O pochodzeniu rodziny Badenich są sprzeczne informacje. Według herbarza Uruskiego była to rodzina włoska, „podług miejscowej tradycji miejska krakowska”. Jej polska gałąź miała pochodzić od pułkownika wojsk księcia mediolańskiego Sforzy, który przybył wraz z Boną Sforzą, zaślubioną Zygmuntowi Staremu. Jego syn Leonard otrzymał nobilitację od Zygmunta Augusta. Natomiast Jerzy Dunin-Borkowski, autor „Almanachu błękitnego”, podawał, że była to rodzina pochodzenia wołoskiego, która w XVII w. została zaliczona w poczet mieszczan lwowskich i w tym samym wieku nobilitowana.
Tak czy inaczej Badeniowie nie odgrywali ważnej roli w I Rzeczypospolitej, nie piastowali ważnych urzędów. Jeden z Badenich był szambelanem Stanisława Augusta i posłem. To tyle, co można powiedzieć o dostojeństwach Badenich do czasów rozbiorów. Kariery Badeniowie zaczęli robić dopiero w XIX w. Pierwszym z nich był Marcin Badeni, senator i minister sprawiedliwości w Królestwie Polskim przed powstaniem listopadowym. Jego syn Ignacy wybudował w Warszawie pałac, zniszczony podczas powstania warszawskiego i nieodbudowany. Sebastian Badeni otrzymał w 1825 r. od cara tytuł hrabiego, lecz zmarł bezpotomnie. Drugi, dziedziczny tytuł hrabiowski w tej rodzinie otrzymał od cesarza austriackiego Kazimierz Badeni. Władysław Badeni, właściciel dóbr pod Lwowem, poseł na Sejm Krajowy, miał wielkie ambicje związane z synami – Kazimierzem i ze Stanisławem. Mawiał, że jeden z nich będzie namiestnikiem Galicji, a drugi marszałkiem Sejmu Krajowego. I nie pomylił się, ale nie przewidział, że Kazimierz sięgnie wyżej.
Namiestnik Galicji
Kazimierz Badeni, urodzony w 1846 r. w odziedziczonym przez ojca Surochowie, ukończył prawo na uniwersytecie w Krakowie. Pracował przez prawie 10 lat w administracji galicyjskiej, a potem osiadł w swoich dobrach w Busku, w ziemi lwowskiej. Na krótko jednak. W 1888 r. został namiestnikiem Galicji. Autor jego życiorysu w „Polskim słowniku biograficznym”, Stefan Starzyński, pisał: „Rządził sprężyście, energicznie i zapobiegliwie, bez szablonu i formalizmu biurokratycznego, wglądał osobiście we wszystko, umiał rozkazywać i wymagać posłuszeństwa”.
Czytaj też:
Zamach na namiestnika Potockiego. Morderca w zaskakujący sposób uniknął kary
A współczesny historyk, Waldemar Łazuga, wystawił mu taką opinię: „Z energii zrobił coś w rodzaju programu i ludzi często podług energii sądził”. W 1890 r. Kazimierz Badeni podał się demonstracyjnie do dymisji na znak protestu przeciwko odmowie Franciszka Józefa I pochowania Adama Mickiewicza w katedrze na Wawelu. Dymisja nie została przyjęta, a prochy wieszcza trafiły do krypty królewskiej.
Badeni był architektem ugody między Polakami a Ukraińcami, zwanymi wówczas jeszcze powszechnie Rusinami. Popierał ich ruch narodowy przeciw ukraińskim moskalofilom, w interesie monarchii austro-węgierskiej, która miała prawo obawiać się ich w przypadku ewentualnej wojny z Rosją. W wyborach 1891 r. do Rady Państwa, austriackiego parlamentu, Polacy popierali ukraińskich narodowców, a ci – Polaków przeciw moskalofilom. Rok później uchwalona została rezolucja Sejmu w sprawie założenia gimnazjum rusińskiego (ukraińskiego) w Kołomyi. W 1894 r. utworzona została katedra historii powszechnej, ze szczególnym uwzględnieniem historii Europy Wschodniej i z ukraińskim językiem wykładowym. Objął ją Mychajło Hruszewski, który zaczął wprowadzać pojęcie „Ukrainiec” zamiast „Rusin” dla wyraźniejszego odróżnienia swojego narodu od Rosjan. Hruszewski propagował hasło „Polacy za San!”.
Kolejne gimnazjum i katedra uniwersytecka były niezmiernie ważne dla Ukraińców, którzy potrzebowali wykształconych kadr inteligenckich dla swojego narodu. Polsko-ukraińska ugoda, której patronem był namiestnik Badeni, dała im więc bardzo wiele. Do równouprawnienia Polaków i Ukraińców w Galicji było jednak jeszcze daleko. Ukraińcy chcieli więcej, a Polacy dziwili się, że to, co dostali, wciąż im nie wystarcza.
W 1894 r. została otwarta we Lwowie wielka wystawa prezentująca osiągnięcia gospodarcze i kulturalne Galicji. Był to kolejny sukces Badeniego, który został zauważony przez Franciszka Józefa I. Waldemar Łazuga pisał: „Galicja mogła przedstawić się jako kraj rządny i gościnny, mający niemało do zaoferowania i szczycący się wybitnymi ludźmi”.
Premier Austrii
Franciszek Józef I uznał Badeniego za zdolnego i energicznego administratora jednego z krajów koronnych. Takiego człowieka było mu potrzeba w Wiedniu.
Był jeszcze jeden argument, o którym wspomniał Kazimierz Chłędowski, na przełomie XIX i XX w. wyższy urzędnik ministerstwa do spraw Galicji. Franciszek Józef I miał powiedzieć Badeniemu: „Wszyscy mnie opuszczają; na jednych jeszcze liczę: Polaków”. Jak bowiem dodawał Chłędowski, Niemcy ciągnęli do niemieckiego państwa, Czesi do Rosji, Włosi z ideą irredenty – do Włoch, a południowi Słowianie też byli niezadowoleni ze swojego statusu w monarchii. A poza tym Badeni umiał wykorzystać potęgę prasy: „Namiestnik pojechał zwiedzić starostwo, telegraf zdawał dokładne sprawozdanie o jego przejażdżkach, namiestnik jechał do Wiednia, wszystkie gazety wiedeńskie o tym na kilka dni naprzód wiedziały” – relacjonował Chłędowski.
W 1895 r. Kazimierz Badeni przyjechał ze Lwowa do Wiednia, by objąć urząd premiera Austrii. Nie był pierwszym na tym stanowisku. W latach 1870–1871 piastował ten urząd Alfred Potocki. Stanowiska ministerialne przed objęciem urzędu premiera przez Badeniego piastowali prof. Julian Dunajewski, minister finansów, oraz Stanisław Madeyski i Edward Rittner, ministrowie wyznań i oświaty. Marian Rosco-Bogdanowicz, szambelan dworu Franciszka Józefa I, wspominał: „Cesarz zdawał się być pod zupełnym urokiem niefrasobliwego poczucia siły i pogody umysłu swojego premiera”.