Wchodzi do domów, drąży chodniki pod ziemią, wybucha wielkim ogniem, płynie potokami i rzekami, przenika powietrze, opada na liście drzew, osiada się w płucach górników, zostawia swoje ślady na ciałach hutników i gromadzi się w organizmie najmłodszych. Industria i Górny Śląsk zdają się ze sobą nierozerwalnie połączone, to przecież ona zbudowała potęgę tego miejsca: przyciągnęła masy do pracy, zagwarantowała im dach nad głową, zapewniła karminadle na łobiod (kotlety mielone na obiad), organizowała życie codzienne i czas wolny, stworzyła odrębne tradycje, specyficzny język, wychowała kolejne pokolenia Górnoślązaków.
Niniejszy tekst to fragment książki Kamila Iwanickiego pt. „Śląsk, którego nie ma”, wyd. Editio-Bezdroża, Gliwice 2025
Dominacja przemysłowa na Śląsku
Zdominowanie przez przemysł każdej możliwej dziedziny życia przyczyniło się do wykreowania unikalnej kultury przemysłowej. Górnicy opowiadają legendy o dobrych i złych duchach strzegących podziemnych skarbów, próbując oswoić skrywające się na dole tajemnice.
Wykradanie skarbów matce ziemi trwa na tych terenach od ponad tysiąca lat. Już w IX wieku pierwsi górnicy wydobywali srebro i ołów w okolicach dzisiejszego Bytomia i Tarnowskich Gór. Dopiero kilka wieków później powstały pierwsze miasta. Okres dominacji przemysłowej trwał od końca XVIII wieku, przez ponad dwa stulecia powstawały i upadały dziesiątki koksowni, kopalń, hut, cynkowni, cegielni i elektrowni. Wraz z nimi zrodziły się osady robotnicze, kolonie, szkoły, szpitale, zalążki przyszłych miast.
Ojciec industrii: John Baildon
Młody inżynier John Baildon ma zaledwie dwadzieścia jeden lat, gdy przyjeżdża na Górny Śląsk. To wysoki i szczupły blondyn o niebieskich oczach i bladej cerze. Pochodzi ze Szkocji, gdzie jego ojciec William, ceniony znawca metalurgii, pracuje w zakładach żelaznych. To pod jego okiem chłopak poznaje tajemnice odlewnictwa i przeróbki rud żelaza. Chce iść w ślady ojca, kształci się do przyszłego zawodu, studiując mechanikę i hydraulikę.
W tym czasie dyrektor Wyższego Urzędu Górniczego Friedrich Wilhelm von Reden przyjeżdża do Wielkiej Brytanii, aby poznać wzorce i technologiczne nowinki, które mają zmienić przyszłość Górnego Śląska. Reden był pionierem śląskiej industrializacji, opracował koncepcję rozwoju przemysłu górniczo‑hutniczego w regionie. To dzięki niemu powstają państwowe zakłady przemysłowe, takie jak kopalnia srebra i ołowiu Fryderyk w Tarnowskich Górach, państwowe kopalnie węgla: Królowa Luiza w Zabrzu, Król w Królewskiej Hucie i Hoym w Rybniku. Węgiel z tych kopalń okazuje się odpowiedni do wykorzystania w przemyśle, co pozwala na rozwój hutnictwa w regionie. W Gliwicach powstaje Królewska Odlewnia Żeliwa.
„Tylko on mógłby stworzyć nowoczesne hutnictwo śląskie”
W Anglii Reden spotyka młodego, inteligentnego studenta, co stanowi początek długiej i owocnej współpracy. Spotkanie zostaje zainicjowane przez Johna Smeatona, angielskiego budowniczego kanałów, który poleca Redenowi swojego zdolnego ucznia, młodego inżyniera Johna Baildona. Według Smeatona Baildon to jedyny człowiek, który mógłby stworzyć nowoczesne hutnictwo śląskie. Słowa Smeatona spełniają się w stu procentach. Wiosną 1793 roku John Baildon przybywa do Gleiwitz.
Dzięki namowom Redena ma się podjąć zaprojektowania i budowy wielkiego pieca hutniczego opalanego koksem w Królewskiej Odlewni Żeliwa. Dzięki współpracy Redena Królewska Odlewnia Żeliwa koło Gliwic, ok. 1840, Ernst Wilhelm Knippel z Baildonem udaje się z sukcesem zrealizować wiele inwestycji. Pierwszy widoczny efekt to pionierski na kontynencie żeliwny most nad Strzegomką w Łażanach na Dolnym Śląsku — jesienią udaje się wyprodukować surówkę z pieca w odlewni w Gliwicach. Kolejnym wspólnym projektem staje się wielki nowoczesny zakład hutniczy Königshütte w pobliżu wsi Chorzów.
W tym czasie też trwa budowa Kanału Kłodnickiego i Głównej Kluczowej Sztolni Dziedzicznej, które mają służyć do trans‑ portu drogą wodną węgla z kopalni Królowa Luiza w Zabrzu i Król w Królewskiej Hucie.
Car Aleksander I w domu Baildona
Początek XIX wieku to dla Baildona czas zmian: w 1804 roku żeni się z Heleną z domu Galli, pochodzącą z jednej z najbogatszych rodzin w Gliwicach. O ich pozycji może świadczyć to, że właśnie w ich domu kilkanaście lat później nocował car Rosji Aleksander I w drodze do Werony.
Współpraca z księciem Fryderykiem Ludwikiem Hohenlohem, kupcem Adolfem Wenzlem czy lekarzem Vilemem Homolacem
Młode małżeństwo wprowadza się do kamienicy majętnych kupców Gallich przy gliwickim ringu (rynku). Wcześniej Baildon zaczyna sam inwestować, podejmuje się współpracy z księciem Fryderykiem Ludwikiem Hohenlohem. Powstaje spółka, dzięki której w 1802 roku rozpoczęto budowę kopalni i huty żelaza Hohenlohe we wsi Wełnowiec.
Baildon jest współwłaścicielem, ma trzydzieści i pół kuksa, czyli jedną czwartą udziałów w zakładzie. Szkot projektuje, zarządza, inwestuje, nadzoruje budowy zakładów przemysłowych, kupuje akcje kopalń. A już kilkanaście lat później niedaleko od Wełnowca, na granicy dzisiejszych katowickich dzielnic Dąb i Załęże, Baildon zakłada najważniejszą własną inwestycję.
W 1823 roku Szkot zaprasza do spółki partnerów: kupca Adolfa Wenzla, handlowca Josefa Domesa oraz lekarza Vilema Homolacai nad rzeką Rawą powstaje Baildonhütte. To pierwsza spółka akcyjna należąca do mieszczan, która łamie monopol niemieckiej szlachty i państwa pruskiego. Katowice to wciąż mała wioska, która dopiero przekształca się w ośrodek przemysłowy. Baildonhütte staje się dumą miasta — tu zainstalowano pierwszy piec martenowski, pierwszy piec indukcyjny. Jeszcze na początku XX wieku mówiono, że to najnowocześniejszy zakład na Górnym Śląsku. Dziś to, co przetrwało z Huty Baildon, to tylko namiastka dawnej potęgi.
John Baildon odegrał wyjątkową rolę w historii regionu. Był ojcem śląskiej industrii i twórcą najważniejszych projektów na początku ery przemysłowej. Sam też dobrze wykorzystał swoją szansę: zapracował na opinię szanowanego specjalisty, stał się protoplastą magnaterii przemysłowej, ale tytuł szlachecki otrzymał dopiero jego syn. Za zarobione na inwestycjach fundusze wybudował okazały dom przy Ring 17 w Gliwicach oraz kupił tereny ziemskie w Bełku i Łubiu, gdzie jego syn wzniósł stojący tam do dziś pałac.
Ciało Baildona spoczęło w Gliwicach
4 sierpnia 1846 roku John Baildon notuje w swoim dzienniku, że jest ciężko chory. To ostatni wpis wykonany jego ręką. Trzy dni później ktoś dopisuje słowa informujące o śmierci przemysłowca. Pogrzeb Baildona był wielkim wydarzeniem, a ciało zmarłego spoczęło na przyzakładowym cmentarzu Hutniczym w Gliwicach, niedaleko od miejsca, w którym zaczęła się przygoda tego Szkota z Górnym Śląskiem. W miejscu jego wiecznego spoczynku postawiono kunsztowny, wysoki, neogotycki odlew.
Na archiwalnym zdjęciu z przedwojennej gazety „Oberschlesien im Bild” z 1925 roku widać anioła zdobiącego jedną ze ścian żelaznego sarkofagu, na sąsiedniej stronie widoczne jest popiersie Johna Baildona, a pod nim podpis Hier ruht der Bergwerks Besitzer John Baildon [Tu spoczywa właściciel kopalń John Baildon], co wydaje się zbyt skromnym stwierdzeniem jak na prekursora i wizjonera śląskiego przemysłu.
Fragment książki Kamila Iwanickiego pt. „Śląsk, którego nie ma”, wyd. Editio-Bezdroża, Gliwice 2025
Czytaj też:
Familoki. Śląski ewenement
Czytaj też:
Drugie powstanie śląskie. Polacy domagali się sprawiedliwości i równego traktowania
Czytaj też:
Wojciech Korfanty. Walczył o polskość Śląska, był przeciwnikiem sanacji
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.