Przestępcy stanowić mogli tylko część przeznaczonych do deportacji. Zaledwie połowa z wyznaczonych przez Komisję Wysiedleńczą stawiła się dobrowolnie. „Przystąpiono więc do przymusowego doprowadzania do punktów, zgodnie z przygotowanymi listami”. Robiła to żydowska policja. W styczniu 1942 r. wywieziono do ośrodka zagłady w Chełmnie 10 tys. Żydów.
Był to dopiero początek eksterminacji łódzkich Żydów. W lutym 1942 r. Niemcy zażądali kolejnych tysięcy osób. I znów trzeba było większość z nich doprowadzać siłą. „Coraz częściej prowadzone obławy wzbudzały nienawiść w stosunku do policjantów ze Służby Porządkowej” – stwierdza Adam Sitarek. Obławy prowadzili też funkcjonariusze więzienia w getcie, pod wodzą jego kierownika Salomona Herzberga. Wykazywał się on, jako członek Komisji Wysiedleńczej, niezwykłą gorliwością w prowadzeniu wysiedleń. Nie pomogło mu to jednak. W czasie rewizji w jego domu wykryto znaczny majątek i duże zapasy żywności. Został wraz z rodziną dołączony do transportów.
Z łódzkiego getta wywieziono także w maju 1942 r. „nieproduktywnych” Żydów, którzy zostali tu przetransportowani w październiku i listopadzie 1941 r. z miast niemieckich, m.in. z Berlina, Kolonii, Düsseldorfu, a także z Wiednia i Pragi. Zwolnieni od wysiedlenia mieli być tylko posiadający pracę oraz – co warte zauważenia – kawalerowie Krzyża Żelaznego i odznaki za rany – weterani I wojny światowej.
Rumkowski dowiedział się zapewne w lutym lub marcu 1942 r. o straszliwym losie wysiedlonych. „Prawdopodobnie już wtedy obrał taktykę poświęcania jednych, by móc ocalić innych” – sądzi autor książki.
Teraz hasło „Praca, praca i jeszcze raz praca” nabrało dramatycznej wymowy. Rumkowski starał się więc o zwiększenie możliwości produkcyjnych getta. Autor książki pisze, że stanęło temu na przeszkodzie m.in. wywiezienie także wykwalifikowanych pracowników. Bez odpowiedzi pozostaje jednak pytanie, dlaczego oni właśnie trafili na listę deportowanych, skoro Niemcy chcieli pozbyć się Żydów „nieproduktywnych”. Innym powodem było stałe zmniejszanie racji żywnościowych, co przekładało się na wydajność pracy.
Sytuacja poprawiła się jednak w czerwcu 1942 r., gdy getto otrzymało zamówienie od Wehrmachtu i resorty krawieckie przestawiły się niemal w całości na produkcję dla armii. Robiono dla niej także buty wojskowe, aparaty telefoniczne i centralki.
Czytaj też:
Warszawskie polowanie na gestapowców
W tym czasie na 100 tys. mieszkańców getta 70 tys. pracowało w resortach. Adam Sitarek cytuje „kronikę getta”, w której zapisano, że jeśli nie liczyć dzieci i starców, „materiał ludzki został wszak w zupełności wyczerpany” i komentuje: „Piszący te słowa kronikarz nie spodziewał się, że władze niemieckie zażądają niebawem, by wspomniane grupy zostały usunięte z getta jako »element nieproduktywny«”.
Rumkowski i najmłodsze pokolenia
Rumkowski, zanim jeszcze dowiedział się o tragicznym losie deportowanych, rzucił ideę jak największego wciągnięcia młodzieży, w tym nieletnich, do pracy. Po deportacjach akcja ta przybrała znacznie na sile.
Wreszcie nadszedł moment, gdy Rumkowski musiał stanąć twarzą w twarz z mieszkańcami getta i powiedzieć im: „Ojcowie i matki, dajcie mi swoje dzieci”. Tłumaczył: „Ja i moi najbliżsi współpracownicy pomyśleliśmy najpierw nie o tym, ilu zniknie, ale jak wielu jest możliwe ocalić”. Było jasne, że „ilu zniknie” oznacza „ilu zostanie zamordowanych”. „Przemówienie wywarło piorunujące wrażenie na mieszkańcach getta. Ludzie już na placu zaczęli głośno płakać i krzyczeć” – pisze Sitarek.
I znów przystąpili do działania policjanci ze Służby Porządkowej i jej Oddziału Specjalnego, wyciągając z domów osoby, które znalazły się na liście Komisji Wysiedleńczej. „Wraz z policjantami pracowały komisje złożone z lekarzy i pielęgniarek, które dokonywały selekcji osób starszych i chorych. Działanie organów żydowskiej administracji spotkało się z ogromnym sprzeciwem, zwłaszcza że dzieci z rodzin policjantów i urzędników zostały odseparowane w bezpiecznym miejscu w gmachu szpitala przy ul. Łagiewnickiej, gdzie mogły przeczekać całą akcję”.
Wrześniowa deportacja do obozu zagłady spowodowała, że liczba wywiezionych przekroczyła 70 tys.
Po „przestoju” spowodowanym akcją wysiedleńczą Biebow wezwał do wznowienia pracy i nadrobienia zaległości. „Resorty pracy po wrześniu 1942 r. stały się głównym elementem administracji żydowskiej getta. Pozostałe jednostki spełniały funkcję obsługi zakładów lub zatrudnionych w niej robotników”.
Gdy zakończyła się wrześniowa akcja deportacyjna, Rumkowski zajął się kwestią opieki nad pozostałymi w getcie dziećmi-sierotami, których rodzice zostali wywiezieni do obozu zagłady. Było ich około 1,5 tys. Gmina pokrywała koszt ich utrzymania w rodzinach zastępczych. Zachęcano do przejmowania opieki nad dziećmi, zwiększając racje żywnościowe. Jak pisze autor, pomysł Rumkowskiego spotkał się z żywym oddźwiękiem mieszkańców getta. Sam Rumkowski adoptował dwóch chłopców. Nie miał własnych dzieci. Choć można uznać ów gest adopcji za jakąś formę wyrzutów sumienia za wezwanie: „Oddajcie mi swoje dzieci”, to jednocześnie nie można nie zauważyć, że Rumkowski przed wojną na posiedzeniu gminy żydowskiej krytykował brak środków w budżecie na opiekę nad sierotami, a sam zaangażował się w powstanie domu sierot w Helenówku i w kierowanie nim.
W czerwcu i lipcu 1944 r. zaczęły się ostatnie wywózki z getta na śmierć.
Próbowała wstrzymać tę deportację Inspekcja Zbrojeniowa w Poznaniu, interweniował także Albert Speer, minister odpowiedzialny za produkcję wojenną. Getto nadal pracowało przecież dla armii niemieckiej. Himmler nie powtórzył już jednak słów skierowanych trzy lata wcześniej do Rumkowskiego, by getto pracowało, a wszystkim jego mieszkańcom będzie dobrze. Nakazał jego likwidację, a to znaczyło wymordowanie pozostałych w nim Żydów.
Adam Sitarek pisze, że o decyzji likwidacji łódzkiego getta zdecydowało nie tylko zbliżanie się frontu wschodniego, lecz także obawy Niemców, że w Łodzi dojdzie do powtórki wydarzeń z getta warszawskiego – powstania.
Spośród 200 tys. Żydów, którzy znaleźli się w getcie łódzkim, ocalało tylko 5–7 tys.
Adam Sitarek
„Otoczone drutem państwo”
Instytut Pamięci Narodowej
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.