7 listopada 1942 r., Moskwa, plac Czerwony. Dwudziesta piąta rocznica „rewolucji październikowej” zostaje uświetniona paradą zwycięstwa. Niemiecką paradą zwycięstwa: przez rosyjską stolicę jadą tysiące lekkich czołgów, a nad miastem przelatują tysiące małych myśliwców. Koniec 1942 r. był chyba ostatnim momentem, w którym Niemcy mogli pokonać Związek Sowiecki. Kluczem do tego zwycięstwa musiałaby być szybkość postępowania – aby zdążyć przed aliantami – oraz zorganizowanie masowej armii. Bóg – jak wiadomo – jest po stronie liczniejszych batalionów.
Niemcy nie pokonali jednak Związku Sowieckiego, nie zdołali bowiem wystawić tak licznych batalionów, które wystawili Rosjanie. Z jednej strony, Rosjanie otrzymali olbrzymią pomoc od Brytyjczyków i Amerykanów, z drugiej zaś Niemcy zrobili chyba wszystko, aby nie wykorzystać swoich możliwości. Mieszkańcy Związku Sowieckiego początkowo widzieli w Niemcach wyzwolicieli i masowo zgłaszali się do walki przeciwko sowieckiej władzy. Szybko jednak zostali zniechęceni. Nie dlatego – jak się czasem twierdzi – że Niemcy przeprowadzali krwawe represje, ale dlatego, że nie zamierzali oddać zagrabionej przez komunistów ziemi w ręce chłopów. W końcu partia narodowosocjalistyczna też była partią lewicową…
Jeszcze ważniejszą przyczyną niemieckiej impotencji militarnej były złe wybory taktyczno-techniczne. Starali się produkować najlepsze czołgi, najlepsze armaty i najlepsze karabiny. Pogoń za jakością odbijała się jednak na ilości, w skrajnych przypadkach tak bardzo, że „najlepsze bronie” powstawały z wieloletnim opóźnieniem albo nie powstawały wcale.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.