Gunther van Drunen, 45-letni weteran 23. Dywizji Grenadierów Pancernych SS „Nederland”,przywykł już do wiadomości informujących o napędzaniu wyścigu zbrojeń przez lobby żydowskie w Białym Domu. Nudziły go już artykuły tłumaczące trudne decyzje gospodarcze, które w związku z tym zagrożeniem musiał podejmować starzejący się już kanclerz. Były esesman sam w końcu je pisał. Dwadzieścia pięć lat temu w czasie zdobywania centrum Leebhaven (dawniej Leningrad) prawie stracił stopę. Zwolniony z wojska, w czasie rekonwalescencji odkrył talenty pisarskie i tak został dziennikarzem w holenderskiej edycji gazety Völkischer Beobachter.
Van Drunen, spełniający wszelkie wymogi rasowe, przedstawiciel jednego z narodów germańskich, od wielu lat był obywatelem Rzeszy. Podobnego zaszczytu dostąpiło kilkanaście milionów Holendrów, Flamandów, Duńczyków, Norwegów i Szwajcarów zadekretowanych jako Niemcy. Byli nawet w tej grupie nieliczni Francuzi, którzy jakimś cudem przetrwali stulecia sączonej im z paryskiego dworu zniewieściałości i dekadencji.
Świat, w którym żył Gunther, był spełnieniem marzeń niemieckich zdobywców. Szwajcaria nie była, jak się okazało, niezdobytą twierdzą i została podzielona między Włochy i Rzeszę. Francuzom pozostawiono satelickie państwo ze stolicą w Vichy, pozbawiając ich oczywiście kolonii. Przyznano też autonomię Bretanii, na terenie której znajdowały się jednak bazy Kriegsmarine oraz wyrzutnie rakiet i potężne stacje radarowe Luftwaffe. Na zachodzie Wielka Rzesza sięgała od Zatoki Biskajskiej do koła podbiegunowego w Skandynawii. Na wschodzie, na Syberii, wzdłuż 70. południka biegła granica z Japonią. Do Niemiec należał Afganistan. Morze Śródziemne wspaniałomyślnie oddano Włochom, ale Afryka Subsaharyjska była kolonią niemiecką.
Gunther od małego nie lubił aroganckich Anglików. W domu miał książki opisujące triumfy floty holenderskiej w XVII w. i późniejsze upokorzenie kupieckiej republiki. Cieszył się zatem z klęski Wielkiej Brytanii i stworzenia tam marionetkowego rządu. Spełniło się przy okazji odwieczne marzenie Irlandczyków: dzięki Rzeszy panowali nad całą Zieloną Wyspą.
Wielka polityka nie zaprzątała teraz głowy weterana. W jego mieszkaniu na robotniczych przedmieściach Rotterdamu trwała metodyczna krzątanina. Żona i dzieci pakowały walizki. Gunther wertował książkę telefoniczną w poszukiwaniu firm specjalizujących się w dalekich przeprowadzkach. Musiał jeszcze uporządkować swoje papiery i zabezpieczyć nowy nabytek – nową elektryczną maszynę do pisania. Przyszła niedawno pocztą. Na pudle widniało logo fabryki Steyer-Radom. Była znakomita, a kupił ją niesamowicie tanio. Kolega z redakcji mówił, że zarząd tamtejszego zakładu mógł się pochwalić niskimi kosztami pracy...
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.