„Mnie wyprowadzono z celi jako piątego czy szóstego. Prowadzono mnie pod bronią, ręce związano do tyłu drutem. Zostałem przeprowadzony do piwnicy starostwa, które sąsiadowało z terenem więzienia. W piwnicy stało kilku funkcjonariuszy NKWD, z których jeden trzymał w ręku pistolet. Zdążyłem zauważyć, że ci więźniowie, których wyprowadzono z celi przede mną, leżą już martwi na podłodze w głębi piwnicy. Strzelono do mnie z tyłu. Poczułem trzask miażdżonego kręgu szyjnego i ból, i krew cieknącą mi po karku. Nie straciłem jednak przytomności i wydaje mi się nawet, że stałem dalej. Pamiętam natomiast, że funkcjonariusz dostawił mi pistolet do skroni i strzelił. Ujrzałem tylko błysk i straciłem przytomność. Potem okazało się, że strzelono do mnie po raz trzeci – w plecy. Kiedy odzyskałem przytomność, okazało się, że jestem w szpitalu”.
Polikarp Straszycki (przeżył masakrę w więzieniu w Oszmianie)
„Zobaczyłem pomordowanych, niewinnych ludzi, tylko dlatego, że byli Polakami. W odległości 40–50 metrów od więzienia był wykopany dół szerokości dwóch metrów, a długości sześciu, wypełniony pomordowanymi z grubymi sznurami lub drutem u szyi, które prawdopodobnie służyły do wyciągania więźniów z cel do tych dołów”.
Czesław Kowzan (świadek masakry w więzieniu w Berezweczu)
Czytaj też:
Koszmar w kopalni soli. Zapomniana sowiecka zbrodnia na Polakach
B.H. Łoziński (przeżył ewakuację więzienia w Czortkowie)
„Usłyszałyśmy kroki. Pierwsza cela. Krzyk i strzelanina. Druga i nasza. Przyszła kolej i na nas. Od początku tej tragedii czekałyśmy godzinę, półtorej. Otworzyły się drzwi i do celi z automatem w rękach wszedł oddziałowy, którego znałyśmy. A za nim natychmiast stanęła w drzwiach ściana głów ze strzelbami – zagon czekistów. „Stawać do kąta! – zagrzmiał głos starszego. – Szybciej!”. I nastawił automat. Nagle coś strasznego zatrzeszczało w uszach i na mnie powaliła się Ola. Jej ciężar ciała zwalił mnie na podłogę. Biedne kobiety padały jak skoszone kłosy na ziemię. Bez krzyku, bez skarg”.
Walentyna Lepiszkiewicz (przeżyła masakrę więzienia w Dubnie)
„Bez przerwy wyciągano z cel więźniów, po 5–10 zawlekano do piwnic, tam mordowano, rozstrzeliwano w tył głowy i składano trupy w pryzmę, a gdy już wszystkie piwnice były załadowane, wówczas wyprowadzano po 50 i więcej na plac więzienny i strzelano do nich z okien z karabinów maszynowych, a nawet zaczęto rzucać ręczne granaty”.
Stefan Duda (przeżył masakrę w więzieniu w Samborze)
„Weszliśmy na dziedziniec. Powitał nas straszliwy odór gnijących ciał idący z otwartych drzwi parteru. W tym smrodzie, zapierającym dech, pracowali Żydzi. Wynosili na plecach z otwartych drzwi okropne, nagie, zmasakrowane ciała ludzkie. Umazane krwią i ociekające posoką, pogryzione prawdopodobnie przez szczury, pozbawione oczu, bez twarzy, rozdęte, były już nie do poznania i miały przerażający wygląd. Jedyne, co im jeszcze pozostało z ludzkiego wyglądu, to włosy. Były tam trupy mężczyzn i kobiet. Żydzi wynieśli ze 20 zwłok i hitlerowcy przerwali dalsze wynoszenie. Teresa podbiegła do otwartych drzwi i jeszcze szybciej powróciła półprzytomna. Poszedłem i ja. W dużej sali, wyglądającej na wozownię, leżały rozrzucone pod sufit zwłoki ludzkie. A na oko było ich chyba z setka”.
ppłk Sokołowski (świadek masakry w więzieniu we Lwowie)
„Usłyszałem wśród tych ludzi jakiś głos: „Oficerowie polscy, gińmy z honorem”. Potem rozległy się strzały z broni maszynowej i krzyki więźniów: „Niech żyje Polska!” i „Za Ukrainę!””.
Marian Krasuski (świadek masakry w więzieniu w Łucku)
„Goniono nas. Każdy był u kresu sił. Stan zdrowia i sił niektórych sprawił, że padali ze zmęczenia. A kto padł – ginął od kul oprawców. Trasa drogi naszej usiana była trupami. Nasz stan był tragiczny. Ten katorżniczy marsz był na głodny żołądek. Podczas całej trasy nie dano nam nic jeść i pić”.
Janina Siemianowska (przeżyła marsz śmierci z więzienia w Berezweczu)
„Konrad miał ciasne buty, oficerskie z cholewami, i obtarł sobie nogi. Koledzy go przytrzymali, a on ściągnął jeden but i próbował drugi, ale zauważyli to strażnicy. Padła komenda „Łożyś”, a jego zaczęli bić kolbami. Myśleli, że chce uciec. Wyrzucono go z szeregu, biedak upadł, jeden z bandytów podniósł karabin z bagnetem. Leżący oburącz chwycił za ostrze bagnetu. Przez chwilę zauważyłem ten straszliwy moment. Coś mnie poderwało i z okrzykiem, chyba „Konrad!”, rzuciłem się do niego. I w tym momencie otrzymałem cios kolbą w bok i znalazłem się w szeregu. To był straszny mord. Leżącego przebijać, przekłuwać, gdy ten trzyma za ostrze bagnetu!?””.Michał Bogowicz (przeżył ewakuację więzienia w Berezweczu)