Masada była twierdzą zbudowaną przez Heroda Wielkiego na 400-metrowym klifie wznoszącym się nad Morzem Martwym. Miała dostęp do wody oraz spore zapasy zboża i oliwy, a wiodły do niej dwie strome drogi, co czyniło fortyfikację łatwą do obrony. Dzisiaj składają tu przysięgę wierności nowi oficerowie armii izraelskiej, uczy się o niej dzieci w szkołach, a liczni Żydzi przychodzą do niej jak do świętego miejsca historii Izraela. Tutaj bowiem bronili się w 73 r. n.e. ostatni powstańcy walczący z dominacją Rzymu, a kiedy dalsza obrona stała się niemożliwa – popełnili zbiorowe samobójstwo, pozbawiając wcześniej życia swoje kobiety i dzieci. Woleli śmierć niż niewolę.
Wybuch buntu
Powstanie wybuchło w 66 r. n.e. po wydarzeniach w Cezarei oraz w Jerozolimie. W pierwszym z miast Żydów sprowokowali Grecy sprzedający ptaki przed miejscową synagogą, a w drugim – sami Rzymianie, którzy nie pierwszy raz zresztą pogwałcili sacrum, wkraczając do świątyni i rabując (na poczet zaległych ich zdaniem podatków) zgromadzone tam złoto. Na Rzymian rzucili się zeloci, od lat stanowiący zbrojną partyzantkę przeciw okupantom, a zwłaszcza najbardziej radykalni sykariusze, miejscy nożownicy. Do nich dołączyły tysiące Izraelitów, szczególnie z najuboższych warstw, cierpiących ucisk zarówno ze strony Rzymian, jak i bogatej arystokracji kapłanów żydowskich, którzy zachowali wprawdzie uprzywilejowaną pozycję społeczną, ale także przecież tęsknili do czasów niezależnego, wyznaniowego państwa żydowskiego.
Na bunt złożyły się bowiem różne rzeczy. Suwerenność państwową Żydzi stracili 130 lat wcześniej po podbojach Pompejusza Wielkiego. Z początku Rzymianie – jak to na ogół czynili w ujarzmionych krajach – utrzymywali dotychczasową dynastię królewską, potem osadzili na tronie wiernego im Heroda Wielkiego. Panował on aż 34 lata, a po jego śmierci (4 r. p.n.e.) podzielonym państwem władali jego potomkowie, aż wreszcie w latach 40. nowej ery cesarz Klaudiusz przyłączył Judeę do prowincji Syrii, a rządy sprawowali bezpośrednio rzymscy prokuratorzy. Stało się to zarzewiem konfliktu, gdyż – tak jak wszędzie – odznaczali się oni przekupnością i zachłannością.
Rzymianie zdawali sobie sprawę z wyjątkowości religii żydowskiej na tle ówczesnego świata. Toteż Żydom udawało się unikać stawiania posągów cesarzy w świątyni (nawet za Kaliguli!), a ofiary składali nie tyle im, ile za ich pomyślność. Cieszyli się w Imperium Rzymskim specjalnym statusem, tworząc autonomiczne wspólnoty w różnych częściach imperium. Nie powoływano ich do wojska ani nie wzywano w sprawach urzędowych podczas szabatu. A jednak do naruszania tak ważnych dla Żydów uczuć religijnych dochodziło i kiedy prokurator Florus wtargnął do świątyni w 66 r., został skutecznie zaatakowany przez grupę buntowników, których prowadził Eleazar i do której tłumnie przyłączyli się mieszkańcy Jerozolimy.
Kronikarz wojny rzymsko-żydowskiej Józef Flawiusz pisał: „Udało się także w świątyni ówczesnemu jej dowódcy Eleazarowi, synowi Ananiasza, młodzieńcowi nader zuchwałemu, przekonać pełniących służbę Bożą, aby nie przyjmowali od nikogo obcego żadnego daru lub ofiary. Takim sposobem stworzono istotny powód do wojny z Rzymianami, gdyż odrzucono ofiarę składaną za nich i za Cezara. I choć arcykapłani i przedniejsi Żydzi gorąco ich nakłaniali, aby nie zaniechali tradycyjnych ofiar za swoich władców, kapłani ci trwali w uporze. Pewni bowiem byli swojej liczebnej przewagi, gdyż stała za nimi najbardziej zagorzała część buntowników, ale przede wszystkim brali wzór z dowódcy świątyni Eleazara”.
Sytuację w Jerozolimie komplikowały podziały nie tylko wśród kapłanów, ale także wśród buntowników. Szczególnie radykalni okazali się sykariusze pod wodzą Menachema, którzy zabili nawet arcykapłana Ananiasza, ojca Eleazara (zresztą krewniaka Menachema). Opanowali także z zaskoczenia Masadę, wycinając załogę rzymską. Część Jerozolimy opanowały elity wspierane przez Heroda Agryppę II – prawnuka Heroda Wielkiego, nominalnie panującego nad północną częścią Galilei i południowym Libanem, a także sprawującego opiekę nad świątynią. W końcu stronnictwo kapłańskie Eleazara opanowało sytuację, a Menachema pojmano i stracono. Agryppa wycofał się w ślad za Rzymianami.
Stracenie radykalnych sykariuszy nie okiełznało bynajmniej fali buntu, która rozlała się na wszystkie ziemie żydowskie. Przeciwko Żydom wysłano z Syrii XII Legion, został on jednak otoczony, pokonany i zmuszony do odwrotu. W walkach Rzymianie stracili 6 tys. żołnierzy i złotego orła legionu. Eleazar stał się siłą rzeczy przywódcą narodowego powstania – największego do czasu zrywu Bar Kochby w następnym stuleciu.
Triumf Tytusa
Latem 67 r. n.e. do Palestyny dotarły z Egiptu liczniejsze oddziały rzymskie, którymi dowodzili Wespazjan oraz jego syn Tytus. Improwizowane wojska żydowskie przegrywały wszystkie starcia w polu, pierzchały pod żelaznym naporem rzymskich kohort, toteż pozostała im obrona ufortyfikowanych miejscowości. Szczególnie zaciekle bronili się w Galilei.
Półtora miesiąca trwała obrona Jotapaty, którą dowodził właśnie Józef Flawiusz. Schronił się on z ostatnimi 40 towarzyszami w głębokiej cysternie. Po odkryciu miejsca kryjówki przez Rzymian wybrali śmierć. Aby nie popełniać nagannego samobójstwa, zgodnie z radą Józefa zabijali się wzajemnie, wedle ustalonej przez niego kolejności. Tak to obliczył, że na koniec został sam, poddał się Rzymianom, pochlebił Wespazjanowi proroctwem o jego przyszłym panowaniu nad Rzymem i poszedł na służbę u zwycięzców.
Czytaj też:
Poncjusz Piłat – kim był człowiek, który osądził Jezusa?
V Legion trybuna Cerealisa otoczył siły powstańców w Samarii, na górze Gerizim, gdzie zginęło 11 tys. Żydów. X Legion opanował Tyberiadę, Tarycheę i Joppe, gdzie trafiło do niewoli 10 tys. mieszkańców. W Gamali poza mieszkańcami broniło się przez miesiąc 9 tys. zelotów. Tam samobójstwo popełniło 5 tys. z nich, aby uniknąć natychmiastowego mordu bądź niewoli. Ona też kończyła się śmiercią, gdyż buntowników rozszarpywały zwierzęta na arenach cyrków, gdzie zwykle trafiali. Wymordowano wszystkich obrońców twierdzy na górze Tabor i twierdzy Gischala.