Przekazanie władzy nowemu prezydentowi USA wiążę się z kilkoma niepisanymi tradycjami. Amerykańskie prawo wymaga od prezydenta-elekta, co prawda, jedynie złożenia przysięgi, jednak inne czynności, które nowy przywódca wykonuje w dniach poprzedzających inaugurację oraz podczas ceremonii, są już utartą tradycją, którą pielęgnuje się niekiedy nawet od czasów prezydentury George’a Washingtona.
Wizyta w Białym Domu
W dobrym tonie jest, aby urzędujący prezydent zaprosił już kilka dni po wyborach prezydenta-elekta do Białego Domu. Aktualny gospodarz oprowadza swego następcę po siedzibie prezydentów, pokazuje mu prywatne kwatery. Ten zwyczaj zapoczątkował Martin Van Buren w 1841 roku, spotykając się z nowo wybranym prezydentem, Williamem Harrisonem.
Wspólna podróż
W 1837 roku urzędujący Andrew Jackson jechał na inaugurację w towarzystwie prezydenta-elekta, Martina van Burena. Była to pierwsza taka sytuacja, kiedy aktualny prezydent podróżował na ceremonię zaprzysiężenia w towarzystwie nowo wybranego przywódcy, choć czyn ten z pewnością ułatwiał fakt, że Van Buren był wiceprezydentem za czasów Jacksona. Te wspólne podróże zdarzały się później jeszcze kilka razy, choć nie wszystkie przebiegały w dobrej atmosferze. Szczególnie chłodno witali się Herbert Hoover i Franklin D. Roosevelt. W czasie podróży nie zamienili podobno ani jednego słowa, a nawet unikali swego wzroku.
Bywało też, jak w przypadku prezydentów Johna Adamsa, Johna Q. Adamsa czy Donalda Trumpa, że w ogóle nie wzięli oni udziału w zaprzysiężeniu swych następców.
Parada
Pochód nowo wybranego prezydenta odbywał się od 1789 roku przed zaprzysiężeniem. Od połowy XIX wieku paradę przeniesiono na czas po złożeniu przysięgi. Niektórzy prezydenci sami brali w niej udział, niektórzy, także ze względów bezpieczeństwa, woleli oglądać ją z bezpiecznej odległości, ze specjalnie zbudowanej platformy przed Białym Domem.
Prośba o Bożą pomoc
Fraza „Tak mi dopomóż Bóg” nie jest częścią przysięgi prezydenckiej w USA, jednak utarło się, że kolejni wybierani przywódcy dodawali te słowa na końcu, po wypowiedzeniu całości roty. Dawniej twierdzono, że jako pierwszy wypowiedział te słowa już Washington, jednak pierwsze pewne użycie frazy odwołującej się do Bożej pomocy, pochodzi dopiero z 1881 roku, kiedy przysięgę prezydencką składał Chester Arthur.
Powrót do domu
Do końca XIX wieku odchodzący prezydenci często towarzyszyli nowym przywódcom w drodze do Białego Domu po zakończonej ceremonii zaprzysiężenia. Od 1909 roku, wraz z końcem prezydentury Theodore’a Roosevelta, „stary” prezydent odjeżdżał do swego domu bezpośrednio z Kapitolu, gdzie odbywała się uroczystość. Po 1977 roku nowo wybrany prezydent z małżonką żegnał ustępującego prezydenta przy helikopterze, którym ten odlatywał do najbliższej bazy lotniczej, a stamtąd samolotem do miejsca wcześniejszego zamieszkania.
Bal
Każdy nowo wybrany prezydent, czasem tuż po, a czasem kilka-kilkanaście dni po objęciu urzędu, organizuje bal inauguracyjny. W pierwszym balu wydanym na cześć George’a Washingtona wzięło udział 400 gości. Szczególnie zapamiętany został jednak bal po inauguracji Ulyssesa Granta w 1873 roku. Imprezę zorganizowano w słabo ogrzewanym pawilonie, nie przewidziawszy, że aura może być aż tak mroźna. Podobno było tak zimno, że zamarzł nie tylko szampan, ale nawet… kanarki, które miały umilać gościom zabawę, a które umieszczono pod sufitem w klatkach.
Czytaj też:
USA rozszerza terytorium. Jak i dlaczego doszło do kupna LuizjanyCzytaj też:
Dzień, który wstrząsnął Ameryką. Zabójstwo Kennedy'egoCzytaj też:
Alkoholowe zakazy. "Szlachetny" niewypał