Jakub Ostromęcki
Pod względem chronologii, przebiegu starć, kostiumów „Joanna d’Arc” z 1999 r. (w roli głównej Milla Jovovich, właśc. Milica Jojowić) wypada całkiem nieźle. Luc Besson nie uniknął jednak przeinaczeń, anachronizmów, lapsusów, a gdzieniegdzie jawnej propagandy. W wywiadzie udzielonym pismu „Ciné Live” powiedział wprost, że nie zamierzał przekazywać prawdziwej historii, tylko wyciągnąć z niej przesłanie na temat wojny i jej efektów, które byłoby czytelne dla współczesnych.
Besson dość wiernie odtworzył wygląd XV-wiecznych rycerzy i piechurów. Uwaga jednak na różnice między stronami zmagań: Francuzi używają łebek lub psich pysków, Anglicy kapalinów lub salad. Takie przeciwstawienie w rzeczywistości nie istniało – ówczesne wojska odróżnić można było jedynie po barwach i sztandarach. Besson nie jest jednak rekonstruktorem, ale reżyserem – zabieg powyższy ma nam pomóc odróżnić walczących. Sceny batalistyczne są wszak kręcone bardzo dynamicznie.
Wpadki zdarzają się reżyserowi przy doborze wnętrz i scenografii. Mała Joanna modli się w barokowym kościele (jest XV w.!), a w pierwszej scenie filmu spowiada się w konfesjonale, te zaś pojawiły się po soborze trydenckim – ponad sto lat po omawianych wydarzeniach.
Choleryczka ze świętej
Reżyser (pamiętajmy, Francuz), chcąc być wierny zasadzie laickości, zmienił treść tego, co wiemy o wizji męczenniczki, która kazała jej wyruszyć z rodzinnego Domrémy do Chinon, do delfina Karola VII. Bije dzwon, pośród traw młoda Joanna znajduje lśniący miecz. W kniei pojawia się postać młodego chłopca, potem mężczyzny o obłąkanym spojrzeniu. Scenariusz opisuje go jako „sumienie”. Pod koniec filmu „sumienie” dorosłej już Joanny pojawia się pod postacią zakapturzonej postaci odegranej mistrzowsko przez Dustina Hoffmana, która wtrąca męczennicę w gmatwaninę wątpliwości. Nie można mieć pretensji do reżysera, że próbował pokazać rozterki postaci filmowej.
Na temat rozterek prawdziwej Joanny nic jednak nie wiadomo. Z wyczerpujących zeznań, jakie dwukrotnie złożyła przed różnymi instytucjami, wyłania się zupełnie inny obraz wizji: św. Michała Archanioła oraz św. Katarzyny i św. Małgorzaty w koronach. Postacie te miały komunikować się z Joanną za pomocą głosów. Pytanie, jak zareagowałby współczesny europejski widz na tak jawny religijny przekaz? Luc Besson zapytany, czy wierzy, że Joanna słyszała głos Boga transmitowany przez świętych, odpowiada: „Dla mnie to była po prostu ona sama. Jeśli Bóg istnieje, to prawdopodobnie jest w tobie. W przeciwnym razie jeśli chciałbyś go sportretować, to jak niby miałbyś tego dokonać? Co z 37 bogami Egiptu sprzed 4000 lat. Są niby fałszywi?”.
W wywiadzie dla „Guardiana” (29 lutego 2000 r.) stwierdził, że zamierzał pokazać Joannę d’Arc jako istotę ludzką, tak by młodsi widzowie mogli się z nią utożsamiać. Laickość bije zatem nie tylko z wizji Joanny, lecz także z jej zachowania na polu bitwy. Besson nie krył, że z Dziewicy Orleańskiej chciał zrobić aspołeczną, zachrypniętą nastolatkę z podparyskich blokowisk z syndromem ADHD. Z punktu widzenia rynkowego okazało się to sukcesem – „Guardian” przeprowadził wywiad z młodymi Francuzami i większość z nich utożsamiła się z bessonowską wersją Joanny.
Prawdziwa Joanna nie spodobałaby się młodzieży (jeszcze francuskiej?) z Clichy-sous-Bois ani Montreuil. Z reguły rozpoczynała swoje odezwy od słów „Jhesus Maria”. Jako dziewczynka była posłuszna rodzicom, żarliwą katoliczką, obowiązkową, choć wesołą. Jako dorosła dziewczyna – wbrew temu, co mówi film – była zrównoważona. Niepodobna, aby wtargnęła do komnaty, gdzie król w balii zażywa kąpieli wraz z małżonką, i na oczach dworzan obsztorcowała go za zbyt wolną ofensywę przeciw Burgundczykom i Anglikom, ciskając w monarchę listami z oblężonych miast! Besson hiperbolizował zdarzenie, gdzie Joanna d’Arc tak długo wierciła królowi dziurę w brzuchu, aż ten uniewinnił konetabla Richemonta, który popadł niegdyś w niełaskę za zabicie królewskiego informatora.
Karol VII i inni
Anne Denieul Cormier, biograf pierwszych Walezjuszów, pisze o Karolu VII: „Przejawiał trzy główne cechy: niestabilność emocjonalną, nieufność, i najgorszą z nich, zawiść. Tak długo, jak Karol nie ufał sobie samemu, mógł czuć do innych tylko nieufność i zawiść. Miał niską samoocenę”.
Czytaj też:
Kłamstwo „Imienia Róży”. Jak sfałszowano historię inkwizycji
Edward Lucie-Smith, brytyjski autor biografii Joanny d’Arc, o ludziach, jakimi otaczał się król, skreślił kilka następujących uwag: „Wydaje się, że im gorszego był zdania na temat ich charakterów i im bardziej arogancko pozwalał im się zachowywać, tym bardziej się nimi fascynował. Cała jego niska samoocena, poczucie bezradności i niekompetencji we władaniu swoim ludem w roli dobrego króla znalazły odbicie w jego podporządkowaniu się im”.
Karol VII grany przez Johna Malkovicha zbudowany jest na powyższych diagnozach. Pokazanie przez Bessona doradców Karola – Regnaulta De Chartres’a i Georges’a de la Trémouille’a – to niemal strzał w dziesiątkę. Niemal, albowiem to Trémouille powinien być tłuściochem (jego sadło zatrzymało mizerykordię wbitą przez konetabla Richemonta!). Obaj od początku byli niechętni Joannie d’Arc, manipulowali królem, zachowywali się jak burgundzcy agenci wpływu, dbając głównie o własny majątek. To oni wplątali Karola VII w przedwczesne negocjacje z Burgundczykami, które ci odczytali jako słabość Francuzów, i wykiwali ich, układając się z Anglikami w kwestii miast i zamków w Szampanii. Sprawiedliwości stało się jednak zadość – po śmierci Joanny Richemont niemal nie ukatrupił kanclerza, przerażony zaś losem swojego kolegi De Chartres, szybko ukorzył się przed królem, który w latach 30. i 40. zaczął odzyskiwać rezon i samodzielność.
Besson pomylił się jednak w ocenie Jolanty Aragońskiej, robiąc z niej makiaweliczną suchą jędzę. Prawdziwa teściowa Karola, choć niesamowicie sprytna i mająca w całej Francji coś na kształt siatki szpiegowskiej, była zafascynowana Joanną D’Arc. Nic nie wiadomo o tym, by miała dolewać fałszyw olejek do ampułki zawierającej olej koronacyjny w Reims.