Napad w Wołowie to jeden z największych napadów z okresu PRL. Niewiele brakowało, a sprawcom cała kradzież uszłaby na sucho. Jak „wpadli”?
Napad na bank
Wołów to niewielkie miasto w województwie dolnośląskim. 19 sierpnia 1962 roku doszło tam do wydarzeń, które odbiły się echem w całej Polsce.
Bank w Wołowie, oddział Narodowego Banku Polskiego, znajdował się przy placu Jana III Sobieskiego 6. Był to jedyny bank w mieście, zgromadzone były tam więc duże środki pieniężne, np. utargi ze wszystkich sklepów w mieście.
Grupa pięciu osób postanowiła napaść na bank w Wołowie wiedząc, że mają szansę na zdobycie znacznej sumy pieniędzy. Złodzieje porozumieli się ze skarbnikiem banku, który przekazał im wszystkie potrzebne informacje.
Późnym wieczorem 19 sierpnia 1962 roku złodzieje dostali się do banku. Używali tylko prostych narzędzi ślusarskich i wejście do środka nie nastręczyło im żadnych trudności. Po wejściu do banku grupa obezwładniła strażnika i poprzez dziurę (którą wybili używając podnośnika samochodowego) dostali się do skarbca. Z kasy banku złodzieje zabrali dokładnie 12 531 000 złotych, po czym bez przeszkód wyszli na zewnątrz i opuścili teren banku samochodem marki Warszawa.
Kiedy na miejsce przybyła milicja, poprzez sposób, w jaki złodzieje weszli do budynku, domyślono się, że sprawcom pomagał ktoś pracujący w banku.
Poszukiwania sprawców
Informacja o numerach i seriach banknotów została rozesłana do wszystkich sklepów w Polsce. Aby sprowokować złodziei do szybszego wprowadzenia pieniędzy do obiegu, podano fałszywą informację o planowanej wymianie pieniędzy. Udało się – około dwa miesiące później milicja otrzymała meldunki na temat tego, że ktoś próbował płacić skradzionymi banknotami. Miało to miejsce w kilku miastach – Gliwicach, Kluczborku, Opolu i Ostrowie Wielkopolskim. Ponadto, siostra jednego ze złodziei próbowała wpłacić 18 tysięcy złotych na swoje konto w oddziale NBP w Pruszczu Gdańskim. Dzięki niej udało się szybko namierzyć sprawców.
Po aresztowaniu wszystkich złodziei z wołowskiego banku, okazało się, że wszyscy oni byli wcześniej niekaralni i nigdy nie mieli nic wspólnego ze światem przestępczym. Milicja odzyskała ostatecznie trochę ponad 11,5 miliona złotych. Sprawcy zdążyli wydać 150 tysięcy złotych, a resztę spalili.
Proces złodziei rozpoczął się 4 grudnia 1962 roku przed Sądem Wojewódzkim we Wrocławiu. Sprawcom groziła nawet kara śmierci. Ostatecznie zostali skazani na dożywotnie pozbawienie wolności. Karę tę zmieniono trzem osobom (po pięciu latach) na 25 lat więzienia, a dwóm osobom na 15 lat. Skazano ponadto 20 innych osób, m.in. za paserstwo i pomocnictwo. Wszyscy złodzieje z Wołowa nigdy później nie weszli już w konflikt z prawem i wiedli spokojne życie. Ostatni skazany wyszedł z więzienia w 1979 roku.
Cały napad w Wołowie przeprowadzony został przez grupę amatorów, jednak napad był tak dobrze zaplanowany i „na chłodno” przeprowadzony, że milicja przez wiele tygodni była przekonana, że za kradzieżą stoi zorganizowana grupa przestępcza, a nawet międzynarodowy gang. Napad na bank w Wołowie to jedna z najgłośniejszych kradzieży PRL.
Czytaj też:
Zdzisław Najmrodzki. Król złodziei PRL. Jak przez lata ośmieszał milicję?Czytaj też:
Paweł Tuchlin. "Skorpion" – seryjny zabójca z Pomorza