Komuniści dobrze wiedzieli, że z obchodami Bożego Narodzenia nie ma sensu walczyć. Dla większości Polaków święta te były najważniejszym czasem w roku. Władze PRL starały się jednak, aby Boże Narodzenie maksymalnie zeświecczyć, sprowadzić je do robienia zakupów, gotowania i sprzątania. To w PRL przyjęło się określać ostatnią niedzielę przed Świętami „brudną niedzielą”, kiedy niektórzy myli jeszcze okna i sprzątali domy.
Świąteczne kartki
Przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia rozpoczynano już kilka tygodni wcześniej. Często zaczynano od wysyłania świątecznych kartek do rodziny i przyjaciół.
Obrazki na kartach przedstawiały głównie świeckie symbole Świąt, np. zimowe krajobrazy, świerkowe gałązki, bombki czy bałwanki. Zdarzały się też kartki z Świętą Rodziną i Panem Jezusem, ale nie były one chętnie widziane przez władze. O popularności zwyczaju wysyła kart świadczyły liczne artykuły w prasie na ten temat. „Dziennik Zachodni” pisał w 1978 roku, że do kiosków trafiło aż 10 milionów kartek:
„Całkowicie ze sprzedaży zostały już wyeliminowane kartki czarno-białe, gdyż nie znajdowały nabywców. Najwięcej będzie pocztówek fotografii barwnej, poza tym pojawią się oryginalne kolorowe fotografie przedstawiające atrybuty świąt grudniowych”. – pisano we wspomnianej gazecie.
…pomarańcze i karp
Zakupy przedświąteczne w czasach PRL planowano ze sporym wyprzedzeniem. Przez cały rok zdarzało się zresztą tak, że ludzie kupowali coś, co akurat pojawiło się w sklepie, a niekoniecznie to, co było akurat potrzebne. Podobnie było przed Bożym Narodzeniem, zwłaszcza, gdy w sklepach pojawiały się produkty, których w ciągu roku nie było.
Szczególnie wypatrywane były karpie, a także owoce cytrusowe. Pomarańcze uchodzą do dziś za symbol peerelowskiego Bożego Narodzenia. Władze PRL tuż przed Świętami budowały atmosferę sukcesu zapewniając, że każdy zje upragnionego pomarańcza.
„Weszliśmy w szczyt zakupów przedświątecznych. W związku z tym od wczoraj do soboty wszystkie placówki handlowe oraz usługowe pracują o godzinę dłużej. Codziennie do Łodzi dociera około 40 wagonów z różnymi artykułami żywnościowymi. Każdego dnia detal otrzymuje około 40 ton bananów. W ciągu wtorku i środy dostarczono 310 ton pomarańcz i grapefruitów (...) Nie ma problemów z zaopatrzeniem się w rodzynki, które są w ciągłej sprzedaży (...) Jeszcze przed świętami Łódź otrzyma 54 wagony wody mineralnej Grodziska. W dalszym ciągu nadchodzą importowane kompoty z brzoskwiń i ananasów oraz soki cytrusowe”. – pisał „Dziennik Łódzki” w 1982 roku.
Jednocześnie, w obliczu pewnych trudności z zaopatrywaniem sklepów np. w karpie, odpowiedzialność za braki zrzucano (oczywiście nie na mechanizmy gospodarki komunistycznej), ale na niewystarczające starania Polaków i mało wydajną pracę:
„Z chowem karpia w stawach jest dokładnie to samo, co z całą naszą gospodarką, te same dręczą je choroby, ta sama też terapia może je wyleczyć. RECEPTA PROSTA. Improwizację musi zastąpić planowa i konsekwentna gospodarka poparta rzetelną pracą. Innego wyjście nie ma (...) Dopiero, gdy to osiągniemy, można będzie dążyć do czasów, gdy karp tak jak niegdyś znów stanie się towarem, który po prostu się kupuje, a nie zdobywa” – zapewniał także „Dziennik Łódzki”.
Karpia, jeśli już się go „zdobyło”, kupowało się najczęściej żywego. W domu karp pływał jeszcze dzień czy dwa w wannie, po czym uśmiercał go najczęściej pan domu. Dzisiaj widok karpia w wannie jest już właściwie niespotykany, a dzieci mogą o tym jedynie posłuchać od rodziców i dziadków.
„Gwiazdka, nawet jeśli była przez władze traktowana podejrzliwie, stawała się okazją do rzucenia na rynek wielu deficytowych towarów. To wtedy płynęły do Polski statki z cytrusami i bakaliami, przed sklepami ustawiały się kolejki, a panie domu polowały na towary w desperackiej próbie zapełnienia wigilijnego stołu tradycyjnym tuzinem potraw.
Oczywiście w świątecznym menu dominowały ryby. Chęci zaserwowania świeżego karpia nie sprzyjała niestety PRL-owska marna infrastruktura chłodnicza i transportowa. Łatwiej było sprzedawać żywe zwierzęta niż zapewnić ich przechowywanie i transport w odpowiednich chłodniach. Stąd zwyczaj trzymania do wigilii karpia w wannie a następnie urządzania w domu rybiej jatki”. – pisała Agata Szydłowska na łamach culture.pl.
Choinka i choinkowe ozdoby
Najważniejszą ozdobą domów i mieszkań w czasie świąt Bożego Narodzenia była choinka. Mogła być ona prawdziwa albo sztuczna. Sztuczne drzewka zaczęły pojawiać się w latach 60. Pierwsze sztuczne choinki wyglądały niestety dość mizernie – zwłaszcza porównując je z drzewkami dostępnymi w sklepach dzisiaj. Niemniej był to towar rozchwytywany, a także w modzie.
Czasopismo „Ty i Ja” zachęcało do zakupu sztucznego iglaka reklamując go w ten sposób:
„Święta za pasem! Na gwiazdkę 1970 współczesny Święty Mikołaj przyniesie dzieciom zgrabną i wiecznie zieloną choinkę z tworzywa sztucznego wraz z kompletem lampek elektrycznych. Choinka z tworzywa: nie gubi szpilek na dywan, zdobić będzie mieszkanie przez wiele następnych świąt i dzięki lampkom nie zagrozi pożarem domu”.
Sztuczne choinki weszły do użytku wraz z lampkami elektrycznymi. Jeszcze w latach 70., a pewnie i później, w wielu domach używano bowiem prawdziwych świeczek, co stanowiło zawsze duże zagrożenie pożarowe.
Choinki przyozdabiano czasem pięknymi szklanymi bombkami, które jednak, podobnie jak dziś, były jednak dość drogie. Wieszano zatem także inne ozdoby: pajacyki, szyszki, orzechy i cukierki oraz ręcznie wykonywane ozdoby, np. tak zwane pawie oczka, gwiazdki z pasków papieru i papierowe łańcuchy. Na koniec zawieszano na choince łańcuchy, anielskie włosy, a niekiedy układano na niej watę, która imitowała śnieg. Na czubku drzewka umieszczano gwiazdę lub pięknie zdobiony czubek.
Prezenty
Zwyczaj obdarowywania się prezentami istniał także w PRL-u, choć najczęściej były to prezenty dużo skromniejsze niż dzisiaj.
Dzieci w szkołach otrzymywały niekiedy drobne upominki, tj. czekolada czy pomarańcze. Dla członków rodziny kupowano podobne jak dziś drobiazgi, np. książki, kosmetyki czy tekstylia. Także wtedy dzieci czekały na prezenty od Mikołaja, Gwiazdora czy Gwiazdki (w zależności od regionu Polski).
Święta Bożego Narodzenia w PRL, choć pod wieloma względami niedoskonałe, wiele osób wspomina z nostalgią. Pomimo panującego ustroju, który nie zachęcał do duchowego przeżywania Świąt, Boże Narodzenie nie było z pewnością tak skomercjalizowane, jak obecnie. Bardziej od przecen w galeriach handlowych, ludzie oczekiwali chyba na wspólne przeżywanie Świąt z bliskimi oraz na udział w pasterce, która odprawiała się w kościołach o północy z 24 na 25 grudnia.
Czytaj też:
Krótka historia świątecznych kartek. Życzenia wczoraj i dzisiaj. Jakie wysłać?Czytaj też:
Kutia na deserCzytaj też:
Adwent. Piękny czas oczekiwania. Najciekawsze tradycje i zwyczaje adwentoweCzytaj też:
"Po jednej nutce". Sprawdź, jak dobrze znasz świąteczne piosenki! QUIZ