Przyczyny postawy mjr. Włodarkiewicza wyjaśniała w końcu maja 1940 r. na tzw. konferencji belgradzkiej Janina Karasiówna z dowództwa ZWZ. Według niej Włodarkiewicz nie chciał podporządkować się ZWZ, twierdząc, że czeka na autorytatywny rozkaz – jak nietrudno przypuszczać – od Naczelnego Wodza. Komendant TAP zignorował jednak tym samym rozkaz komendanta ZWZ gen. Kazimierza Sosnkowskiego i właśnie Naczelnego Wodza gen. Sikorskiego, wydany 8 lutego 1940 r. i dostarczony do Warszawy 11 marca 1940 r. przez emisariusza Jerzego Feliksa Szymańskiego „Konarskiego”. W tym rozkazie nakazano wszystkim organizacjom istniejącym na obszarze okupacji niemieckiej podporządkowanie się płk. Roweckiemu. Co prawda w dokumentacji ZWZ stwierdzano, że kierownictwo TAP „na razie” zgodziło się podporządkować „robotę” wojskową, a rozmowy na ten temat trwają, lecz najwyraźniej nie przyniosło to pożądanych konsekwencji, gdyż we wrześniu 1940 r. TAP wymieniano jako organizację współpracującą z ZWZ jedynie na szczeblu Komendy Głównej, skąd „otrzymują dyspozycje i sugestie i stanowią rezerwę II rzutu”.
Czytaj też:
Spadli Polsce z nieba. Legenda cichociemnych
W rzeczywistości ambicje komendanta TAP szły znacznie dalej, niż dowództwo ZWZ mogło się spodziewać. Oprócz wyraźnej odmowy podporządkowania się, maskowanej pozorami współpracy, jednym z najbardziej przekonujących ich dowodów była misja adiutanta Jana H. Włodarkiewicza – por. Zygmunta K. Nowakowskiego, młodego poznańskiego adwokata, we wrześniu dzielnie bijącego się w artylerii polskiej w bitwie nad Bzurą, później oficera Brygady Karpackiej, po wojnie profesora Uniwersytetu Poznańskiego.
Jego zadaniem było dostarczenie Naczelnemu Wodzowi memoriału Włodarkiewicza. Mimo wiedzy o rozkazie z 8 lutego 1940 r. komendant TAP liczył, że jednak zdoła przekonać gen. Sikorskiego, by to jego wyznaczył na dowódcę konspiracji wojskowej w kraju, i że to TAP, a nie ZWZ będzie ośrodkiem konsolidującym podziemie wojskowe. Wynika to wyraźnie ze słów Nowakowskiego, który streszczał zniszczony (o czym będzie jeszcze mowa) memoriał mjr. Włodarkiewicza: „Najważniejszym mym zadaniem było zyskanie zatwierdzenia dla dotychczasowej działalności i zezwolenia na dalsze rozwijanie pracy”. Przekonanie to uzasadniano tym, że „większość organizacji nie podporządkowała się ZWZ-owi. W warunkach, jakie się wytworzyły, widać, że płk Rowecki nie ma szans złączenia pod swym kierownictwem wszystkich, a choćby nawet większości organizacji”.
Na tak daleko idące plany komendanta TAP wskazywał też Nowak-Jeziorański, przez pewien czas związany z grupą Znak, który znał założenia wspomnianego memoriału. Słynny kurier z Warszawy usprawiedliwiał zresztą Włodarkiewicza, charakteryzując go jako człowieka ambitnego, lecz jednocześnie uczciwego. Tak pojmowaną ambicję zdecydowanie krytycznie oceniał jednak Rowecki, który wskazując na trudności związane z konsolidacją wojskową podziemia, mając na myśli zapewne także działalność mjr. Włodarkiewicza, pisał: „Likwidacja lub podporządkowanie sobie szeregu istniejących organizacji w terenie potrwa więc jeszcze szereg tygodni, czy nawet może miesięcy, a ambicje ludzkie, rozbudzone, niełatwo będzie pohamować, szczególnie w warunkach konspiracji”.
Komendant TAP kontynuował swoje działania po udaniu się por. Nowakowskiego na zachód, o czym świadczył dokument powstały w lipcu 1940 r. w kręgu Komitetu Porozumiewawczego Organizacji Niepodległościowych, do którego przystąpiły TAP i Znak, trudno uznać, że sporządzony bez inspiracji Włodarkiewicza. Stwierdzano w nim co prawda, że ZWZ posiada mandat premiera Sikorskiego, co jeszcze podawał w wątpliwość Nowakowski (powtarzając niewątpliwie opinię swojego komendanta), lecz mimo to „nie posiada zaufania ani Narodu, ani szerokich rzesz wojskowych. Słuszny czy niesłuszny jest ten brak zaufania, w każdym razie on istnieje i nie da się wyeliminować gołosłownym zapewnieniem, że jest inaczej, niż Naród przypuszcza”. W dalszej części pozwolono sobie nawet na pomówienie wobec założyciela SZP gen. Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza, wyrzucając mu rzekomy udział w usuwaniu z Wojska Polskiego „ludzi niewygodnych dla reżimu pomajowego”.
Sojusz przeciw ZWZ
Dziś tak daleko idące zamierzenia mogą budzić drwinę, lecz w pierwszych miesiącach 1940 r. miały one pewną realną podstawę. Włodarkiewicz dysponował poważną organizacją wojskową, która swoimi strukturami objęła cały obszar Generalnego Gubernatorstwa. W jej kierownictwie znalazło się wielu przedwojennych oficerów, którzy w późniejszym okresie odgrywali wprawdzie nie decydujące, lecz jednak istotne role w ZWZ-AK, począwszy od samego Włodarkiewicza – pierwszego szefa „Wachlarza” – lub ppłk. Remigiusza Grocholskiego, który objął tę funkcję po jego śmierci.
Czytaj też:
Powstańcze cuda. Trzy historie, które nie miały prawa się zdarzyć
Należy wreszcie pamiętać, w jakim momencie te ambicje się ujawniły. Mimo posiadania pełnomocnictw politycznych i wojskowych władz polskich na uchodźstwie pozycja ZWZ wczesną wiosną 1940 r. była słabsza niż rok później, kiedy Włodarkiewicz – chcąc nie chcąc – zdecydował się na scalenie znacznie większej organizacji, którą w tym czasie kierował. Powszechne oczekiwanie alianckiej ofensywy wiosną 1940 r., która – jak liczono – w okupowanej Polsce rozstrzygnie w sposób błyskawiczny wojnę i zakończy okupację, musiało wpływać na niechęć do podporządkowania się dowództwu ZWZ. Natomiast niewątpliwą słabością TAP był brak bezpośredniej łączności z gen. Sikorskim. Włodarkiewicz zdecydował się to zmienić, czemu miała służyć misja por. Nowakowskiego.
Odmawiając podporządkowania ZWZ, mjr. Włodarkiewicz, popierany zresztą bez wyjątku przez swoich współpracowników, zdecydował się związać TAP i Znak z Centralnym Komitetem Organizacji Niepodległościowych. Porozumienie to, utworzone przez Ryszarda Świętochowskiego, skupiło kilkanaście różnych organizacji, zimą 1940 r. stając się poważnym, choć – jak się okazało – efemerycznym ośrodkiem konsolidacji politycznej podziemia. Niewątpliwym argumentem przyciągającym bardzo odległe od siebie środowiska ideowe, przeciwstawiające się ZWZ i głównym stronnictwom podziemia, były bardzo duże fundusze, którymi dysponował Świętochowski, finansując organizacje przystępujące do komitetu, w tym również TAP. Nie był to jednak jedyny atut.
Działalność CKON trwała do połowy 1940 r., zaczęła jednak słabnąć już w kwietniu, kiedy Świętochowski został aresztowany na Słowacji w czasie próby przedostania się do Francji, wydany Niemcom i w końcu zamordowany w Auschwitz. W drugiej połowie kwietnia 1940 r. TAP i Znak odeszły z CKON i utworzyły Komitet Porozumiewawczy Organizacji Niepodległościowych, który po kooptacji kolejnych grup przekształcono w Konfederację Narodu. Na początku następnego roku KN podzielono na pion cywilny, kierowany przez Bolesława Piaseckiego, oraz wojskowy – Konfederację Zbrojną, którą dowodził mjr Włodarkiewicz.
Śmierć we Lwowie
Działalność ta nie trwała długo. Zimą 1941 r. rozpoczęto rozmowy na temat włączenia Konfederacji Zbrojnej do ZWZ. Znaczny wpływ na ich przebieg miał silny nacisk dowódców niższego szczebla KZ, znający dobrze Włodarkiewicza Nowak-Jeziorański pisał zaś wprost, że komendant TAP zorientował się, że nie ma szans z Roweckim (trzeba zauważyć, że stało się to dość późno) i to zdecydowało o podporządkowaniu kierowanej przez niego organizacji ZWZ. Dodać do tego należy niepowodzenie misji Nowakowskiego, który aresztowany na Słowacji zdołał co prawda zbiec, lecz musiał zniszczyć memoriał Włodarkiewicza, nie zdołał też dotrzeć do Paryża i niczego nie zmieniło spóźnione wysłanie do Londynu streszczenia tego raportu, z którym gen. Sikorski zapoznał się już w całkowicie zmienionej sytuacji. We wrześniu 1941 r. Włodarkiewicz zdał dowództwo KZ gen. Roweckiemu, informując o tym w specjalnie wydanym rozkazie. Tak rozpoczął się proces scalania KZ, którego trzonem była Tajna Armia Polska, z ZWZ, zakończony wiosną 1942 r.
W tym momencie pozostaje skomentować wydarzenie, od którego rozpoczęliśmy naszą historię. Major Włodarkiewicz został 11 listopada 1941 r. mianowany podpułkownikiem i wyznaczony na komendanta nowego pionu walki bieżącej ZWZ – „Wachlarza” (przyjął wówczas pseudonim Damian). W trakcie organizacji „Wachlarza” niespodziewanie udał się do Lwowa, ponoć w celu dowiedzenia się czegoś o losach dawnego członka TAP „Orlika”, z którym nagle urwał się kontakt. Powód tej misji był nieprawdopodobny, gdyż w dziejach TAP żaden „Orlik” nie jest znany. Wiadomo, że Włodarkiewicz prowadził rozmowy z bliżej nieokreślonymi politykami, spekulowano, że miał spotykać się z polonofilsko nastawionymi Ukraińcami. Wszystko to jest tak samo prawdopodobne jak chęć odszukania „Orlika”, a zagadka misji, która zakończyła się nagłym zgonem nieuskarżającego się dotychczas na żadne dolegliwości 42-letniego kawalerzysty, pozostaje nierozwikłana do dziś. I może tylko interesujące jest to, że przy trupie nie znaleziono pieniędzy, palta i papierów, które przywiózł z Warszawy, dwa dni po zgonie zaś na twarzy zmarłego, krótko przed zamknięciem trumny, wystąpiły krwawe czerwonosine plamy na jednej stronie twarzy.
Autor to doktor habilitowany, profesor Uczelni Łazarskiego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.