Zbliżająca się II wojna światowa spowodowała szybki rozwój oddziałów specjalnego przeznaczenia. Po wielkich manewrach Armii Czerwonej pod Kijowem w 1935 r., gdzie desantowano ponad tysiąc spadochroniarzy, w państwach europejskich jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać jednostki powietrznodesantowe. Później również specjalne, jak niemiecki Brandenburg, czy powstałe już w czasie wojny oddziały brytyjskich komandosów albo przeznaczone do działań na dalekich tyłach wroga Long Range Desert Group i Special Air Service. Również w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie stworzono podobne jednostki. Historia 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej czy 1 Samodzielnej Kompanii Commando jest dobrze znana. Samodzielna Kompania Grenadierów wciąż pozostaje jednostką tajemniczą, a działania jej żołnierzy nadal są skrywane przez alianckie archiwa.
Na celu polscy emigranci
W 1941 r. polski rząd emigracyjny otrzymał od Brytyjczyków pożyczkę w wysokości 600 tys. funtów na organizację działalności wywiadowczo - dywersyjnej. Środowiskiem, które doskonale nadawało się do takiej pracy była francuska Polonia. Zaraz po upadku Francji zaczęły się tam formować polskie organizacje konspiracyjne. W samym tylko zagłębiu węglowym w okolicach Lille mieszkało ok. 180 tys. Polaków, masowo przyjeżdżających tam przed wojną do pracy w kopalniach - nie tylko z Polski, ale i z nazistowskich Niemiec. W 1941 r. powstała Polska Organizacja Walki o Niepodległość, kodowo nazywana Monika.
Czytaj też:
Komandosi spod Monte Cassino
Brytyjskie Special Operations Executive, licząc na „zyski” z wyłożonych pieniędzy, chciało wykorzystać organizację do swoich celów. Jednak rząd Sikorskiego stanowczo oponował, planując wykorzystać ją dopiero po utworzeniu drugiego frontu w Europie. Przede wszystkim jako bazę do rekrutowania żołnierzy do polskich sił zbrojnych. Przedwczesne działania mogły spowodować niemieckie represje wobec polskiej ludności. Jednak dywersanci zrzucani na spadochronach przez SOE i tak wykorzystywali Polaków, którzy działali we francuskim ruchu oporu albo mieli z nim powiązania. Czasami trudno było stwierdzić, kto naprawdę i na czyje polecenie organizował akcję. Podczas inwazji mogło to grozić wykorzystywaniem polskich organizacji przez alianckie jednostki dywersyjne do własnych celów, niekoniecznie akceptowanych przez polskie władze.
Grenadierzy wchodzą do akcji
W końcu zdecydowano się powołać polską jednostkę do inicjowania i kierowania dywersyjnymi akcjami w obliczu zbliżającego się frontu. Miała ona zostać wykorzystana w operacji o kryptonimie Bardsea, planowanej po lądowaniu aliantów we Francji. Kilkuosobowe grupy zrzucane dla koordynowania działalności lokalnego ruchu oporu, utrzymywania kontaktu z nacierającymi jednostkami alianckimi i łączności z Londynem miały działać do czasu nawiązania kontaktu z nacierającymi aliantami, albo przez 72 godziny. POWN miała zająć się rozpoznaniem obiektów dywersji w celu sparaliżowania transportu kolejowego i wodnego na kanałach, zniszczenia sieci energetycznej i zainicjowania przez polskich robotników strajku powszechnego.
W lutym 1943 r. pierwszy kurs dywersyjny w ośrodku szkoleniowym SOE pod Fort William w Szkockiej Kaledonii rozpoczęło 21 ochotników. Potem nastąpiło szkolenie spadochronowe w Ringway i zespołowe w Specjalnej Szkole Treningowej nr 63 w Inchmery Ho w w Szkocji. Uwieńczeniem kursu było szkolenie w pięcioosobowych zespołach, w których żołnierze mieli później walczyć. Składały się z dowódcy, zastępcy, minera, strzelca wyborowego i radiotelegrafisty. Przez pierwsze 3 miesiące w 4 turach szkolenie przeszło 80 żołnierzy.
Samodzielna Kompania Grenadierów, bo taką – dla zmylenia przeciwnika - jednostka otrzymała nazwę, została powołana rozkazem ministra obrony Mariana Kukiela 27 lipca 1943 r. Żołnierze zgodnie z regulaminem powinni nosić popielate berety, a na kołnierzach mundurów popielate patki z wiśniowymi wypustkami i srebrnymi spadochronami. Na ramieniu – dla kamuflażu - naszywkę z wybuchającym granatem – odznaką 2 Dywizji Grenadierów. W rzeczywistości nosili patki z wiśniowymi wypustkami, błękitne berety i brytyjską odznakę sił specjalnych - litery SF na czerwonej, uskrzydlonej tarczy. Odznakę elity sił zbrojnych, której nie nosili nawet komandosi, za których zresztą grenadierzy nigdy się nie uważali.
Polskie i angielskie piekiełko
Pierwszy dowódca kompanii mjr Edmund Galinat „Zaremba“ miał dwie wady. Przed wojną był człowiekiem do zadań specjalnych i bliskim współpracownikiem marszałka Śmigłego – Rydza. Brał miedzy innymi udział w uprowadzeniu gen. Ostoi - Zagórskiego. Znalazł się też w trzyosobowym zespole, który zajmował się organizowaniem dywersji na niemieckich tyłach na wypadek wojny. Galinat zmontował dwie siatki na Pomorzu Grunwald i K-7, ale we wrześniu 1939 r. nie zdołał nawet nawiązać z nimi łączności.
Marszałek na ostatniej odprawie w Kołomyi przed przekroczeniem granicy polsko – rumuńskiej polecił mu zorganizować w kraju okupacyjne podziemie - Organizację Walki Zbrojnej o Niepodległość. Oficer wyleciał z Bukaresztu do Warszawy 26 września. Z braku miejsca w kabinie podróżował w luku bombowym prototypowego samolotu Sum. Załoga oszukała rumuńską kontrolę powietrzną podając, że lecą do Braszowa odprowadzić internowany samolot. Tymczasem kilka godzin później samolot wylądował na Polu Mokotowskim, uszkadzając przy tym podwozie w leju po bombie. Okęcie było już zajęte przez Niemców. Galinat się spóźnił – w Warszawie właśnie rozpoczęła działalność Służba Zwycięstwu Polski. Niefortunny posłaniec początkowo został zastępcą dowódcy organizacji - gen. Karaszewicza Tokarzewskiego, ale szybko, bo już w październiku opuścił jej szeregi, czy to na rozkaz czy też samowolnie wyruszając na Zachód.