Zagłada armii I Rzeczypospolitej

Zagłada armii I Rzeczypospolitej

Dodano: 
Jacek Komuda
Jacek Komuda Źródło: Fabryka Słów
Osiem lat po legendarnej bitwie z Tatarami pod Hodowem w 1694 r., nazywanej polskimi Termopilami, armia Korony i Litwy znalazła się w stanie kompletnego upadku.

Jak to się stało, że największe zwycięstwa naszego oręża pod Wiedniem i Parkanami były zarazem jednymi z ostatnich? Dlaczego triumfująca husaria w połowie XVIII w. była nazywana „pogrzebowym wojskiem”? Nie można wykuwać historii tylko ze zwycięstw; tak jak o Kłuszynie i Chocimiu – pamiętać należy o upadku naszej armii po śmierci Sobieskiego, gdyż zawiera się w nim groźna przestroga dla współczesnych czasów. Co zatem osłabiło wojska Rzeczypospolitej tak, że zostały pobite w 1702 r. przez Szwedów, a kolejne duże zwycięstwo odniosły dopiero 90 lat później, pod Zieleńcami (zbyt późno, aby uratować kraj i konstytucję)?

Rewolucja wojskowa

Pierwszym symbolem rewolucji militarnej, który często umyka publicystom i laikom, był fakt, że pod koniec XVII w. zmieniły się armie państw otaczających Rzeczpospolitą. Wprowadzono dwie nowinki odmieniające pole walki. Pierwsza to armie oparte na przymusowym poborze ludności do wojska, a nie jak wcześniej – na zaciąganiu drogich i niepewnych najemników i zaciężnych ochotników. Żołnierz z poboru był tańszy, choć wymagał intensywnego szkolenia. Nasz największy rywal – Rosja – już w 1699 r. powołał z każdych 20 gospodarstw jednego rekruta. Służba była dożywotnia, a siła Piotra I szybko rosła; w 1725 r. miał pod bronią 130 tys. żołnierzy stałej armii i drugie 100 tys. wojsk pomocniczych, jak Kozacy dońscy. Jeszcze wcześniej, bo w 1690 r., przeprowadziła podobną reformę Szwecja, wprowadzając roty składające się z kilku gospodarstw chłopskich. Każda z nich miała dostarczyć jednego żołnierza i żywić go. Liczebność armii stałej wzrosła do 40 tys. ludzi, a w chwili wybuchu wielkiej wojny północnej, w 1700 r. została podniesiona do 86 tys. ludzi. W Prusach pobory przeprowadzano sporadycznie już w połowie XVII w. W 1701 r. Fryderyk I miał armię liczącą do 40 tys. ludzi, która stawała się zagrożeniem dla Korony i Litwy. Tak wielkie siły były niemożliwe do utrzymania jeszcze pół wieku wcześniej, w czasach wojny trzydziestoletniej. Tymczasem Rzeczpospolita zakończyła wojnę z Turcją z armią liczącą ok. 34 tys. żołnierzy. Liczebność tego wojska nie odbiegała jeszcze od armii sąsiadów; niestety, sejm w 1699 r. obniżył ją do 25 tys. na papierze, a w rzeczywistości ok. 17. Było to dużo mniej od otaczających Rzeczpospolitą mocarstw. Drugą zmianą było wprowadzenie karabinu skałkowego (fuzji) z bagnetem zamiast muszkietu lontowego, co zwiększyło szybkostrzelność. Piechota otrzymała broń lżejszą, szybszą w ładowaniu, co skracało czas szkolenia rekrutów. Jednocześnie znacznie wzrosła siła ognia formacji pieszych, ograniczając działania jazdy; z niej zaś w większości składały się armie Korony i Litwy. Husarze i pancerni przestali być główną siłą przełamującą.

Cały artykuł dostępny jest w 37/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Autor: Jacek Komuda