Coraz częściej politykę w zachodnich państwach determinuje zderzenie dwóch czynników. Z jednej strony co rusz wybuchają „rewolucje” bazujące na radykalizujących się nastrojach społecznych. Wynoszą one do władzy tożsamościową prawicę, wbrew rozmaitym koalicjom „demokratycznym”, które próbują zatrzymać ludzi określanych przez liberalne elity „populistami”. Z drugiej strony siły pragnące zmiany na szczytach władzy muszą zmagać się z hałaśliwym klangorem postępowych mediów, które uważnie monitorują wystąpienia nielubianych prawicowych polityków i przy byle okazji odkrywają w nich zapowiedzi pojawienia się „brunatnej fali”. Byle słowo lub nawet nieopatrzny gest, jak w przypadku Elona Muska, uznawane są za dowód na zagrożenie recydywą hitleryzmu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.