziećmi. Orężem w niej z jednej strony więzienie i rózgi, z drugiej – łzy! Zaiste, im większe byłoby zwycięstwo państwa, tym większa niesława. Ale właśnie dlatego W.C. Mość nie zechcesz i nie możesz pozwolić, aby taka wojna stała się główną treścią Twych rządów, aby związała się z nimi raz na zawsze w historii i dała nazwę Twemu panowaniu”.

Głoszono ją umarłą

W marcu 1944 r. w Londynie, w wydanej własnym sumptem przez Stanisława Cata-Mackiewicza broszurze politycznej „Wielkanoc 1944”, autor podpisujący się „Kar. Eng”. zamieścił artykuł zatytułowany „Szwecja, Polska i problem wschodni”, w sposób nieco anegdotyczny odnoszący się do przyznania Henrykowi Sienkiewiczowi w 1905 r. Nagrody Nobla. Niezidentyfikowany, niestety, publicysta pisał: „Od czasów potopu, gdy na ziemie polskie przyszła »zaraza i Szwedzi«, a następnie od Karola XII, gdy pułki szwedzkie bezkarnie hasały po Polsce, kontakty nasze ze Szwecją urwały się. O Szwecji późniejszej wiedzieliśmy mało: zapałki szwedzkie, spółka telefoniczna Cedergren, Nagroda Nobla – ta trójca zamykała wiedzę o Szwecji u przeciętnego Polaka. Sienkiewicz wskrzesił imię Szwecji w umysłowości polskiej w sposób podwójny: jako autor »Potopu« i jako laureat Nobla. Jednak »Potop« nie tylko nie przyczynił się do tzw. pogłębienia naszej wiedzy o współczesnej Szwecji, lecz wręcz odwrotnie – wywołał siłą magicznej ekspresji artystycznej wizję jakichś lnianobrodych gwałcicieli »panienek Bogu poświęconych« i łupieżców, i nie zachęcił nikogo z nas do poznania współczesnych potomków tych łupieżców. Nie wiedzieliśmy, że w ciągu tych niespełna dwustu lat naród szwedzki przeszedł niebywałą metamorfozę i że próżnym byłoby doszukiwać się u współczesnych – pracowitych, uczciwych, gościnnych i szczerze demokratycznych Szwedów cech wojowniczego, zaborczego, pozbawionego skrupułów szczepu germańskiego.

Henryk Sienkiewicz w stroju Safari, lata 90-te XIX w.

Jak dalece nie mieliśmy pojęcia o współczesnej Szwecji, świadczy anegdota (zresztą autentyczna) związana z historią przyznania Nagrody Nobla Sienkiewiczowi.

Studiując Paska i Kubalę, i pisząc część drugą »Trylogii«, Sienkiewicz tak się sam przejął duchem opisywanej epoki, że nie tylko znienawidził ówczesnych Szwedów, ale też przeniósł swą nienawiść na Szwecję dzisiejszą. Toteż gdy po przyznaniu mu Nagrody Nobla dostał zaproszenie do Sztokholmu dla odebrania nagrody z rąk króla – odmówił stanowczo przybycia. Nie pomogły perswazje. Wtedy wysunięto groźbę, że w wypadku nieprzybycia nagroda zostanie, zgodnie ze statutem, doręczona posłowi państwa przynależności laureata, tj. posłowi rosyjskiemu w Sztokholmie. To poskutkowało. Ale Sienkiewicz przyjechał nadęty i obrażony. Pobyt swój w stolicy Szwecji ograniczył do udziału w ściśle oficjalnych uroczystościach. Poza tym odmówił wszelkich wizyt i przyjęć. Zwłaszcza odmówił udziału w różnych zebraniach i bankietach mających być manifestacją przyjaznych uczuć polsko-szwedzkich. Wyjechał – zapewne w przekonaniu (wielcy ludzie mają różne słabości i przywary), że dokonał czynu patriotycznego”.

Przemówienie noblowskie wygłosił jednak wspaniałe. Nie mówił w nim o sobie. Mówił o Polsce: „Wszystkie narody świata idą w zawody o tę nagrodę w osobach swoich poetów i pisarzów. Dlatego też wysoki areopag, który tę nagrodę przyznaje, i dostojny monarcha, który ją wręcza, wieńczą nie tylko poetę, ale zarazem i naród, którego synem jest ów poeta. Stwierdzają oni tym samym, że ów naród wybitny bierze udział w pracy powszechnej, że praca jego jest płodna, a życie potrzebne dla dobra ludzkości. Jednakże zaszczyt ten, cenny dla wszystkich, o ileż jeszcze cenniejszym być musi dla syna Polski!... Głoszono ją umarłą, a oto jeden z tysięcznych dowodów, że ona żyje!... Głoszono ją niezdolną do myślenia i pracy, a oto dowód, że działa!... Głoszono ją podbitą, a oto nowy dowód, że umie zwyciężać!”.

Nagrodę Nobla Henryk Sienkiewicz otrzymał „z uwagi – jak uzasadniała Akademia Królewska – na jego wspaniałe zasługi jako pisarza epickiego”. Ponieważ jednak wyróżnienie to zbiegło się z entuzjastycznym przyjęciem przez czytelników „Quo vadis”, do dziś spotkać się można z opinią, że to właśnie za tę powieść polski pisarz został uhonorowany.

Po uroczystościach noblowskich 11 grudnia 1905 r. „Svenska Dagbladet” opisała laureata z Polski jako „pięknego starca” „o cienkich, równych rysach”. Starzec miał lat 59.

Całun z białym orłem

Wybuch wojny diametralnie zmienił sytuację Sienkiewicza. Jako poddanemu rosyjskiemu w Krakowie groziło mu internowanie, a w najlepszym razie nakaz opuszczenia miasta. Wyprzedzając wypadki, wyjechał z rodziną do Wiednia. Tam z francuskich gazet dowiedział się, że podpisał właśnie odezwę, w której wraz z przywódcami narodowej demokracji zaatakował państwa centralne – Niemcy i Austro-Węgry. Komu miał tłumaczyć, że niczego podobnego nie sygnował? Szczęśliwie, polski urzędnik załatwił mu przepustkę z podpisem swego zwierzchnika – austriackiego premiera. 3 października 1914 r. pisarz mógł wyjechać do Szwajcarii, na leczenie.

W szwajcarskim Vevey zamieszkał w Hotelu du Lac. Na początku stycznia 1915 r. z Ignacym Paderewskim i Antonim Osuchowskim założył Komitet Generalny Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. 25 września 1915 r. odwiedził go w Vevey Romain Rolland, który zanotował potem:

„Sienkiewicz to starzec w wieku 60–70 lat, robi wrażenie jeszcze dość silnego i krzepkiego”. Po roku „starzec” ten umrze – 15 listopada 1916 r. na miażdżycę naczyń wieńcowych. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Nie zobaczę już wolnej Polski”.

Czytaj też:
Od bohatera do namiestnika cara. Smutna przemiana gen. Zajączka

Ostatnim utworem Henryka Sienkiewicza będzie wspomnienie datowane na 5 listopada, 10 dni przed śmiercią. Przedostatnie dzieło powstało w październiku, a była nim przedmowa do w rezultacie niepowstałej książki wielu autorów, mającej propagować sprawę polską w Ameryce. Henryk Sienkiewicz w przedmowie tej pisał: „Naród streszcza się w swej literaturze i żyje przez nią, gdyż inaczej żyć nie może. Politycznie może ona często błądzić, narodowo nie błądzi nigdy. Jest ona jak pochodnia, która rozświeca ciemności niewoli – i jak wielki dzwon, który nie pozwala usnąć sumieniu nie tylko polskiemu, ale i sumieniu innych ludów. Próżno ci, którym chodzi przede wszystkim o spokój, zatykają sobie uszy. Dzwon powtarza im nieubłaganie, że rozbój dokonany nad Polską jest niesłychaną w dziejach zbrodnią i że dopóty ludzkość chorzeć będzie, dopóki nie stanie się zadość sprawiedliwości. Takimi wielkimi dzwonnikami byli Mickiewicz, Słowacki i Krasiński. Po nich słabsze ręce uchwyciły za sznur narodowej dzwonnicy, ale i te pracują, jak mogą, by nie umilkły te dźwięki, które głoszą na cztery strony świata: »Jeszcze Polska nie zginęła!«. W tych czterech słowach streszcza się cała literatura polska”.

Józef Szczublewski w książce „Sienkiewicz. Żywot pisarza” (1989) pod datą 14 listopada 1916 r. odnotowuje, że „we wtorek przybyli do jego [Sienkiewicza] mieszkania w hotelu dwaj wysoko utytułowani delegaci Komitetu Narodowego Polskiego z Lozanny, muszą zdobyć podpis pisarza na proteście narodowych demokratów przeciw niemieckiej proklamacji sprzed dziewięciu dni – ogłaszającej przywrócenie samodzielnego państwa polskiego na terenie Królestwa Polskiego. Odmówił podpisu, tłumacząc im, iż prezes charytatywnego Komitetu powinien pozostać neutralny.

Może ich przekonywał, że manifest niemiecki, bądź co bądź, jest pierwszym od stu lat wyłomem w postanowieniach kongresu wiedeńskiego, pierwszym aktem częściowo przekreślającym ugodę trzech zaborców, pierwszym oficjalnym uznaniem istnienia Polski, chociaż bez ustalenia jej granic. Oczywiście Niemcy zdobyli się na to, gdyż brakuje im żołnierzy, chcą rzesz rekrutów z Królestwa, jednak fakt uznania Polski za istniejącą może mieć duże znaczenie w dalszych międzynarodowych przetargach. Delegaci nerwowo domagali się podpisu. Sienkiewicz krańcowo wzburzony poczuł, że za chwilę dostanie paraliżu, jeszcze raz kategorycznie odmówił i obydwu wyprosił za drzwi. Tradycja przekazuje, jakoby jeden z wyproszonych rzucił gospodarzowi w drzwiach epitet: »Stary dureń!«”.

Trumnę ze zwłokami pisarza wystawiono w kościele Najświętszej Marii Panny w Vevey. Na pogrzeb, który odbył się 22 listopada 1916 r., sprowadzono sztandary z Rapperswilu, trumnę okryto całunem z białym orłem, a w uroczystości brali także udział delegaci państw zaborczych. Osiem lat później – 26 października 1924 r. –prochy pisarza spoczęły w grobowcu w podziemiach katedry Świętego Jana w Warszawie.

Zanim doszło do tego powtórnego pochówku, trumna ze szczątkami Sienkiewicza przemierzyła w specjalnym pociągu z oświetlonym wagonem-kaplicą pół Europy. Pociąg jechał przez Lozannę, Fryburg, Berno, Zurych, Wiedeń, Linz, czeskie Velenice, Trzeboń, Tabor, Beneszów do Pragi. Tam, na krótko, wystawiono trumnę z prochami autora „Quo vadis” w Muzeum Narodowym. Następnie pociąg jechał dalej, przez Kotlin, Pardubice, Ołomuniec – do Polski. Od Piotrowic asystował trumnie sławny w owe lata poeta – Leopold Staff, który nazwał zmarłego pisarza „ostatnim z niekoronowanych królów Polski”. Po drodze w Częstochowie odbyły się na Jasnej Górze uroczystości żałobne, w których wzięło udział 150 tys. ludzi. Dalej już zmierzał ten żałobny pociąg, przez Radomsko, Piotrków i Skierniewice – do serca Polski, do Warszawy. Mimo nocnej pory na Dworcu Głównym i w jego okolicach zebrały się niezmierzone tłumy, które następnego dnia odprowadziły Henryka Sienkiewicza do celu jego ostatniej drogi. Tak Polska pożegnała swojego ukochanego pisarza. Najukochańszego.

Pomnik Henryka Sienkiewicza. W głębi widać Wolę Okrzejską, rodzinną miejscowość pisarza.
Artykuł został opublikowany w 1/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.