Jan Zamoyski zyskał znaczący wpływ na politykę Rzeczypospolitej w okresie panowania trzech królów: Zygmunta II Augusta Jagiellona, Stefana Batorego i Zygmunta III Wazy. Za Batorego był to wpływ dominujący. Wtedy też – obok urzędu kanclerza wielkiego koronnego (1578) – otrzymał stanowisko hetmana wielkiego koronnego (1581), czego nie osiągnął nikt ani przedtem, ani potem. Bo też nikt w tak wielkim stopniu jak właśnie on nie potrafił bystrym umysłem dostrzec, gdzie leżą interesy polskiego państwa, jakie są jego potrzeby oraz co i kto mu zagraża od wewnątrz i z zewnątrz. Potrafił stworzyć koncepcję polityczną i umiejętnie ją urzeczywistniać. A kiedy było trzeba, zamieniał pióro i pieczęć na zbroję oraz szablę i wiódł w pole zastępy zbrojnych, nie tylko zwyciężając w bitwach, lecz także przeprowadzając całe kampanie wojenne.
Do historii przeszedł też na pół legendarny protoplasta rodu Zamoyskich. A był nim Florian Szary, który dzielnie stawał pod Płowcami (1331), ale z rozprutym trzema włóczniami brzuchem konał, trzymając ręką jelita. Takim ujrzał go Władysław Łokietek i spytał, czy bardzo bolą go rany. Rycerz odparł, że mniej one bolą niż zły sąsiad. Król nadał wtedy jego rodowi herb Jelita (trzy skrzyżowane włócznie) oraz zawołanie: „To mniej boli”. Natomiast przydomek rodowy Saryusz pochodzi prawdopodobnie od wsi Szarzyn pod Sieradzem. Stamtąd przodkowie naszego bohatera przybyli do wschodniej Małopolski, gdzie nabyli wsie Zamość (później zwany Starym) i Wierzba, od połowy XV w. pomnażając stopniowo swą fortunę.
Służba u trzech króli
Ojciec przyszłego kanclerza – Stanisław – był już kasztelanem chełmskim, który pojął za żonę Annę Herburtównę. 19 marca 1542 r. urodził się im syn, którego – gdy dorósł – wysłali na wykształcenie na Zachód, jak było w zwyczaju nie tylko wśród arystokratów, lecz także zamożnej szlachty w owym „złotym wieku” polskiej kultury. Nauki pobierał w Paryżu, Strasburgu i Padwie. Zgłębiał tam zainteresowania polityką i napisał „De senatu Romano Libri II”, w którym to dziele porównywał ustrój starożytnego Rzymu i Królestwa Polskiego. W 1563 r. 21-letniego wtedy młodzieńca z Polski wybrano na rektora padewskiego uniwersytetu (!). Wtedy też powrócił do religii katolickiej (ojciec przeszedł na kalwinizm, gdy syn miał dziewięć lat). Po powrocie do kraju został sekretarzem króla Zygmunta Augusta.
Jan Zamoyski w styczniu 1573 r. podpisał uchwałę sejmu konwokacyjnego (zwaną konfederacją warszawską) zapewniającą szlachcie swobodę wyznania i wieczny pokój między wszystkimi różniącymi się w wierze. Zasadę tolerancji religijnej wspierał do końca swych dni, zyskując szacunek rozumnych (wtedy…) obywateli wielonarodowej Rzeczypospolitej – katolików, ewangelików i prawosławnych. Jemu też przypisuje się ustanowienie elekcji viritim, co jeszcze bardziej podniosło go w oczach szlachty. Dopiero „pokaranie na gardle” banity Samuela Zborowskiego (1584) wzbudziło protesty sporej części panów braci.
Po śmierci ostatniego Jagiellona Jan Zamoyski popierał kandydaturę Henryka Walezego na króla Polski (1573–1574) i nawet jeździł w tej sprawie do Paryża. Po ucieczce Francuza z Wawelu doprowadził do uznania za naszego króla Anny Jagiellonki oraz przydania jej za męża księcia Siedmiogrodu – Stefana Batorego, który okazał się najwybitniejszym władcą Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Właśnie za jego – niestety zbyt krótkiego (1576–1586) – panowania doszedł do największych zaszczytów i znaczenia w państwie. A państwo rządzone przez tandem: Batory-Zamoyski – do największego znaczenia w Europie…
Zamoyski dążył do równowagi między swobodami narodu szlacheckiego a jego obowiązkami wobec kraju. Innymi słowy, do złotego środka w „złotym wieku” państwa polskiego. W czasach Batorego to się udawało. Za Zygmunta III Wazy, który – ku zgrozie i oburzeniu kanclerza – gotów był oddać tron polski Habsburgom w zamian za poparcie w jego walce o koronę szwedzką, owa równowaga została zachwiana. Zamoyski był jednak ówczesnym państwowcem i nie przystąpił do otwartej frondy wobec władcy, a inni magnaci odważyli się wzniecić rokosz (Zebrzydowskiego, 1606–1607) dopiero po śmierci wielkiego kanclerza i hetmana.
Do jego wielkich czynów wojennych należy przygotowanie i udział w prowadzeniu trzech zwycięskich kampanii podczas wojny przeciw Iwanowi IV Groźnemu (1579–1581). Zdobył wówczas Wieliż i Zawłocze, a podczas oblężenia Pskowa (1581) dowodził w zastępstwie króla całą armią. Po tej kampanii właśnie został hetmanem wielkim koronnym. Po moskiewskim Rurykowiczu utarł nosa wiedeńskim Habsburgom, zwyciężając arcyksięcia Maksymiliana pod Byczyną, o czym szerzej piszę nieco dalej.
100 lat po katastrofie bukowińskiej Rzeczpospolita powróciła dzięki niemu do Mołdawii i na Wołoszczyznę. W 1595 r. zwycięstwem pod Cecorą pomógł Jeremiemu Mohyle objąć tron mołdawski, a w 1600 r. przywrócił mu ten tron, jego bratu zaś, Szymonowi Mohyle, dał Hospodarstwo Wołoskie, pokonując wołoskiego napastnika Michała Walecznego.
Rychło ruszył spod południowych krańców państwa na krańce północne – przeciw Szwedom, którzy napadli na Inflanty. Strudzony już hetman na czele nazbyt szczupłych sił (szlachta nie chciała uchwalać podatków na szwedzkie dynastyczne konflikty Zygmunta III) prowadził do 1602 r. kampanię, która w tych warunkach nie mogła doprowadzić do trwałego opanowania północnych Inflant. Niemniej Polacy i Litwini odnieśli po rok 1611 sporo zwycięstw (patrz: „HDR” nr 74), do których należy m.in. utrzymanie w latach 1602– 1605 estońskiego miasta Rakvere blisko Zatoki Fińskiej. Wspominam o tym epizodzie, bo mój znakomity mistrz – historyk Stanisław Herbst, który doktoryzował się w 1938 r., pisząc o wojnie lat 1600– 1602 – urodził się (1907) właśnie w… Rakvere.
Zwycięstwo pod Byczyną, leżącą na północno-wschodnim krańcu Opolszczyzny, stało się najgłośniejszym bodaj osiągnięciem militarnym Jana Zamoyskiego. Jego istotne znaczenie jest natury politycznej. Udaremniło bowiem obcą interwencję w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej, zapobiegło wojnie domowej, umocniło ład prawno-ustrojowy państwa. Otóż na elekcji po śmierci Batorego większość szlachty obwołała nowym królem Polski 21-letniego królewicza szwedzkiego Zygmunta Wazę. Zamoyski wspierał tę popularną wśród narodu szlacheckiego kandydaturę, gdyż był on – jako urodzony przez Katarzynę Jagiellonkę w związku z Janem III Wazą – po kądzieli Jagiellonem, a sojusz ze Szwecją wydawał się korzystny ze względu na ciągłe zagrożenie północno-wschodnich kresów ze strony Rosji. 19 sierpnia 1587 r. prymas Stanisław Karnkowski ogłosił Zygmunta królem Polski.
Godzina pod Byczyną
Tymczasem prohabsburski obóz opozycyjny pozostał na polu elekcyjnym i pod przewodem Andrzeja, Jana i Krzysztofa Zborowskich obwołał królem Maksymiliana Habsburga, piątego syna cesarza Maksymiliana II i Marii Hiszpańskiej. 22 sierpnia 1587 r. ogłosił ten wybór biskup kijowski Jakub Woroniecki. W następnym miesiącu Maksymilian zaprzysiągł pacta conventa w Ołomuńcu, a już w październiku zbrojnie przekroczył w Bytomiu polską granicę i ruszył na Kraków. Zdobycie stolicy udaremnił hetman wielki koronny i Habsburg cofnął się na Śląsk, by zebrać siły wystarczające do pokonania Zamoyskiego. Ów jednak długo nie zwlekał i po koronacji Zygmunta ruszył na spotkanie z Maksymilianem. Do bitwy obu wojsk doszło 24 stycznia 1588 r. pod Byczyną.
Ciekawy jest skład obu armii. Otóż Habsburg wiódł siedem rot rajtarii z Niemiec, ze Śląska i z Moraw, liczących 1,8 tys. jeźdźców oraz cztery roty arkebuzerów niemieckich i morawskich; łącznie – 630 tych konnych strzelców. Cztery chorągwie lekkiej jazdy polskiej (w tym jedna węgierska) liczyły 230 kawalerzystów, a cztery chorągwie husarii – 900. Dodajmy jednak, że z trzech polskich chorągwi husarskich najliczniejsza była Stanisława Stadnickiego (200 husarzy), ale gros ich sił (500) stanowiła węgierska chorągiew Walentyna Prepostvarego. W sześciu rotach piechoty (w tym jedna polska) maszerowało 3290 ludzi, z których 1,5 tys. stanowili strzelcy, a 1790 – pikinierzy. Artyleria miała cztery działa ciężkie i kilkanaście falkonetów – lekkich działek polowych o kalibrze kilku centymetrów. Godzi się zauważyć, że Habsburg prowadził łącznie niemal 7 tys. zbrojnych, ale – co istotne – we wszystkich oddziałach pod jego rozkazami było tylko 800 Polaków.
Husaria stanowiła uderzeniową siłę wojsk polskich. W 17 chorągwiach zgromadzono 1950 jeźdźców. Oto ci, którzy je wiedli: Urowiecki, Łaszcz, Bykowski, Grudziński, Kazimierski, Koniecpolski, Maciejowski, Myszkowski, Osiecki, Pękosławski, Pieniążek, Sobocki, Stanisławski, Broniowski, Karnkowski, Ligęza, Dulski. Poza husarzami kawaleria składała się z dwóch rot rajtarów (200 jeźdźców), jednej Siedmiogrodzian (100), 12 chorągwi kozackich (1470) oraz trzech tatarskich (500). Piechota liczyła łącznie 2,3 tys. ludzi; mniej więcej po połowie – polskiej i węgierskiej. O działach nic źródła nie wspominają. Jak widać, siły polskie były minimalnie szczuplejsze od wojsk najeźdźców. Przewaga Maksymiliana tkwiła w piechocie i artylerii, natomiast Zamoyski dysponował liczniejszą i skuteczniejszą jazdą.
Przyroda sprzyjała tego ranka Polakom, bo gęsta mgła pozwoliła niepostrzeżenie oskrzydlić wroga. Po opadnięciu mgły atakowali jedni i drudzy. Z początku habsburscy rajtarzy rzucili się na nasze chorągwie kozackie i po zaciętej walce wyparli je z pola. O postawie Kozaków świadczy przykład setnika Hawryła Hołubka. Ten weteran wojen z Iwanem Groźnym, wierny żołnierz polskiego hetmana toczył z Maksymilianem od paru miesięcy wojnę podjazdową. Kuszony przez Habsburga licznymi korzyściami w razie przejścia na jego stronę, odpowiedział: „Więcej zdradziec w Polsce już nie ma, wszyscy u ciebie!”. Ów, jak go nazwano, „Słowiański Scewola” zginął pod Byczyną od strzału w głowę.
Rajtarzy cieszyli się niedługo z powodzenia w boju z lekką jazdą. Rychło nie wytrzymali husarskiej szarży i pękły ich szeregi. Gdy Maksymilian rzucił im na pomoc węgierskich husarzy, Zamoyski uderzył ze skrzydła potężnym, liczącym 1,2 tys. husarzy odwodem. Kiedy skruszono kopie, szable oraz koncerze zaczęły dzwonić o półpancerze i szyszaki. Polscy skrzydlaci jeźdźcy, już wtedy będący najskuteczniejszą kawalerią ówczesnych pól bitewnych, szybko jednak uzyskali przewagę. W zażartej walce ranny został Stanisław Żółkiewski, który zdobył chorągiew arcyksięcia…
Siła polskiej szarży, jak również zamieszanie i sprzeczne rozkazy wywołały panikę wśród habsburskich jeźdźców i odwrót z pola walki, który szybko przerodził się w ucieczkę. Za jazdą węgierską pierzchły kolejne oddziały. I tak w ciągu godziny, jak wspominali świadkowie, bitwa została wygrana przez polskiego hetmana. Bój był krótki, ale nadzwyczaj zacięty, o czym świadczą 3 tys. poległych żołnierzy; w tym dwa razy więcej po stronie wroga. Uciekający schronili się wraz z księciem w Byczynie, ale – zdruzgotani klęską – rychło poddali się Polakom, zwycięskim i mającym zdobyte na nich działa. Maksymilian stał się jeńcem samego hetmana. Najpierw goszczono go w Zamościu, ale po próbie ucieczki osadzono na zamku w Krasnymstawie. Na mocy układu bytomsko-będzińskiego z marca 1589 r. odzyskał wolność i w lipcu tego samego roku opuścił Rzeczpospolitą. Pomimo przyrzeczenia nie zrzekł się tytułu króla polskiego i używał go do 1598 r.
Na zakończenie dodajmy, że Jan Zamoyski okazał się też znakomitym gospodarzem, który dzięki nadaniom królewskim, korzystnym mariażom, łupom wojennym i umiejętnemu scalaniu dóbr niebywale pomnożył posiadłości, wyprowadzając swój ród ze zwykłej szlachty i wprowadzając go do grona pierwszych w kraju magnatów. Swemu spadkobiercy pozostawił 11 miast (w tym perłę renesansu – Zamość) i ponad 200 wsi (ponadto dzierżawił królewszczyzny – 12 miast i 612 wiosek). Aby następcy nie roztrwonili tak wielkiej fortuny, ustanowił w 1589 r. Ordynację Zamojską. Po rok 1944 dziedziczyło ją po nim kolejno 15 ordynatów.
I wśród nich, jak również w liniach bocznych, byli wybitni Zamoyscy, którzy dobrze przysłużyli się ojczyźnie, że wymienię Andrzeja Hieronima – kanclerza wielkiego koronnego i reformatora z XVIII w., czy Władysława – fundatora Zakładów Kórnickich, który też ocalił Tatry dla Polski na początku XX w. A wnuk hetmana, Jan Sobiepan, nie tylko w „Potopie” odprawił króla Szwedów spod murów Zamościa (z kwitkiem bez pokrycia – Niderlandami pana Zagłoby!), lecz także naprawdę wytrzymał kilkudniowe oblężenie (luty/marzec 1656), a po miesiącu skutecznie dowodził dragonami i husarzami pod Warką. „O, polska krwi!” – chciałoby się zakrzyknąć za Mickiewiczem…
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.