Nie wiemy na przykład, w jakim języku rozmawiali bohaterowie tej opowieści. Poza tym podczas lektury Ewangelii, szczególnie Ewangelii według św. Jana, można odnieść wrażenie, że Piłat i Jezus zostawali czasem sam na sam. Jest to bardzo mało prawdopodobne. Być może Jan chciał opisać nie prawdziwe dialogi, ale pewną symboliczną konfrontację dwóch światów. Jednakże to właśnie u św. Jana Piłat pyta Jezusa: „Cóż to jest prawda?”, po czym wychodzi, nie czekając na odpowiedź. To bardzo dziwne pytanie, brzmi, jakby miało być ironiczne. Wydaje mi się, że gdyby św. Jan wymyślał dialogi, toby go tam nie wstawił.
Czy to w ogóle prawdopodobne, że Piłat osobiście przesłuchiwał Jezusa?
Dziś może się nam to wydawać dziwne, ale myślę, że rzeczywiście tak było. Piłat nie musiał przesłuchiwać nikogo osobiście, ale mógł to robić. Namiestnicy rozmawiali z oskarżonymi na ogół wówczas, gdy sprawa dotyczyła kogoś bardzo niebezpiecznego albo była w jakiś sposób intrygująca. W przypadku Jezusa oba te warunki były spełnione. Arcykapłani mówili Piłatowi, że Jezus jest niezwykle niebezpiecznym wichrzycielem, a Piłat mógł już wcześniej o nim słyszeć i być może był po prostu po ludzku ciekawy.
U św. Jana Piłat ostatecznie rezygnuje z prób obrony Jezusa, gdy arcykapłani mówią mu: „Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara”. Dlaczego Piłat miałby się tak przejąć tym argumentem? Wydawałoby się, że powinien to puścić mimo uszu...
Tutaj bardzo ważny jest polityczny kontekst. Na krótko przed procesem Jezusa w Rzymie na polecenie Tyberiusza aresztowano Sejana. Prawdopodobnie planował zamach stanu i przejęcie władzy w państwie, ale przecenił swoje siły. Spisek został odkryty. Sejana i jego dzieci skazano na śmierć i stracono, jego żona popełniła samobójstwo, a jego stronnicy zaczęli tracić stanowiska pod byle pretekstem. Piłat jako człowiek Sejana był więc w trudnej sytuacji. Jeszcze utrzymywał się na stanowisku, ale musiał drżeć o swoją karierę, a może i życie. Każdy bunt, każda poważniejsza skarga czy oskarżenie o nielojalność wobec cesarza mogły być pretekstem do odwołania. I to właśnie dlatego ten argument arcykapłanów mógł zrobić na nim takie wrażenie.
Wcześniej umył jeszcze ręce...
Tę scenę opisuje św. Mateusz. Jest ona dość zastanawiająca, bo w Rzymie raczej nie było zwyczaju wykonywania takiej symbolicznej czynności. Myślę, że może to być element większego zabiegu propagandowego ze strony ewangelistów i pierwszych chrześcijan w ogóle. Z jednej strony byli prześladowani w cesarstwie i oskarżani o wrogość wobec państwa, z drugiej to właśnie głównie Rzymian starali się nawracać. Użyteczna była więc taka wersja historii Jezusa, w której to nie rzymski namiestnik Piłat, ale Żydzi i Sanhedryn odpowiadają za jego śmierć. Piłata trzeba było więc jak najbardziej odciążyć, więc choć sam proces mógł przebiegać mniej więcej tak, jak opisują to ewangeliści, niektóre dialogi i sceny stawiające Piłata w lepszym świetle mogły zostać wymyślone później.
W Ewangelii według św. Mateusza występuje też żona Piłata, która bezskutecznie wstawia się za Jezusem. Wiemy o niej coś więcej?
Niestety nie. W niektórych apokryfach pada jej imię: Klaudia Prokula. Piłat pewnie miał żonę, ale nie mamy żadnych historycznych dowodów na to, że właśnie tak się nazywała, ani tym bardziej na to, że wstawiła się za Jezusem. Wydaje się to raczej mało prawdopodobne. Dzisiaj w Greckim Kościele Prawosławnym i u etiopskich Koptów Klaudia Prokula jest świętą. Jeszcze w średniowieczu była jednak czarnym charakterem.
Dlaczego?
Ponieważ gdyby Piłat jej posłuchał, to Jezus nie zostałby ukrzyżowany, nie zmartwychwstałby, nie dokonałoby się odkupienie. Jednym słowem, chciała powstrzymać boski plan zbawienia świata. Zresztą z tego samego powodu zawsze były też problemy z Judaszem i Piłatem. Przecież, żeby wszystko poszło zgodnie z planem, oni musieli postąpić właśnie tak, jak postąpili. Ich rola jest więc dwuznaczna. W niektórych chrześcijańskich tradycjach, na przykład u Koptów, Piłat jest świętym. Zgodnie z legendą miał się na starość nawrócić i odpokutować swoje grzechy. W ten sposób jego historia nabiera logiki. Nie można go pochwalić, bo zrobił coś strasznego, ale nie można go też do końca potępić, bo wcielał w życie boski plan. Nawrócenie na starość załatwia więc sprawę. W innych wersjach legendy miał popełnić samobójstwo, bo dręczyły go wyrzuty sumienia.
Może być trochę prawdy w tych legendach? Czy Piłat wracał do sprawy Jezusa, zastanawiał się nad nią?
Jest takie opowiadanie Anatola Franceʼa „Prokurator Judei”. Stary Piłat spotyka swojego przyjaciela, Rzymianina, z którym znał się jeszcze z Judei. Razem wspominają stare czasy, problemy polityczne, rewolty, no i oczywiście żydowskie tancerki oraz uczty... Na koniec przyjaciel pyta Piłata: „A pamiętasz Jezusa z Nazaretu?”. Piłat odpowiada: „Jezus, Jezus z Nazaretu? Nie przypominam sobie”. To tylko XIX-wieczne opowiadanie, ale sądzę, że dobrze oddaje stosunek Piłata do sprawy Jezusa.
Co się w takim razie stało z Piłatem?
W 36 r. krwawo stłumił rebelię Samarytan. Popłynęło na niego wiele skarg i legat Syrii, który był jego bezpośrednim zwierzchnikiem, odesłał go do Rzymu. Zanim tam dotarł, Tyberiusz zmarł. Rozpoczęły się rządy Kaliguli. Wprawdzie nie mamy żadnych informacji o dalszych losach Piłata, ale akurat wersja z samobójstwem jest prawdopodobna. Odszedł z urzędu w niesławie, a to oznaczało, że jego kariera była skończona. Według chrześcijańskiego historyka Euzebiusza z Cezarei, który opisywał jego historię ponad 150 lat później, Piłat popadł za rządów Kaliguli w taką niełaskę, że musiał popełnić samobójstwo. W przeciwnym razie naraziłby swoją rodzinę na prześladowania.
Miliony chrześcijan powtarzają codziennie w wyznaniu wiary, że Jezus został „ukrzyżowany również za nas pod Poncjuszem Piłatem”. Dlaczego właściwie Piłat trafił do credo?
To rzeczywiście na pierwszy rzut oka wydaje się dziwne. Mamy serię bardzo skomplikowanych koncepcji teologicznych, „Bóg z Boga, światłość ze światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego”, a później nagle pojawia się Piłat. To ma jednak swój sens. Chodziło o to, żeby umiejscowić Jezusa w historii, żeby podkreślić, że był prawdziwą postacią, a nie legendarną. W starożytności lata datowało się nazwiskami urzędników sprawujących władzę, więc dla pierwszych chrześcijan taki sposób określenia czasu był naturalny. Jestem pewna, że Piłat bardzo by się zdziwił, gdyby ktoś mu powiedział, że po dwóch tysiącach lat ogromna część ludzkości będzie znać jego nazwisko. A jeszcze bardziej by się zdziwił, gdyby się dowiedział, dlaczego przeszedł do historii.
Ann Wroe jest brytyjską historyk, dziennikarką i autorką książek historycznych i reporterskich. Obroniła doktorat z historii na uniwersytecie oksfordzkim, przez wiele lat współpracowała z BBC. Od 1992 r. jest dziennikarką amerykańskiej sekcji „The Economist”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.