Okręt podwodny ORP „Orzeł” należy do najbardziej znanych polskich jednostek bojowych. 18 września 1939 roku uciekł z internowania w Tallinie. Później miał na swoim koncie wiele skutecznych akcji. Okręt wypłynął w swój ostatni rejs 23 maja 1940 roku. Do dzisiaj nie wiadomo, co się z nim stało.
U progu wojny
Polska marynarka wojenna w okresie dwudziestolecia międzywojennego dysponowała zalewie pięcioma okrętami podwodnymi. Były to: „Ryś”, „Wilk”, „Żbik”, „Orzeł” i „Sęp”. Dwa ostatnie były najlepsze i najnowocześniejsze. Jednak w porównaniu z Kriegsmarine (niemiecką marynarką) było to wynikiem bardzo skromnym i nikt nie liczył, że – w przypadku wojny – polska flota odegra większą rolę.
Okręt ORP „Orzeł” został wybudowany przez holenderską stocznię De Schelde. Budowa została częściowo sfinansowana dzięki składkom przeprowadzonym wśród obywateli Polski. To interesujące, gdyż wskazywało, że dla Polaków posiadanie nowoczesnej marynarki wojennej było ważne.
Do Gdyni „Orzeł” przypłynął po raz pierwszy 10 lutego 1939 roku. Był wyposażony w 12 wyrzutni torpedowych. Mógł rozwijać prędkość (na powierzchni) 12 węzłów na godzinę, a pod wodą 9 węzłów. Mógł zejść aż na 80 metrów pod powierzchnię wody.
„Orzeł” mógł służyć jako nowoczesny, oceaniczny okręt podwodny. Eksperci twierdzą, że nie był on nawet zbyt przystosowany do działań na stosunkowo płytkim Bałtyku. Na okręcie służyli najlepsi polscy marynarze. Posiadanie takiego okrętu było ważnym krokiem w rozwoju polskiej marynarki wojennej.
Pod koniec sierpnia 1939 roku, tuż przed rozpoczęciem II wojny światowej „Orzeł” stacjonował w Gdyni.
„»Orzeł« patrolował sektor od Helu po Gdynię. 2 września dowódca dywizjonu okrętów podwodnych wyznaczył »Orłowi« zadanie storpedowania pancernika »Schleswig-Holstein«, jednak śmiały plan nie został zrealizowany, gdyż rozkaz nie dotarł do załogi okrętu podwodnego. W konsekwencji 3 września »Orzeł« zajął pozycję na wschód od Helu i następnego dnia załoga obrała kurs na Gotlandię. Tam dowódca okrętu chciał dokonać niezbędnych napraw, aby przygotować okręt do dalszej walki. Niestety, w międzyczasie poważnie zachorował, co stanowiło spore zagrożenie dla reszty załogi. Niepokojące objawy choroby kmdr Henryka Kłoczkowskiego były przyczyną dalszych wydarzeń z udziałem »Orła«”. – czytamy na stronie warhist.pl.
Kontrowersje i niesamowita ucieczka z Tallina
Jak podkreślają znawcy tematu, „Orzeł” od 1 września 1939 roku przestał reagować na rozkazy, opuścił bez wiedzy dowódców swój sektor działania i zaczął realizować własne zamierzenia bez uzgodnienia z przełożonymi floty. Przypuszcza się, że obranie kursu na Gotlandię i Estonię było spowodowane jedynie symulacją choroby przez dowódcę „Orła”, kmdr. Kłoczkowskiego. Niektórzy badacze zarzucają mu celowe działania, które mogą nosić nawet znamiona zdrady – Kłoczkowski mógł być bowiem sowieckim agentem, a przynajmniej kimś, kto żywił wobec ZSRS dość ciepłe uczucia. Czy tak faktycznie było? Sprawa Kłoczkowskiego nie została do dzisiaj w pełni wyajśniona. W 1942 roku został on zdegradowany do stopnia marynarza, lecz w dalszych latach okazało się, że jego proces nie został rzetelnie przeprowadzony. Inna rzecz, że, jak podają eksperci, gdyby proces przebiegłby prawidłowo, Kłoczkowski mógł zostać skazany nawet na karę śmierci, co w ówczesnych warunkach źle wpłynęłoby na morale żołnierzy i wizerunek polskiego rządu.
Po przybyciu „Orła” do Tallina (Estonia), Kłoczkowski udał się do szpitala, skąd później trafił na jakiś czas do łagru, aby ostatecznie wylądować w Wielkiej Brytanii. Dowództwo na okręcie ORP „Orzeł” przejął po nim kpt Jan Grudziński.
„Orzeł” został internowany w estońskim porcie, jednak – po brawurowej i zaplanowanej akcji – Polacy uciekli z Tallina 18 września 1939 roku. Jak Polacy wydostali się z Tallina? Pisał o tym Sławomir Koper w książce pt. „Zapomniane Kresy. Ostatnie polskie lata”:
„Dziwnym trafem badacze opisujący sprawę internowania »Orła« nie wspominają, że kolejnego dnia na okręt dotarła informacja o sowieckiej inwazji na Polskę. Dla kapitana Grudzińskiego i jego załogi stało się jasne, że należy natychmiast wypłynąć z Tallina, gdyż w innym wypadku załoga i okręt z czasem wpadną w ręce Sowietów. Głównym organizatorem ucieczki był 28-letni porucznik Andrzej Piasecki, który po wyokrętowaniu Kłoczkowskiego został zastępcą dowódcy okrętu.
17 września wypadał w niedzielę i z tego powodu prace przy rozbrajaniu »Orła« prowadzono jeszcze bardziej opieszale niż poprzedniego dnia. Okręt przestawiono dziobem do wyjścia, by umożliwić wyładunek rufowych torped, ale nagle pękła stalowa lina od dźwigu (uszkodził ją jeden z polskich marynarzy). Estończycy uznali to za przypadek – w niedzielę nie udało się znaleźć innej liny na terenie portu. Z kolei inny marynarz »Orła« nieoczekiwanie zapałał miłością do wędkarstwa i z okrętowego bączka z entuzjazmem łowił ryby w basenie portowym (w rzeczywistości dokonywał pomiarów głębokości). Natomiast dwóch kolejnych niezbyt dyskretnie nadpiłowało liny cumownicze łączące okręt z nabrzeżem. Zrobili to w biały dzień i dziwnym trafem nikt tego nie zauważył (...).
Kilku marynarzy »Orła« ruszyło też w miasto, gdzie w knajpach rozpytywali o zwyczaje władz portowych, a szczególnie o godziny powrotu okrętów z morza. Szczodrze stawiali liczne kolejki i nie mieli problemów z zebraniem informacji. Szczególnie że Estończycy darzyli Polaków dużą sympatią i szczerze im współczuli. Wieczorem na okręcie zapadła decyzja: ucieczka tuż po północy.
W nocy na okręcie zostało tylko dwóch estońskich strażników, których bez problemu obezwładniono (i zatrzymano na statku). Na nabrzeże wyniesiono telefon znajdujący się na okręcie, by nagłe przerwanie łączności nie wzbudziło podejrzeń. Jednocześnie w porcie zgasło światło, co akurat było przypadkowym zbiegiem okoliczności, ale awaria bardzo załodze »Orła« pomogła. Wtedy też kapitan Grudziński dał rozkaz uruchomienia silników.
»Orzeł« zerwał nadpiłowane cumy, a hałas zaalarmował cały port. Okręty estońskie zapalały reflektory, wyły syreny, rozległy się wystrzały z karabinów maszynowych. »Orzeł« płynął już jednak w kierunku wyjścia z portu (...). Estońscy dowódcy najwyraźniej postanowili zbytnio nie przeszkadzać Polakom w ucieczce. Na stojącym w pobliżu torpedowcu »Sulev« obsługa załadowała armaty, lecz nikt nie wydał rozkazu otwarcia ognia. Podobnie było z bateriami nadbrzeżnymi, gdyż z trzech zlokalizowanych przy wyjściu z portu strzelała tylko jedna, ale pociski padały daleko od »Orła«. Zresztą obsady dział miały otrzymać rozkaz, by nie spieszyć się z otwarciem ognia, a dowódca jednej z baterii podobno powiedział swoim ludziom, by »zapomnieli, że cokolwiek widzieli«.
Okręt dopłynął na głębszą wodę i natychmiast się zanurzył. Nie mógł jednak kontynuować marszu na silnikach elektrycznych, gdyż akumulatory były niemal całkowicie rozładowane. Dlatego jednostka położyła się na dnie, a załoga dostała czas na odpoczynek”.
Polacy rozpoczęli tym samym podróż do Wielkiej Brytanii. Załoga nie posiadała map. Okręt był prowadzony przez nawigatora na podstawie świateł latarni morskich, które ten zapamiętał z wcześniejszych podróży. W ten sposób „Orzeł”, 14 października 1939 roku dotarł do portu Rosyth w Wielkiej Brytanii.
W między czasie Sowieci zorientowali się, że polski okręt uciekł w Tallina. Zorganizowano poszukiwania i pogoń za nim, lecz niczego nie wskórano i okrętu nie namierzono.
W służbie sprzymierzonych
ORP „Orzeł” został przydzielony do 2. Flotylli Okrętów Podwodnych w Rosyth. Oprócz niego w Wielkiej Brytanii działał także drugi polski okręt, „Wilk”. Brytyjska prasa chwaliła się, że ich ojczyzna współpracuje w polską marynarką wojenną. Okręt stał się bardzo słynny, a polscy marynarze, którzy przepłynęli cały Bałtyk i cieśniny duńskie kryjąc się skutecznie przed wrogiem, stali się bohaterami.
16 listopada 1939 roku załogę „Orła” odwiedził Naczelny Wódz, generał Władysław Sikorski. Dwa tygodnie później, po przejściu niezbędnych napraw, okręt powrócił do czynnej służby, a 18 stycznia 1940 roku rozpoczął samodzielną służbę patrolową głównie na Morzu Północnym. „Orzeł” przeprowadził wiele akcji. Często wychodził na morze, a jego załoga brała udział m.in. w zatopieniu niemieckiego transportowca „Rio de Janeiro”, na którym znajdowali się niemieccy żołnierze, którzy mieli rozpocząć inwazję na Norwegię.
23 maja 1940 roku ORP „Orzeł” wyszedł w ostatni rejs. Jego celem był patrol centralnej części Morza Północnego. W dniach 1 i 2 czerwca admiralicja zmieniła rozkazy dla „Orła”, jednak ten już nie odpowiadał. 5 czerwca polskiemu okrętowi polecono zakończyć patrol z dniem 6 czerwca o godzinie 22.00. „Orzeł” otrzymał rozkaz powrotu do Rosyth. Gdy jednak nie pojawił się w bazie w przewidywanym terminie i nie odpowiadał na polecenie podania swojej pozycji, 11 czerwca 1940 roku został uznany za zaginiony. W komunikacie stwierdzono: „Z powodu braku jakichkolwiek wiadomości i niepowrócenia z patrolu w określonym terminie – okręt podwodny Rzeczypospolitej Polskiej »Orzeł« uważać należy za stracony”.
Do dzisiaj nie wiadomo, jaki los spotkał polski okręt podowdny ORP „Orzeł”. Od dawna, co jakiś czas, na Morze Północne ruszają ekspedycje próbujące odnaleźć wrak okrętu.
Hipotez na temat przyczyn zatonięcia „Orła” jest wiele. Najpopularniejsze z nich mówią o tym, że okręt mógł wejść na minę morską, zostać przypadkiem trafiony przez angielski samolot albo mógł zostać zatopiony przez niemiecki bombowiec.
Czytaj też:
Gen. Stanisław Sosabowski. Brytyjczycy odebrali mu dobre imię, a Sowieci PolskęCzytaj też:
Władysław Anders. Niepokorny duch zwycięzcy spod Monte CassinoCzytaj też:
QUIZ: Operacja "Market Garden". Sprawdź, czy nie ma przed tobą tajemnic!