Był olimpijczykiem literatury polskiej. Nie tylko dlatego, że startował w igrzyskach w Berlinie w 1936 r., gdzie zdobył brązowy medal (za książkę „Dysk olimpijski”, w konkursie sztuki i literatury, bo takie się wtedy w ramach olimpiad odbywały). Ale miano olimpijczyka do Jana Parandowskiego przylgnęło i z tego powodu, że ten pisarz, eseista i tłumacz, wybitny znawca antyku, na gruncie piśmiennictwa polskiego zajmował pozycję bliską bogom na Olimpie. Przez długie lata prezesował Polskiemu PEN Clubowi, był laureatem najważniejszych nagród, nominowano go dwukrotnie do Nobla, a jego książki tylko w latach 1944–2021 wydane zostały w kraju w nakładzie przekraczającym 4,5 mln egzemplarzy. Tłumaczeń na obce języki także miał mnóstwo. Wreszcie wśród jego dzieł znajdują się „Olimpijczycy” i na tym zamknijmy kwestię olimpijskości autora „Mitologii”, znanej każdemu, kto chodził do szkoły.
Dokonania Jana Parandowskiego nie ograniczają się do twórczości mającej korzenie w starożytności. Zasłużoną sławę zdobyły również takie jego książki jak „Król życia” (1930), której bohaterem był Oscar Wilde, studium o procesie tworzenia – „Alchemia słowa” (1951), jak również „Niebo w płomieniach” z 1936 r. z akcją dziejącą się w rodzinnym mieście autora – Lwowie – przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Z racji wiernie oddanych realiów ta powieść odnosząca się w pierwszym rzędzie do rozterek bohatera wynikających z religijnego zwątpienia stała się po wojnie wręcz biblią lwowian wygnanych z ich ukochanego miasta. Doszukiwano się w „Niebu w płomieniach” akcentów autobiograficznych, do których pisarz odniósł się w posłowiu dodanym do książki w 1946 r., w którym napisał:
„Pisarz posługuje się swoim życiem jako surowcem literackim, ponieważ twory jego wyobraźni składają się z kształtów, barw, świateł i cieni, które odbierają jego zmysły i które jego mózg układa w zespół zjawisk nazywany światem. To jest jeden z dwóch miliardów światów, które obnoszą po krzywiznach naszego globu dwunożne istoty, obdarzone duszą nieśmiertelną. Cokolwiek by się powiedziało o geniuszu, rozległości umysłu lub mocy wyobraźni pisarza, jest on, tak samo jak każdy człowiek, skazany na dożywotnie więzienie w swoim świecie i nigdy nie wychyli się poza jego granice. W tym znaczeniu każde dzieło, najbardziej bezosobiste, będzie urywkiem autobiografii”.
A autobiografia ta, w wypadku Jana Parandowskiego, jest bardzo ciekawa i zgoła nieoczywista…
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.