Kanibale celebryci

Dodano: 
Jeffrey Dahmer, seryjny morderca
Jeffrey Dahmer, seryjny morderca Źródło: Wikimedia Commons
W drugiej połowie XX w. media na całym świecie fascynowały się opowieściami o mordercach kanibalach, którzy wodzili za nos organy ścigania. Te potworne historie stały się inspiracją dla twórców słynnych thrillerów, na czele z cyklem o Hannibalu Lecterze

Issei Sagawa, Jeffrey Dahmer, Andriej Czikatiło. Historia trzech morderców, oprócz bezmiaru ludzkiego upadku, zła i cierpienia, które wyrządzili, ma jeszcze jedną cechę wspólną – tragiczne w skutkach błędy i zaniechania wymiaru sprawiedliwości. Przynajmniej kilka ofiar najbardziej znanych psychopatów mogłoby żyć, gdyby stróże prawa, sądy i biegli działali żwawiej i uważniej. Nieprawdopodobne niedomagania wymiaru sprawiedliwości zdarzały się w każdym państwie i w każdym systemie. Chore okazało się również społeczeństwo, które pozwoliło jednemu ze zwyrodnialców cieszyć się statusem celebryty.

O tym, że Issei Sagawa (ur. 1949) będzie miał w życiu ciężko, wiadomo było od podstawówki. Zachowywał się dobrze, ale był odludkiem – nie miał kolegów. W relacjach z rówieśnikami nie pomagał mu wygląd. Mówiąc wprost: Sagawa był brzydki, nieforemny, cherlawy i utykał na jedną nogę. Uciekał więc w naukę, a w tym był naprawdę dobry. Interesowała go Europa, szybko nauczył się angielskiego, francuskiego oraz niemieckiego i zaczął studia na wydziale literatury angielskiej na Uniwersytecie Wako w Tokio. W okresie dojrzewania jego obsesją stała się wysoka, dobrze zbudowana biała kobieta, którą Sagawa będzie mógł pieścić, udusić i zjeść. Obsesja ta nie opuściła go do końca życia.

O swoich chorych fantazjach opowiedział bratu. Ten zbagatelizował sprawę, twierdząc, że Issei daje w ten sposób upust swojemu czarnemu humorowi. W 1970 r. mroczne marzenia miały się jednak stać rzeczywistością. Sagawa zakradł się do lokum pewnej mieszkającej w Japonii Niemki. Na szczęście narobił przy tym rumoru. Niedoszła ofiara zaczęła krzyczeć, więc Sagawa zbiegł i trafił prosto na psychiatryczną kozetkę, gdzie otworzył się całkowicie. Specjalista – jeśli wierzyć późniejszym zeznaniom Sagawy – zamiast wdrożyć terapię, miał zrugać go srodze i tak skończyła się na pewien czas przygoda Sagawy z lekarzami. Młody Japończyk obronił wkrótce magisterium z twórczości Szekspira i w 1977 r. wyjechał na studia doktoranckie do Paryża. Jego obsesje zaczęły tam wypuszczać trujące pędy. Niemający powodzenia u kobiet Sagawa zapraszał do siebie prostytutki. Od zabijania powstrzymywał go jednak strach. Do momentu, aż poznał Renée Hartevelt...

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.

Autor: Jakub Ostromęcki