Wysadzić Bieruta! Jak AK próbowała zabić czerwonego dyktatora

Wysadzić Bieruta! Jak AK próbowała zabić czerwonego dyktatora

Dodano: 
Bolesław Bierut dekorujący przodowników pracy uczestniczących w odbudowie mostu Poniatowskiego w Warszawie (1946)
Bolesław Bierut dekorujący przodowników pracy uczestniczących w odbudowie mostu Poniatowskiego w Warszawie (1946) Źródło:Wikimedia Commons / Fot: J. Mierzanowski
29 grudnia 1944 roku grupa żołnierzy AK próbowała zabić Bolesława Bieruta, wysadzając go w powietrze. Był to tylko jeden z wielu zamachów na życie komunistycznego dyktatora.

Bierut miał zginąć w swoim prywatnym mieszkaniu w Lublinie. Żołnierze z oddziału AK pod dowództwem Franciszka Żaka ps. Wir stwierdzili, że najlepiej będzie wykorzystać w tym celu otwory wentylacyjne. Zamachowcy planowali wrzucić przez nie do środka mieszkania bomby. Ostatecznie jednak atak nie doszedł do skutku, ponieważ najważniejszy członek oddziału egzekucyjnego (znany jest jedynie jego pseudonim - „Julek”) nagle „rozpłynął się” w powietrzu Wraz z nim zniknęły też materiały wybuchowe. Najprawdopodobniej został on aresztowany przez NKWD.

Był to drugi planowany zamach na Bieruta, do którego miało dojść w Lublinie. Za pierwszym razem przywódca komunistycznej Polski miał zginąć w listopadzie 1944 roku w tamtejszym teatrze podczas obchodów rewolucji bolszewickiej. W tym przypadku nie ma żadnych wątpliwości, dlaczego zamach nie doszedł do skutku – na drodze AK stanęły sowieckie służby specjalne. Zaangażowani w przygotowania AK-owcy zostali aresztowani i zamordowani.

Już trzy miesiące później – w lutym 1945 roku – Bierut po raz kolejny znalazł się na celowniku. To najbardziej tajemnicza historia w kontekście zamachów na jego życie. Pewne jest tylko jedno: człowiek ubrany w mundur oficera NKWD strzelał w Hotelu Francuskim w Krakowie, gdzie urzędował Bierut. Według oficjalnej wersji zginął wówczas osobisty sekretarz Bieruta, którego zamachowiec pomylił z szefem Krajowej Rady Narodowej. Jednak według innej, sensacyjnie brzmiącej wersji, którą miał potwierdzić podczas suto zakrapianej imprezy gen. Karol Świerczewski, to sam Bierut miał zostać wówczas zabity. W jego miejsce Sowieci mieli zaś podstawić dublera...

„Zebranie dokładnych informacji o miejscu pobytu Bieruta, zdobycie munduru oficera NKWD, profesjonalnie wykonana egzekucja – wszystko to wskazywało na ludzi mających spore doświadczenie w walce podziemnej, na pewno nie amatorów. Jakiekolwiek umiejętności posiadaliby bojownicy podziemia, nie mogło to już jednak wpłynąć na odwrócenie karty dziejów. Dokładnie w tych dniach toczyła się konferencja w Jałcie, podczas której mocarstwa zachodnie zgodziły się na pozostawienie Polski w radzieckiej strefie wpływów” - pisze Marcin Szymaniak w książce „Polskie Zamachy”.

Bolesław Bierut

Bieruta na celownik brali nawet ludzie z „wewnątrz” systemu. W 1951 roku do spacerującego po ogrodzie w Belwederze prezydenta strzelał funkcjonariusz Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Gdy zorientował się, że strzał był niecelny, wycelował pistolet we własną głowę i pociągnął za spust.

Rok później Bierut po raz kolejny znalazł się w niebezpieczeństwie. Chory psychicznie mężczyzna próbował dostać się do Belwederu. Gdy dwóch ochroniarzy Bieruta ruszyło za nim w pościg, ten zaczął się ostrzeliwać, raniąc ich. Jeden z ochroniarzy zmarł. Od poniesionych ran zginął też sam zamachowiec.

O zamachach na prezydenta komunistycznej Polski wiele opowiadał Józef Światło, funkcjonariusz Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, który uciekł na Zachód.

„Czy pamiętacie, jak w roku 1953 wdarł się na dziedziniec Belwederu robotnik, jak porąbał siekierą zastępującego mu drogę oficera ochrony i biegł do drzwi wejściowych, by was zamordować? Nie wiedział, że brama do waszego pałacu otwiera się tylko elektrycznie. I padł zastrzelony przez waszą ochronę. Nie znaleziono przy nim żadnych dokumentów i nie zidentyfikowano go” - opowiadał Światło w RWE.

Mimo że Bierut próbował się kreować na człowieka żyjącego blisko ludu, w rzeczywistości cały czas otoczony był przez tłum ochroniarzy.

„A jeżeli na przykład towarzysz Bierut przyjmuje defiladę albo przyjeżdża na dworzec warszawski z jakiejś podróży z Moskwy, to wtedy nazywa się, że wita go entuzjastycznie całe społeczeństwo – tłumaczył słuchaczom RWE Józef Światło. – Przypatrzmy się fotografiom z takich powitań. W tłumie otaczającym towarzysza Bieruta szczelnym murem można z łatwością rozpoznać twarze takich przedstawicieli społeczeństwa polskiego jak pułkownik sowiecki Grzybowski, dyrektor departamentu ochrony rządu, jego zastępcy, sowieccy oficerowie, pułkownicy Lachowski i Klarow, doradca sowiecki w departamencie ochrony rządu, pułkownik Łozowaj. I obok nich kilkudziesięciu ciemno ubranych panów z rękami w kieszeniach. To właśnie inni Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini z ochrony osobistej Bieruta”.

(pw)