Objawienia św. Franciszka. Co Bóg chciał przekazać jemu i ludziom?

Objawienia św. Franciszka. Co Bóg chciał przekazać jemu i ludziom?

Dodano: 
Giotto, Ekstaza św. Franciszka
Giotto, Ekstaza św. Franciszka Źródło: Wikimedia Commons
Kiedy ktoś pyta o znane nam objawienia Zbawiciela, z trudem wymieniamy więcej niż kilka. Może wspomnimy o św. Małgorzacie Marii Alacoque i św. Faustynie Kowalskiej, u bardziej wtajemniczonych na krótkiej liście znajdzie się jeszcze miejsce dla Gemmy Galgani albo Rozalii Celakówny. I to już niemal koniec naszej wiedzy.

Te objawienia są dla nas niesłychanie ważne. Ale – dodajmy od razu uwagę – stają się one takimi dopiero wówczas, gdy je przyjmujemy do serc i wprowadzamy w życie.

To zdumiewające, ale do ich zaistnienia Jezus potrzebuje i nas. Inaczej pozostaną one objawieniami (dla) samego tylko Piotra Apostoła, Małgorzaty Alacoque, Faustyny Kowalskiej. Nie będą to „nasze objawienia” i nie zaowocują słowem i obecnością Jezusa w naszym życiu.

Niniejszy tekst to fragment książki Wincentego Łaszewskiegp pt. „Historia Objawień Jezusa. Tom I”, wyd. Fronda

Skrzydlaty Chrystus

Jego młodzieńcze ambicje? Zostać poetą. Jeszcze lepiej – rycerzem, który jest poetą. Jego styl życia? Zabawy z przyjaciółmi i kosztowne ubiory. Światowiec i trzpiot? Niekoniecznie, skoro świetnie radzi sobie w interesach prowadzonych przez ojca. Zapewne nie tylko przejmie rodzinny biznes, ale i rozwinie go, zapewniając sobie status jednej z ważniejszych osób w mieście.

Pieniądze mogą wiele. Bardzo wiele.

Tylko dlaczego napotykanym żebrakom zaczyna dawać jedzenie i rozdawać im pieniądze? Nawet nie wie, że na jego wizji życia już pojawiła się pierwsza rysa.

Za chwilę wszystko rozsypie się w drobny mak.

Pojawi się św. Franciszek. Prowadzony przez natchnienia, sny, głosy i wizje.

„Poverello”– mówią o nim jego rodacy; my nazywamy go „Biedaczyną”. Hagiografowie są zgodni: jeśli mamy przypisać mu jedną nazwę, to właśnie tę. Franciszek sam mówi, że „poślubił Panią Biedę”.

Okładka książki ''Historia Objawień Jezusa. Tom 1'', W. łaszewski, wyd. Fronda

Po co mu taka Pani? Przecież miał wszystko, co zapewnia spokojne, szczęśliwe i ciekawe życie. Więcej, przecież wie, że można zostać świętym, nie wyrzekając się bogactwa. Zresztą, czy napotkanych ludzi majętnych będzie wzywał do rozdania swego majątku ubogim i bycia jak on? Gdyby nie było pewnego bogatego hrabiego, który ofiarował mu wzgórze La Verna, nie byłoby pewnie najważniejszego objawienia Jezusa w życiu Biedaczyny…

Gdzie więc tkwi odpowiedź na pytanie o rolę ubóstwa? W objawieniu. Francesco zobaczył, że najnędzniejszy człowiek, którego spotkał w życiu, jest Chrystusem. Nawet nie podobnym, nawet nie obrazem. Jest Chrystusem.

Franciszek zapragnął być jak On… I stał się nędznikiem.

Początek

Święty Franciszek przychodzi na świat w 1182 roku w Asyżu, mieście w środkowych Włoszech. Rodzi się w bogatej rodzinie kupieckiej. Jego rodzice marzą, by syn osiągnął stan szlachecki, nie przeszkadzają mu więc w jego marzeniach o ostrogach rycerskich. Płacą za wystawne uczty, które organizuje. Podczas zabaw, które trwają całe noce, śpiewa biesiadnikom układane przez siebie pieśni.

Ubierający się ekstrawagancko młodzieniec zostaje okrzyknięty królem młodzieży asyskiej. Droga do wielkiej kariery zdaje się stać przed nim otworem. Nie ma na niej widocznych przeszkód.

No chyba, że położy się na niej w poprzek sam Chrystus.

Może to pierwszy sen

Nim to się stanie, bogaty panicz (ma już 20 lat), któremu ojciec na dał imię „Francesco – „mały Francuz” – zostaje pojmany w jednej z bitew toczonych między rywalizującymi miastami: Asyżem i Peruggią. Dziwne: w więzieniu nie traci dobrego nastroju, choć do rodzinnego miasta powróci dopiero po roku niewoli. Powtarza towarzyszom: „Dziwi was, że się cieszę? Nadejdzie dzień, kiedy cały świat będzie oddawać mi cześć!”.

Te pełne pychy słowa są z pewnością owocem jednego z jego dziwnych snów. On sam jak i jego słuchacze rozumieją te senne widzenia w kategoriach czysto doczesnych. „Kim on będzie? – zastanawiają się współwięźniowie. – Królem?, wielkim wodzem jak Hannibal?, może poetą wspanialszym niż Wergiliusz?

Wybierają zły trop – wszystkie obrazy, które Franciszek będzie oglądał w nocnych wizjach, będą się odnosić tylko do świata ducha.

On sam jeszcze o tym nie wie.

Najpiękniejsza oblubienica

Giotto, Św. Franciszek i Cud Krzyża z San Damiano

Niedługo po uwolnieniu Franciszek znowu wyrusza na wojnę. Hrabia Gentile zbiera wojsko, by stawić opór germańskim notablom rozpychającym się na południowych ziemiach Asyżu. Ojciec wyposaża go w bogatą zbroję, daje mu też wybornego rumaka. W drodze na południe przyszły święty ma kolejny, piękny sen. W widzeniu znajduje się w magazynie swego ojca, tyle że zamiast bel materiałów, złożona jest w nim rycerska broń. Dostrzega, że każda tarcza nosi na sobie znak krzyża. (Czy nie przypomina się nam wizja Konstantyna?) Nieoczekiwanie zbrojownia zamienia się w pyszny pałac, w którym czeka na niego piękna panna młoda. Słyszy jeszcze głos mówiący, że oglądana przed chwilą broń i uprząż dla koni są przeznaczone dla rycerzy, którzy pod jego komendą ruszą na zwycięski bój.

Franciszek jest szczęśliwy.

„Wracaj do Asyżu”

Nadchodzi kolejna noc, a wraz z nią pojawia się kolejny sen. Tym razem nie ma w nim wizji, jest głos, a on wie (po prostu wie – ta pewność jest częścią natchnionego snu), że mówi do niego Chrystus. Zbawiciel poleca mu porzucić służbę i powrócić do domu. Zapewnia, że w rodzinnym mieście dowie się, co ma zrobić, by osiągnąć to, czego pragnie.

Jest posłuszny. Wierzy, że to krok ku spotkaniu najpiękniejszej kobiety świata. I sławy.

Ku zdumieniu wszystkich, porzuca swoich towarzyszy. Ale… czyżby w swym śnie usłyszał lub przeczuł coś więcej? Jak wytłumaczyć, że Franciszek, jeszcze przed chwilą obnoszący się ze swoją pyszną zbroją, przekazuje ją najbiedniejszemu z rycerzy? Przecież po powrocie do Asyżu można ją sprzedać bez najmniejszego uszczerbku w finansach!

Wygląda na to, że wpajana w niego nauka, iż droga do zdobycia uznania w świecie prowadzi przez pieniądze (a do wielkiej sławy potrzeba wielkich pieniędzy!) straciła na wadze, a system wartości, jaki mu wszczepiono, okazuje się w niewytłumaczalny sposób nieszczelny.

Jeśli okazuje się „niewytłumaczalny”, to ślady prowadzą w stronę nadprzyrodzoności.

Nie znamy motywów tego dziwnego gestu, wiemy jednak, że na naszych oczach pojawia się kolejna rysa, która za moment zniszczy obraz jego doczesnych oczekiwań. Pierwszą już znamy: jest nią jego upodobanie do okazywania pomocy żebrakom.

Rzym – przystanek do Porcjunkuli

Znowu dzieje się coś, co nie ma racjonalnego wytłumaczenia. Czyżby było to polecenie usłyszane od Jezusa w następnej wizji sennej? Pewnego dnia Franciszek siodła konia i rusza do Rzymu. Tam wszystkie pieniądze wrzuca do skarbony znajdującej się przy grobach Apostołów, po czym siada na stopniach katedry św. Piotra, zamienia się ubraniem z żebrakiem i zaczyna prosić o jałmużnę.

Do Asyżu wraca bez grosza i w łachmanach.

Do tej pory lubił pomagać biedakom. Teraz sam sprawdza smak nędzy.

Czy to kolejny krok zaplanowany przez cierpliwą Opatrzność? Być może, bo Franciszek właśnie przekracza kolejną barierę: zaczyna się interesować ostatnimi z biedaków: trędowatymi. W okolicach Asyżu jest ich niemało.

Do tego dochodzi jeszcze potrzeba samotności (on – dusza towarzystwa!) i medytacji (on – wciąż w wirze przygód). Coraz częściej siada na konia i jedzie do oddalonego o dwa kilometry na pół zrujnowanego kościoła św. Maryi od Aniołów, który potem stanie się tak sławny przez swój związek z Porcjunkulą („malutką ziemią”).

(Porcjunkula to miejsce, w którym zamieszkał Franciszek z pierwszymi towarzyszami, tu też – zgodnie ze swoją wolą – zmarł.)

U św. Maryi od Aniołów spędza wiele czasu. Dużo się modli.

Czego szuka? Czyżby ustalona droga życiowej kariery wcale nie była tą, o której mówi mu Głos i… jego serce?

Ucałowany Chrystus

Pewnego dnia w drodze powrotnej od Matki Bożej Anielskiej spotyka trędowatego. Znowu spada na niego natchnienie (wie, że jest ono z nieba) – tak ciężkie, że nie może go odepchnąć. Czuje, że ma pocałować tego okrytego cuchnącymi ranami nieszczęśnika, choć smród gnijącego ciała jest tak straszny, że zbiera mu się na wymioty. Wie, że z jakiegoś powodu nadeszła decydująca o wszystkim chwila.

Ekstaza św. Franciszka, mal. Caravaggio

Rodzi się w nim myśl: „Nie jesteś rycerzem Chrystusa, jeżeli nie po trafisz zwyciężyć siebie samego”.

Coś musiało wydarzyć się wcześniej! Franciszek wciąż marzy o byciu rycerzem, ale on już zaciągnął się pod sztandar Zbawiciela! Czy to skutek nieznanych nam, innych nocnych objawień czy po prostu Franciszek, nawet o tym wiedząc, robi kolejne kroki, które prowadzą go do odkrycia swego zdumiewającego powołania?

Odpowiedź na to pytanie nie ma większego znaczenia. Ważne jest to, co dzieje się teraz. Franciszek zsuwa się z konia, podchodzi do nieszczęśnika i całuje go. Kiedy później, oglądając się w siodle, chce raz jeszcze spojrzeć na pokrytego trądem człowieka, na drodze nie ma nikogo.

Teraz wie: pod postacią okrytego łachmanami ukazał mu się Chrystus.

Bizantyjski krucyfiks

Sprawy przyspieszają swój bieg. Franciszek jeżdżący po okolicach Asyżu znajduje inny, poważnie zniszczony kościół. Kamienna świątynia jest pod wezwaniem św. Damiana – syryjskiego męczennika z III wieku.

Kościół jest rzeczywiście stary – pochodzi z VI–VII wieku. Znajduje się w nim piękna bizantyjska ikona w formie krzyża, namalowana najprawdopodobniej w pierwszej połowie XI stulecia.

To z niej odzywa się do Franciszka Chrystus. Dodajmy na marginesie, że wpływy chrześcijańskiego Wschodu nie są już w Italii mile widziane – po tzw. wielkiej schizmie wschodniej (1054 roku), kiedy dokonał się podział na Kościół zachodni i wschodni, ten pierwszy w ikonach dopatruje się heretyckich przedstawień… Tymczasem Jezus wybiera na narzędzie swego objawienia „obraz sprzed podziału”. Na swe spotkanie z Franciszkiem wybiera „Bizancjum na Zachodzie”.

(To ważny element, objawienie, z braku miejsca pozostawmy go jednak bez rozwinięcia.)

Chrystus zwraca się do Franciszka po imieniu i mówi: „Czy nie widzisz, że mój Kościół leży w ruinie? Idź i napraw go”.

Zastanawiające, że w tym samym okresie ktoś inny ma senne widzenie związane z chylącym się ku upadkowi kościołem. Owa druga wizja wskazuje jednoznacznie, że Chrystus z San Damiano mówi nie o zniszczonej świątyni stojącej na pustkowiu, ale o Kościele, który przestaje być miejscem Bożym. Nocne widzenie ma papież Innocenty III († 1216), któremu nie ukazuje się Jezus, ale Franciszek! Ojciec Święty widzi we śnie mnicha podtrzymującego chylącą się ku upadkowi Bazylikę Laterańską. To papieska świątynia – tam bije w owym czasie serce Kościoła powszechnego. Na Watykanie papieże zamieszkają dopiero pod koniec XIV w.

Franciszek ma dokonać zdawałoby się niemożliwej reformy – syte, feudalne chrześcijaństwo ma znów uczynić Kościołem Jezusa Chrystusa.

Potrzeba kamieni

On sam nie rozumie słów Zbawiciela z San Damiano w ich najgłębszym znaczeniu. Nie wie, że – podobnie jak wiele innych zapowiedzi proroczych i Bożych tajemnic ujawnianych wizjonerom – mają one kilka (czy tylko dwie?) płaszczyzny. Widzi tylko pierwszą: zaczyna odbudowywać zniszczony Kościół pod wezwaniem św. Damiana.

Giotto, Sen Innocentego III, w którym św. Franciszek podtrzymuje Bazylikę na Lateranie - to symbol ratowania Kościoła

Nie, wcale się nie myli w swej interpretacji słów Jezusa! Jego zaangażowanie w odbudowę romańskiej świątyni jest jak spust naciągniętej kuszy, który zwalnia cięciwę.

Za chwilę bełt poszybuje do celu.

Bo Franciszek potrzebuje budulca – by odbudować kościół, musi zgromadzić wiele kamieni. Skąd je wziąć? Ten materiał budowlany jest cenny i trzeba za niego sporo zapłacić. Przyszły święty robi rzecz po ludzku nie do przyjęcia. Pracując w magazynie ojca, dokonuje kradzieży dwóch cennych bel sukna; te ładuje na konia i rusza do oddalonego o godzinę drogi Foligno, gdzie sprzedaje – i płótno, i konia… Pieniądze przekazuje kapłanowi opiekującemu się zrujnowaną świątynią.

Za chwilę rodzony ojciec postawi go przed sądem, ale zachowanie biskupa rozczaruje: hierarcha ograniczy się do łagodnego napomnienia. Zaś jego syn zrzuci wobec zebranych swoje wciąż bogate szaty i, pozostając tylko w przepasce wokół bioder, odda je ojcu mówiąc, że skoro własny rodzic się go wyrzekł, ma już tylko jednego ojca: Ojca w niebie.

Wówczas biskup narzuca na niemal nagiego Franciszka swój płaszcz. Znaczący to gest, którym hierarcha nie tylko okrywa nagość młodzieńca; to średniowieczny gest oznaczający przyjęcie kogoś pod swoją opiekę, uznanie go za swojego syna. Czy widzimy cud? Już zaczyna się reforma Kościoła. Franciszek nic jeszcze nie zrobił, a w ludziach Kościoła budzą się ich utajone tęsknoty za „pobożnością pełną mocy” (2 Tm 3,5).

Cherubin ukrzyżowany

Pozostawiamy za sobą Franciszkowe dzieje, nie interesuje nas przecież biografia, ale wpisane w nią objawienia Jezusa. Ze schorowanym Franciszkiem wędrujemy w stronę Alwernii (po włosku La Verna), wysokiej na 1300 m góry w Toskanii, na pograniczu z Umbrią.

Franciszek jest na początku pustelnikiem. Potem też zachował zwyczaj odchodzenia w miejsca odludne, by w modlitwie i medytacji odnawiać swe siły duchowe. Teraz Franciszek czuje taki właśnie zew.

Jego ulubionym miejscem jest właśnie La Verna, podarowana mu przez hrabiego Orlanda Cattani. Późnym latem 1224 roku Franciszek zatrzymuje się tam, by podjąć jeden z czterech corocznych czterdziestodniowych postów.

Zamieszkuje w niewielkim eremie znajdującym się po drugiej stronie przepaści, przez którą przerzucony jest drewniany mostek. Brat Leon będący jego sekretarzem ma surowo przykazane nie zbliżać się do niego; może przejść na drugą stronę tylko raz w ciągu dnia, by przynieść mu skromne pożywienie, i raz w nocy, by odmówić z nim wspólnie jutrznię. Nawet wtedy nie wolno mu się zbliżyć, dopóki nie otrzyma umówionego sygnału.

Jednej nocy ośmiela się przekroczyć most bez otrzymania znaku i… nieoczekiwanie staje się świadkiem nadprzyrodzonego wydarzenia. Widzi Chrystusa w postaci przybitego do krzyża sześcioskrzydłego Serafina, unoszącego się nad Franciszkiem. Wizja jaśnieje zaledwie chwilę, ale gdy znika, na dłoniach, nogach i boku „Poverella” pojawiają się stygmaty.

Czy Franciszek wrócił do raju?

Otrzymanie znaków męki Pańskiej nie jest rzeczą rzadką: Franciszek znajduje się wśród 320 podobnych mu stygmatyków. Ale objawienie Jezusa w postaci ukrzyżowanego Serafina jest wydarzeniem, które nie ma odpowiednika w historii.

Co oznacza ta niezwykła wizja? Św. Bonawentura († 1274) zastanawia się: „Może dlatego Pan ukazał się w takiej postaci Świętemu Ojcu naszemu Franciszkowi podczas owej chwalebnej wizji, kiedy oznaczył go stygmatami swej męki, ażeby okazać, że tak właśnie winni być duchowo uskrzydleni ci, którzy mają użytecznie przewodzić jego rodzinie”. I wymienia sześć cnót, na które miałoby wskazywać objawienie w La Verna. To kolejno sprawiedliwość, dobroć, cierpliwość, przykład życia, przezorna rozwaga i pobożność.

Interpretacja jest słuszna, ale tylko na potrzeby samego zakonu. Pytamy: może jest tu coś więcej?

Spójrzmy: Skoro Serafiny w widzeniu Izajasza (Iz 6 1–4) unoszą się nad Bożym tronem, a nasz Chrystus ukazuje się nad Franciszkiem jako najwyższy, sześcioskrzydły anioł… czy to znaczy, że Biedaczyna z Asyżu jest uosobieniem Bożej świętości i miejscem zamieszkania Jego chwały na ziemi? Czy jest on tak święty i aż tak zjednoczony z Bogiem, że jest z Nim jedno, że jest Jego doskonałym obrazem?

Być może, bo – paradoksalnie – potwierdza to inny element seraficznej wizji.

Spójrzmy znowu: Skoro w widzeniu Izajasza (a jest to jedyna wzmianka o Serafinach w całej Biblii) tylko dwa skrzydła utrzymują tych aniołów w górze, pozostałymi zaś na znak czci wobec Boga zakrywają oni swe twarze i nogi, a tu Serafin-Chrystus ma wszystkie skrzydła rozpostarte i spogląda z miłością na Franciszka… czy to znak, że Anioł nie unosi się nad niedostępnym, budzącym trwogę Bogiem, ale nad zwykłym stworzeniem.

Franciszek jest doskonałym obrazem Boga… Powraca w nim Raj. Rzeczywiście, rozmawia on z ptakami, głosi kazanie do ryb, oswaja wilka, słońce jest jego bratem, nawet śmierć jest jego ukochaną siostrą – trwa on z całym stworzeniem w rajskiej harmonii. Jednak mamy tu coś więcej. Znany nam już Ireneusz z Lionu pisał: „Syn Boży [...] stał się człowiekiem, (…) abyśmy to, co zgubiliśmy w Adamie, to znaczy istnienie jako obraz i podobieństwo Boże, odzyskali w Chrystusie Jezusie”.

Franciszek to odnalazł.

Czas na przywitanie ostatniej z sióstr

Gdy następnego dnia opuszcza La Vernę, musi jechać na grzbiecie osła – nie jest w stanie iść. Tak będzie zmuszony podróżować do końca życia. Odtąd też nosi skarpety zasłaniające stygmaty, a żeby zmniejszyć ból podczas chodzenia, ma na nogach specjalne kapcie, które uszyła mu Klara. Nikt więc nie ogląda Chrystusowych stygmatów, bo i dłonie ma Franciszek zakryte. Spod bandaża wystają tylko końce palców.

Kiedy śmierć zbliża się na wyciągnięcie ręki, chce powrócić do Asyżu. Brat Eliasz wysyła go w podróż w asyście rycerzy, obawiając się, że jeśli Biedaczyna umrze, ludzie z mijanych miast będą chcieli porwać jego ciało.

W drodze Franciszek jest wesół jakby szedł na wesele. Śpiewa ułożoną przez siebie „Pieśń stworzenia”. Śpiewa tak głośno, że niektórych to gorszy. Eliasz próbuje delikatnie mu dać do zrozumienia, że może lepiej by było opłakiwać swoje grzechy. Na to Franciszek odpowiada: „Już je opłakałem, a teraz chcę śpiewać, by przywitać Siostrę Śmierć”.

W raju się nie płacze. W raju jest miejsce tylko na radość.

Umiera, śpiewając. Jest wieczór 3 października 1226 roku. Wtedy nad jego Porcjunkulą pojawia się chmara skowronków; część siada na dachu, inne krążą w powietrzu. Teraz one śpiewają, kiedy przestał śpiewać Franciszek.

Oczekują objawienia się synów Bożych. Ludzi jak „Poverello”. (…)

Niniejszy tekst to fragment książki Wincentego Łaszewskiegp pt. „Historia Objawień Jezusa. Tom I”, wyd. Fronda

Czytaj też:
W ilu trumnach pochowany jest papież? Franciszek dokonał istotnej zmiany
Czytaj też:
Leon XIII. Jeden z najdłuższych pontyfikatów w historii
Czytaj też:
Droga Franciszka do Watykanu. Kim był Jorge Mario Bergoglio?

Źródło: DoRzeczy.pl / Wyd. Fronda